Podzieliłem, jak tylko potrafiłem

newsempire24.com 1 tydzień temu

Podzieliłem się, jak mogłem

— Cześć, mamo. — Ewa starała się mówić tak, jakby nic się nie stało, ale wyszło to sucho i szorstko.
— Ojej, Ewuniu! A ty co tak?! Nie spodziewałam się ciebie dziś. — odpowiedziała Anna Stanisławówna.

Ewa przyglądała się matce uważnie. „Nie spodziewałam się” — to słowo wbiło się w jej duszę jak kolec, a potem wielokrotnie odbiło się echem w głowie. „Nie spodziewałam się”! Ewie wydawało się, iż od jakiegoś czasu nikt i nigdzie na nią nie czeka.

— No i co tak sterczysz jak słup soli?! Wchodź, ja tu ogórki zakręcam. Tak sobie przyszłaś, czy coś się stało? Z Jankiem wszystko w porządku?
— Wszystko w porządku, mamo, z Jankiem. Wynajęliśmy im mieszkanie na początek. Marek zapłacił za trzy miesiące z góry, a potem niech sami…

Ewa spojrzała na matkę. Jak zwykle była zajęta domowymi sprawami. Tak było zawsze. Od dzieciństwa Ewa przywykła, iż mama zawsze gdzieś się spieszy i wszędzie spóźnia.

„Trzeba szybciej…”, „tylko skoczę do sklepu, bo akurat przywieźli…”, „ty zostań, a ja pójdę…”, „Ewa, nie przeszkadzaj, widzisz, iż pracuję…”. Anna Stanisławówna zawsze interesowała się sprawami materialnymi, a córce najczęściej mówiła: „poczekaj”.

— Ewka, nalej sobie herbaty, bo nie mam czasu, jeszcze słoiki nie wysterylizowane. Dobrze?
— Dobrze, mamo. — Ewa nalała herbatę do filiżanki, choć wcale nie miała na nią ochoty.
— No to po co przyszłaś?!
— Mamo, słuchaj, a ty nigdy nie myślałaś o rozwodzie z tatą? — zaczęła niepewnie.
— Eee… nie, a po co się rozwodzić?! Zamiana sikawki na konewkę. Wszyscy faceci tacy sami! A co?
— Mamo, wiesz, ja chcę się rozwieść…
— Co?! A co się stało?! Znalazł sobie inną?!

Anna Stanisławówna wyraźnie nie spodziewała się takiego zwrotu akcji, więc na chwilę przestała wycierać słoik.

— Mamo, czuję, iż jesteśmy zupełnie różni. Janek już dorosły, sam zaczął mieszkać z dziewczyną. Myślę, iż powinnam się z Markiem rozwieść…
— Co się u was dzieje, Boże?!
— Dzisiaj dwadzieścia pięć lat naszego ślubu. Rano choćby nie wspomniał. Pytał tylko, gdzie są jego skarpety i za ile minut będzie śniadanie. I tyle… — gorzko szepnęła Ewa.
— I tyle?! Ewka, no ty chyba nie masz rozumu! Co za kaprys! Rocznica ślubu! Wielkie mi rzeczy! Mój ojciec nigdy mi nic nie dawał, a ja jemu też. Po co wyrzucać pieniądze na głupoty?! — rozzłościła się Anna Stanisławówna.

Ewa patrzyła na matkę i myślała, iż na próżno przyszła się zwierzyć. Mama nigdy jej nie rozumiała. Po policzku spłynęła łza.

— Jeszcze mi tu histerię zrób! Wiesz, jakie to teraz zamieszanie z tym rozwodem? Mieszkanie do podziału, działka, samochód… A pieniądze na koncie? Ja sobie gotówkę wyciągam, w domu chowam. To dopiero będzie zamiana! Taka dobra „trójka”, a ile w remont włożyliście…

Ewa słuchała, jak matka liczy, co komu przypada. Na sercu zrobiło się jeszcze ciężej.

— Mówię ci, córko — idź do domu i wybij to sobie z głowy. A jak chcesz kwiatów, to ci narwę piwonii, i tak już przekwitają…
— Dziękuję, nie trzeba. — Ewa otarła nos.
— No jak chcesz. To już idziesz?! W sklepie piasek tani przywieźli, potrzebujesz?!

Ewa zaprzeczyła ruchem głowy i gwałtownie wyszła. W domu rodziców nie dało się wytrzymać.

Poszła w stronę przystanku, ale po chwil zmieniła zdanie i skręciła na nadwiślańską promenadę. W torebce zadzwonił telefon. Ewa od razu pomyślała, iż to mąż, który przypomniał sobie o rocznicy. Na ekranie wyświetliło się imię jedynego syna.

— Tak, Janku.
— Mamo, cześć. Słuchaj, masz chwilę? Muszę z tobą pilnie pogadać.
— Jasne, spotkajmy się w kawiarni za godzinę. Dogodzi ci?
— Tak, jasne. Gdzie?
— W „Romansie”. Jestem niedaleko. Sama też mam ci coś do powiedzenia.

Ewa skręciła w boczną uliczkę i po dwudziestu minutach była na miejscu. Syn dotarł po dziesięciu.

— Cześć, mamo.
— Cześć, Janku. Zamówiłam tylko kawę, jeść mi się nie chce.
— Słusznie. Mam tylko dwadzieścia minut.
— O co chodziło?
— Słuchaj, mamo… No więc… Milena powiedziała, iż jest w ciąży…

Ewa na moment straciła kontakt z rzeczywistością. Kilka tygodni temu Janek wprowadził się do ukochanej. Nie była przeciwna ich związkowi, ale zostać babcią w wieku czterdziestu pięciu lat jakoś jej się nie uśmiechało.

— Mamo, czemu milczysz?
— A… no… to takie zaskoczenie, Janku. Poradzicie sobie?
— No pewnie, w razie czego pomożesz, prawda? A ty co chciałaś powiedzieć?
— Ja… Synku, a jakbyś zareagował, gdybym się z tatą rozwiodła?
— Co, naprawdę chcecie się rozwieść? O co chodzi?
— No wiesz, jesteśmy zupełnie inni, obcy sobie. Dzisiaj dwadzieścia pięć lat naszego ślubu, a on choćby nie pamiętał.
— Rozumiem. No to się rozwiedźcie, ja już dorosły. No to pa, muszę lecieć.
— Pa, synku…

Ewa zapłaciła za kawę i poszła do domu, choć nie miała na to ochoty. Po drodze wstąpiła do sklepu, a wieczorem przygotowała kolację.

Mąż, jak zwykle, wrócił późnym popołudniem. Marek zjadł, opowiadał coś o szefie i nowym samochodzie kolegi. Ewa słuchała, przytakując.

Następnego ranka mąż znów wyjechał do pracy. Ewa pozmywała po śniadaniu. Wciąż była roztrzęsiona. Z jednej strony bolało ją zachowanie męża, z drugiej — dwadzieścia pięć lat razem to niemal całe życie. Czy warto to burzyć przez zapomnianą rocznicę? Nagle pomyślała, iż może mama ma rację, a ona przesadza. Zadzwonił telefon — znów Janek.

— Tak, synku.
— Mamo, słuchaj, co do wczorajszej rozmowy o rozwodzie… Zastanawiałem się…
— Myślisz, iż się zagalopowałam? Wiesz, sama też…
— Nie, mamo, czek

Idź do oryginalnego materiału