Po dziesięciu latach małżeństwa odeszła do innego. Rok później wróciła – w ciąży i załamana…

polregion.pl 23 godzin temu

Po dziesięciu latach małżeństwa odeszła do innego. Rok później wróciła, ciężarna i złamana
Odeszła z kimś innym po dekadzie wspólnego życia. A po roku stanęła na moim progu, z brzuchem jak księżyc w pełni i oczami pełnymi łez.

Poznałem żonę, Bogumiłę, prawie dwanaście lat temu. Wtedy jeszcze studiowałem na politechnice w Krakowie i mieszkałem w akademiku. Ona przyjechała z maleńkiej wsi na Podlasiu, zagubiona, samotna, obca w tym hałaśliwym mieście. Nie zbliżyliśmy się od razu. Na początku choćby jej nie zauważyłembyła zbyt cicha. Zawsze w kącie z książką, ledwie się odzywając.

Ale czas działał na naszą korzyść. Po kilku miesiącach zaczęliśmy rozmawiać, najpierw nieśmiało, potem całymi nocami, jakby słowa nas opętały. Ona zwierzała mi się z wątpliwości, jaz marzeń o przyszłości. W końcu dostaliśmy wspólną izbę dla parkierowniczka akademika uwierzyła, iż jesteśmy poważni. Tak zaczęło się nasze życie.

Zawsze wiedziałem, czego chcę. Być twardym mężczyzną, filarem, który nie tylko wznosi ściany, ale i wypełnia je ciepłem domu. Powiedziałem jej wprost: Nie będziesz pracować. Kobieta ma dbać o dom i dzieci. A jeżeli mężczyzna nie utrzyma rodziny, to nie jest mężczyzną. Nie protestowała. Gotowała, sprzątała, czekała na mnie wieczorami. Byliśmy prawdziwą rodziną.

Z latami awansowałem. Zacząłem w firmie budowlanej, doszedłem do stanowiska kierownika, w końcu założyłem własną firmę. Kupiliśmy dom na przedmieściach, dwa samochodydla mnie i dla niej. Żyliśmy, jak sobie wymarzyliśmy. Wszystko, oprócz jednego: dzieci. Lata mijały, a dom pozostawał cichy. Odwiedziliśmy dziesiątki lekarzy, wydaliśmy tysiące złotych, przeszliśmy niezliczone badania Nic nie pomagało. Ukrywałem ból. Ona też milczała, ale jej oczy były puste. W końcu się poddaliśmy. jeżeli los nam tego odmawiał, znaczy, nie było nam pisane.

A potem wszystko runęło. Bez ostrzeżenia. Bez szans na zrozumienie.

Wróciłem wcześniej tego dniażeby uniknąć korków. Na podjeździe nie było jej samochodu. Brama otwarta na oścież. Dziwne. Czekałem. Wieczór ciągnął się w nieskończoność. Wtedy przyszedł SMS z nieznanego numeru:

Wybacz. Nie zniosę już kłamstwa. Jest ktoś inny. Wraca do domu, a ja odchodzę z nim. Zdradziłam cię, ale może kiedyś zrozumiesz

Świat wyślizgnął mi się spod nóg. Siedziałem na podłodze w domu, który zbudowałem dla dwojga, a teraz byłem w nim tylko ja. Jedynie Tadeusz, mój przyjaciel i wspólnik, wyciągnął mnie z tej otchłani. Nie dał mi utonąć w alkoholu ani rzucić wszystkiego.

Czas płynął. Nauczyłem się oddychać na nowo. Widziałem Bogumiłę na zdjęciach w sieciprzed górami. Mieszkała gdzieś w Tatrach. Nie mogłem wymazać jej z myśli. Każdy kąt tutaj o niej mówił. Modliłem się o jej powrót. I wszechświat usłyszał.

Rok później, co do dnia, ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłem i omal nie upadłem. To była ona. Wychudzona, zniszczona, w brudnych, zniszczonych ubraniach. I ten brzuch. Ogromny. Była u kresu ciąży.

Bogumiła padła na kolana, szlochając, błagając o przebaczenie. Jej kochanek ją wyrzucił. Zdradziła go, tak jak mnie, a on wygnał ją na bruk. Nie miała już nic: ani grosza, ani dachu, ani nadziei. Oprócz mnie.

Możecie mnie osądzać. Nazwać słabeuszem, powiedzieć, iż powinienem był zatrzasnąć drzwi przed jej nosem. Ale wiecie co? Nie potrafiłem. Bo mimo wszystko wciąż ją kochałem. Bo choćby przez ból chciałem, żeby była przy mnie. Bo wiedziałem jedno: każdy ma prawo do błędu. A gdybym jej nie wybaczył, to siebie bym stracił.

Minęły lata. Mamy teraz synatego, którego myślałem, iż nigdy nie będę miał. Kocham go, jakby był z mojej krwi, bo jestz mojego wyboru, z mojej miłości. I kocham Bogumiłę, choć blizna na sercu nigdy nie zniknie.

Bo prawdziwa miłość to wybór pozostania. Pomimo wszystko.

Idź do oryginalnego materiału