Kobiety częściej mają na swoich barkach domowe obowiązki
Równouprawnienie – słowo, które znamy od lat. Kobiety i mężczyźni pracują, prowadzą dom, wychowują dzieci razem, partnerzy na równych prawach. Przynajmniej na papierze. A jak jest naprawdę? Spójrzmy prawdzie w oczy – to kobiety wciąż najczęściej "noszą dom na swoich barkach".
Nie mówię, iż wszędzie i wszystkie, ale w moim otoczeniu zdecydowana większość oprócz pracy zawodowej ma jeszcze niezliczoną liczbę obowiązków w domu, kiedy ich mąż/partner odpoczywa na kanapie albo oddaje się swojemu hobby.
Pranie, gotowanie, sprzątanie, zawożenie dzieci na zajęcia dodatkowe, bieganie na wywiadówki... Brzmi znajomo? Bo ja właśnie tak mam i widzę, iż nie jestem wyjątkiem.
Niedawno Główny Urząd Statystyczny opublikował dane, które jasno pokazują, jak ogromną wartość mają prace domowe. Dodatkowo są przecież robione nieodpłatnie, najczęściej przez matki.
Według GUS, miesięczna wartość pracy domowej w Polsce to niemal 4 tysiące złotych na osobę. Ale uwaga – w przeliczeniu na jedną kobietę to ponad 4700 zł, a na mężczyznę około 3000 zł. Różnica jest więc znacząca. To oznacza, iż w praktyce to kobiety wykonują znacznie więcej pracy w domu niż ich partnerzy, choć przecież oboje pracują zawodowo.
Matki i żony "ogarniają życie"
Prace domowe to nie tylko zmywanie naczyń czy sprzątanie podłogi. To cały pakiet obowiązków: przygotowywanie posiłków, pranie, robienie zakupów, a także opieka nad dziećmi, pomoc w odrabianiu lekcji, a choćby naprawy drobnych usterek w mieszkaniu.
Do tego dochodzi organizacja życia domowego – pilnowanie terminów, płacenie rachunków, czy chociażby dbanie o to, by dzieci były na czas na zajęciach i na wywiadówkach. Kto to robi najczęściej? Tak, znów odpowiedź jest jedna – kobiety.
Przykład z życia: zawodowo pracuję, często mam napięty grafik, ale gdy wracam do domu, zaczyna się druga zmiana – prace domowe. Odkurzanie, pranie, umawianie dzieci do lekarzy, organizowanie wszystkiego – to mój codzienny zestaw. Mąż "pomaga", więc tu mogę mieć pretensje sama do siebie, iż go tak przyzwyczaiłam, iż zakasam rękawy i wszystko robię sama, bo tak jest wg mnie sprawniej, szybciej itp.
Znam wiele kobiet, które czują się podobnie – choć mamy równouprawnienie, w praktyce ciężar domowych obowiązków spoczywa na nas, choć na nasze własne życzenie, co jest dość smutne.
Koszt domowych obowiązków
Co ciekawe, takie nieodpłatne prace mają swoją wartość rynkową. GUS oszacował, iż w 2023 roku produkcja domowa (czyli wszystko to, co robimy w domu na własne potrzeby) wyniosła aż 2,6 biliona złotych.
Z tego ponad 1,8 biliona to tzw. produkcja nierynkowa – czyli właśnie nieodpłatna praca domowa. To kwoty tak duże, iż trudno je sobie wyobrazić, ale przekładają się na realne pieniądze, gdyby ktoś miał za to zapłacić. To pokazuje, jak poważnie można traktować te obowiązki.
Dlaczego o tym piszę? Bo jako matka i kobieta pracująca widzę, iż często ten ciężar jest niedoceniany. Współczesne kobiety mają na głowie podwójną rolę – realizują się zawodowo i przez cały czas w większości prowadzą dom. To stres, zmęczenie, czasem frustracja, bo choćby gdy partner chce pomóc, nie zawsze wie, jak, albo nie robi tego tak, jakbyśmy tego oczekiwały.
Może czas, byśmy wszyscy – kobiety i mężczyźni – spojrzeli na ten temat inaczej? Prace domowe to nie tylko rutyna i obowiązek, ale ogromna, cenna praca, która powinna być dzielona równo. Bo dom to wspólna przestrzeń, a wychowanie dzieci to zadanie dla obu rodziców.
Warto więc rozmawiać, dzielić się obowiązkami i doceniać to, co robi druga osoba. I pamiętać, iż za te wszystkie czynności, które codziennie wykonujemy, kryje się realna wartość – zarówno finansowa, jak i emocjonalna.