"Po kwadransie w prywatnym przedszkolu syn zaczął płakać. Z państwowego nie chciał wracać"

mamadu.pl 2 tygodni temu
Wybór odpowiedniego przedszkola to jedna z trudniejszych decyzji, przed którą stają rodzice. Wiele placówek organizuje dni otwarte, podczas których możemy lepiej zaznajomić się z ofertą edukacyjną, poznać nauczycieli i zobaczyć, jak to wygląda od środka. Ze spotkania organizowanego przez jedną z prywatnych placówek wróciła Gosia. Przeczytajcie, co się tam wydarzyło.


Dni otwarte w przedszkolach właśnie się rozpoczęły – swoje drzwi otworzyły placówki państwowe i prywatne. Nauczycielki, wychowawczynie i dyrekcja zapraszają na spotkania, podczas których uchylają rąbka tajemnicy. Opowiadają o zasadach panujących w przedszkolu, przedstawiają plan dnia i w ogóle zdradzają wiele ciekawych szczegółów. Jak się okazuje, niektóre są... przerażające!

Dni otwarte


"Odwiedziliśmy kilka placówek w ramach dni otwartych i nasze spostrzeżenia są bardzo różne. Nasze, czyli moje i 3-letniego syna.

Pierwsze przedszkole, do którego się udaliśmy, było prywatne. Już na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się perfekcyjnie zorganizowane – eleganckie sale, nowoczesne pomoce dydaktyczne, bogata oferta zajęć dodatkowych. Jednak gdy rozpoczęły się zajęcia pokazowe, zauważyłam, iż nacisk kładziono głównie na edukację. Doświadczenia, nauka kolorów, cyferek i choćby język obcy! O zabawie i beztroskim dzieciństwie tak naprawdę nie było mowy.

Mój syn siedział niemalże w bezruchu. Słuchał, ale nie jestem pewna, czy coś z tego zrozumiał. W pewnym momencie choćby się rozpłakał i powiedział, iż chce wracać do domu. Przez skórę czułam, iż to przedszkole stara się być prestiżowe: nauka, edukacja, lepszy start w przyszłość. Ludzie, przecież to są dzieci, maluszki, a nie jakieś roboty.

Zupełnie inne wrażenie odniosłam w przedszkolu państwowym. Od samego wejścia panowała tam swobodna, ciepła atmosfera. Dzieci miały dużo przestrzeni na zabawę, a nauczycielki starały się z nimi zaprzyjaźnić. Nie było jakiegoś sztywnego programu i akademickiego pokazu. Syn od razu się rozluźnił, z chęcią uczestniczył w zabawach i na koniec sam zapytał, czy możemy tu wrócić. Widać było, iż dzieci są tam szczęśliwe. Owszem, uczą się, ale w taki naturalny, ludzki sposób. Bez wygórowanych wymagań i rosnącej presji.

I choć koleżanki przechwalają się, iż ich dzieci chodzą do prywatnych przedszkoli, to mam to w nosie. Wolę posłać go do najzwyklejszej placówki, która nie jest wyposażona, w nie wiadomo jakie pomoce dydaktyczne, ale w której panuje normalna atmosfera. Mi zależy tylko na jednym: jego szczęściu".

Idź do oryginalnego materiału