Podzieliłam się, jak umiałam
— Cześć, mamo — mówiła Kasia, starając się brzmieć naturalnie, ale w głosie czuć było chłód i napięcie.
— Ojej, Kasiu! A ty co tak niespodziewanie? Nie spodziewałam się ciebie dziś — odparła Halina Szymańska.
Kasia uważnie spojrzała na matkę. Słowo „nie spodziewałam” wbiło się w jej serce jak kolec, a potem rozbrzmiało w głowie raz za razem. „Nie spodziewałam”! Ostatnio wydawało się Kasi, iż nikt nigdy na nią nie czeka.
— No co stoisz jak słup soli? Wchodź, ja tu akurat ogórki kiszę. Tak sobie przyszłaś, czy coś się stało? Z Jankiem wszystko w porządku?
— Wszystko w porządku, mamo, z Jankiem. Wynajęliśmy im mieszkanie na początek. Marek zapłacił z góry za trzy miesiące, a potem niech sami…
Kasia patrzyła na matkę. Jak zwykle zajętą domowymi sprawami. Tak było od zawsze. Od dzieciństwa Kasia przywykła, iż Halina ciągle gdzieś się spieszy i nigdy nie ma czasu.
„Trzeba szybciej…”, „tylko skoczę do sklepu, bo mają promocję…”, „ty zostań w domu, a ja pójdę…”, „Kasiu, nie przeszkadzaj, widzisz, iż pracuję…”. Halina zawsze martwiła się rzeczami materialnymi, a córce najczęściej mówiła: „poczekaj”.
— Kasiu, nalej sobie herbaty, bo nie mam czasu, jeszcze słoiki nie wyparzone. Dobrze?
— Dobrze, mamo — odparła Kasia i nalała herbatę do kubka, choć wcale nie miała na nią ochoty.
— No to po co adekwatnie przyszłaś?
— Mamo, słuchaj… a ty nigdy nie myślałaś o rozwodzie z tatą? — zaczęła niepewnie.
— Eee… nie, a po co? Zmiana wióra na trociny. Wszyscy faceci tacy sami! A co?
— Mamo… ja chcę się rozwieść…
— Co?! A co się stało?! Znalazł sobie inną?!
Halina wyraźnie nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, więc na chwilę przestała wycierać słoik.
— Mamo, czuję, iż jesteśmy zupełnie różni. Janek dorósł, sam już z dziewczyną mieszka. Myślę, iż powinnam się z Markiem rozwieść…
— Co się u was dzieje, Boże?!
— Dziś dwudziesta piąta rocznica naszego ślubu. Rano choćby o tym nie wspomniał. Pytał tylko, gdzie są jego skarpetki i za ile minut będzie śniadanie. I tyle… — Kasia ciężko westchnęła.
— I tyle?! Kasia, no głupia jesteś! Jakaś histeryczka, no naprawdę! Rocznica ślubu! Wielkie rzeczy! Mnie twój ojciec nigdy nic nie dawał i ja jemu też. Po co pieniądze na bzdury wyrzucać?! — Halina rozkręciła się.
Kasia patrzyła na matkę i myślała, iż szkoda, iż przyszła się zwierzyć. Matka nigdy jej nie rozumiała. Po policzku spłynęła łza.
— Jeszcze mi tu awanturę zrób! Wiesz, co się zacznie z tym rozwodem? Mieszkanie do podziału, działka, macie jeszcze samochód… A oszczędności na koncie? Ja swoje wyciągnęłam, schowałam w domu. Trzeba będzie mieszkanie wymieniać! Taka dobra „trzypokojówka”, a ile w remont włożyliście…
Kasia patrzyła na matkę. Halina mówiła coś o mieszkaniu, o podziale. Zdawała się ze wszystkich sił starać przypomnieć sobie, co komu przypadnie w udziale. Na sercu Kasi zrobiło się jeszcze ciężej…
— Więc ci powiem, córko — idź do domu i wybij to sobie z głowy. A kwiatków chcesz, to pójdziemy, narwę ci piwonii, i tak już przekwitają…
— Dziękuję, nie trzeba — Kasia otarła nos.
— No jak chcesz. To idziesz już?! W sklepie wczoraj piasek tani przywieźli, potrzebujesz?!
Kasia przecząco pokręciła głową i gwałtownie wyszła. Nie dało się dłużej wytrzymać w rodzinnym domu.
Ruszyła w stronę przystanku, ale po chwili zmieniła zdanie i skręciła w boczną uliczkę, potem na nadbrzeże.
W torebce zadzwonił telefon. Kasia od razu pomyślała, iż to Marek, iż w końcu przypomniał sobie o rocznicy. Na ekranie wyświetliło się imię jedynego syna.
— Tak, Janku.
— Mamo, cześć. Słuchaj, masz chwilę? Muszę z tobą pilnie porozmawiać.
— Oczywiście. Spotkajmy się w kawiarni za godzinę. Pasuje?
— Tak, jasne. Gdzie?
— Przyjdź do „Uroczyska”. Jestem niedaleko. Zresztą ja też chciałam z tobą pogadać.
Kasia skręciła w inną ulicę, przeszła kilka przecznic i po dwudziestu minutach była na miejscu. Syn pojawił się po dziesięciu.
— Cześć, mamo.
— Cześć, Janku. Zamówiłam tylko kawę, jeść mi się nie chce.
— Słusznie. Ja mam tylko dwadzieścia minut.
— O co chodziło?
— Słuchaj, mamo… no więc… Milena powiedziała mi, iż jest w ciąży…
Kasia na moment straciła kontakt z rzeczywistością. Kilka tygodni temu Janek wprowadził się do ukochanej. Nie była przeciwna ich związkowi, ale zostać babcią w wieku czterdziestu pięciu lat jakoś jej się nie uśmiechało.
— Mamo, czemu milczysz?
— Ja… no po prostu to takie niespodziewane, Janku. Dasz radę?
— No pewnie, jak coś, to ty pomożesz? A ty co chciałaś powiedzieć?
— Ja… Synku, a jakbyś zareagował, gdybym się z tatą rozwiodła?
— A wy co, rozwód bierzecie? Co się stało?
— No wiesz, jesteśmy kompletnie różni, obcy sobie. Dziś dwudziesta piąta rocznica ślubu, a on choćby nie pamiętał.
— Rozumiem. No to się rozwiedźcie, ja już dorosły. No to pa, muszę lecieć.
— Pa, synku…
Kasia zapłaciła za kawę i poszła do domu, choć wcale nie miała na to ochoty. Po drodze wstąpiła do sklepu, a w domu przygotowała obiad.
Mąż, jak zwykle, wrócił przed wieczorem. Marek zjadł, opowiadał coś o szefie i o nowym samochodzie Darka. Kasia słuchała, przytakując.
Następnego ranka Marek znów wyjechał do pracy. Kasia pozmywała po śniadaniu. Wciąż była rozdarta. Z jednej strony bolało ją zachowanie męża. Z drugiej — dwadzieścia pięć lat razem to niemal całe życie. Czy warto to burzyć przez zapomnianą rocznicę? Nagle pomyślała, iż może matka ma rację, iż zbytnio dramatyzuje.