**Przetrwać ciosy losu**
Drzwi do gabinetu otwarły się i na progu stanął wysoki, opalony mężczyzna. Spojrzał uważnie na Wandę i powiedział miłym głosem:
Dzień dobry, Wando Romanówno, jestem Marek, twój wspólnik.
Wanda poczuła, jak przebiegł przez nią dreszcz. Uśmiechnęła się uprzejmie i odparła:
Dzień dobry, proszę usiąść. Była zdenerwowana, ale niedługo rozmowa się rozwinęła.
Za oknem lało, była już prawie północ. Wanda spojrzała na zegar wiszący w kuchni, schłodziła kolację w lodówce i poszła spać. Ostatnio choćby nie dzwoniła do męża, nie czekała na niego. Zmęczyła się nakręcaniem, a może po prostu przyzwyczaiła się do takiego życia. Nie widziała sensu w histerii.
Miłowała swojego męża, Michała. Pobrali się z miłości, która zaiskrzyła między nimi już na trzecim roku studiów. Półtora roku później urodził się im syn, Antoś. Teraz chłopiec miał już pięć lat.
Na ślub rodzice Wandy podarowali im mieszkanie w nowym budynku. Mieszkali tam, ale planowali w przyszłości powiększyć metraż.
Niedługo po studiach Michał wraz z przyjacielem, Dawidem, założyli firmę. Dawid skończył medycynę, początkowo pracował w przychodni, potem postanowił otworzyć prywatną klinikę. Michał był ekonomistą, więc Dawid zaproponował mu współpracę, a później ściągnął też innych kolegów z roku. Klinika się rozrosła, otworzyli choćby dwa oddziały w mieście.
Wanda zostawała w domu, zajmowała się Antosiem. Na początku też chciała pracować w końcu była ekonomistką ale mąż poradził:
Wando, zostań w domu, zajmij się synkiem. Ja zapewniam nam dostatnie życie. Jak Antoś pójdzie do szkoły, wtedy pomyślisz o pracy.
Zgoda, Michał, choć w domu bywa nudno.
Rozumiem, ale na razie tak się umówmy. Żona nie protestowała.
Żyli dobrze, każdego roku jeździli do Tajlandii. Wanda nie narzekała na brak pieniędzy. Mieli wszystko, choćby samochód, który Michał podarował jej na urodziny. Ale im lepiej szła firma, tym trudniejszy stawał się charakter męża. Nie był już tym wesołym, zakochanym studentem.
Wieczory spędzała samotnie, czekając, aż mąż wróci po północy. Czasem go karmiła, częściej jednak od razu szedł spać. Czuła, iż się od niej oddala choćby serdecznych rozmów już nie było.
Muszę zmienić swój image zdecydowała Wanda. Odświeżyć się. I poszła do salonu piękności.
Po metamorfozie założyła elegancką sukienkę i niespodziewanie odwiedziła męża w pracy. Gdy weszła do gabinetu, on zdziwił się:
Wanda? I tak się zmieniłaś? Świetnie, wieczorem idziemy do restauracji. Ale widać było, iż nie cieszy go ta wizyta. Nerwowo przestępował z nogi na nogę.
Kolacja minęła przyjemnie. Michał podarował żonie kwiaty i mały prezent. Docenił jej przemianę. Wanda była zadowolona, iż wpadła na ten pomysł, a jeszcze bardziej iż spędzili razem czas.
Michał, może pomyślimy o drugim dziecku? zaproponowała.
O drugim? zdziwił się. Nie wiem, jakoś o tym nie myślałem. Zobaczymy. Odpowiedź była wymijająca.
Wanda już zasypiała, gdy zadzwonił telefon. Ze szpitala proszono, by natychmiast przyjechała, bez wyjaśnień. Trzęsła się, poprosiła sąsiadkę, by została z Antosiem. W głowie kłębiły się myśli co się stało? Była pewna, iż chodzi o męża. Wypadek?
Podeszła do wózka, na którym leżał mężczyzna z twarzą we krwi. To był Michał. Jej ukochany mąż. Nie żył. Krzyczała, płakała, nie wierzyła. Ale to była prawda. W pamięci zostały tylko strzępy zdań: wypadek, reanimacja, dziewczyna
Po tej nocy Antosia zabrali rodzice Wandy. Ona zaś, po pogrzebie, zamknęła się w mieszkaniu na kilka dni. Wypiła całą butelkę koniaku nie od razu, ale przez ten czas. Nic nie pomagało. Godzinami przeglądała zdjęcia, wspominała, jak byli szczęśliwi. Aż nagle wszystko się rozpadło.
Policjant wyjaśnił, iż ktoś wjechał na ich pas i uderzył w samochód, którym jechali Michał i Dawid.
Minęło trochę czasu, rodzice nie zostawiali jej samej.
Córko, nie zatapiaj się w smutku. Męża już nie wrócisz, masz syna. Trzeba żyć dla niego. Teraz musisz pracować, by utrzymać siebie i Antosia mówiła matka.
Wanda wiedziała, iż przejmuje udział męża w firmie. Zebrała siły i poszła do kliniki. Za recepcją, zamiast Asi, siedziała inna sekretarka.
Dzień dobry, gdzie Asia?
Dzień dobry, pani chyba Wanda Romanówna?
Tak, gdzie Asia?
Jestem zastępczynią, Asia jest w szpitalu. Pani nie wiedziała?
Nie, co się stało?
Była w tamtym samochodzie, w którym Michał Stefanowicz zginął.
Dopiero teraz Wanda przypomniała sobie, iż wtedy wspominano o jakiejś dziewczynie, reanimacji. Wtedy nie miała głowy do pytań. Pojechała do szpitala, ale Asi jeszcze nie wypisano. Postanowiła wrócić za kilka dni. Przynosiła jej potrzebne rzeczy, dopytywała o stan. Wreszcie pozwolono jej na wizytę.
Gdy Asia zobaczyła Wandę, patrzyła na nią przestraszona. Nie wiedziała jeszcze, co stało się z resztą.
Dzień dobry, Asiu, jak się czujesz? zapytała Wanda.
Już lepiej Dziewczyna zarumieniła się. A Michał Stefanowicz i Dawid Michałowicz? Są w szpitalu?
Asiu, ich już nie ma. Pogrzebaliśmy ich cicho odpowiedziała Wanda.
Asia odwróciła się do okna, po policzkach płynęły łzy. Wanda wyszła, myśląc, iż dziewczynie jest niedobrze. Kilka tygodni później w szpitalu poinformowano ją, iż Asię wypisują.
Z Asią i jej dzieckiem wszystko w porządku, jutro ją wypuszczamy.
Z dzieckiem? Jest w ciąży?
Tak. Pani nie wiedziała? zdziwiła się pielęgniarka.
Wanda była w szoku. Asia nie miała nikogo nikt jej nie odwiedzał. Wróciła do sali, dziewczyna wyglądała już lepiej.
Lekarz mówi, iż jutro cię wypiszą. Mam po ciebie przyjechać, czy mąż cię odbierze?
Nie mam męża szepnęła Asia.
A ojciec dziecka” To dziecko Michała Stefanowicza Asia zaczerwieniła się gwałtownie. Proszę mi wybaczyć… zakryła twarz dłońmi.
Wanda wyszła z sali, wsiadła do samochodu i jechała bez celu, zatrzymując się dopiero za miastem, gdzie stała nad brzegiem rzeki, myśląc o tym, iż los nie oszczędza jej ciosów, ale wie już, iż dla dobra obu chłopców Antosia i tego nowego, którego weźmie pod swój dach znajdzie w sobie siłę, by przetrwać.