Poprawki do mistrzostwa

newsempire24.com 1 tydzień temu

Karetka pogotowia pędziła przez miasto z włączonymi sygnałami. Samochody przytulały się do krawężników, ustępując jej miejsca na środku ulicy.

– Tato, tatusiu, wybacz mi. Tylko żyj, proszę, nie odchodź… – szeptała dziewczyna, siedząc obok noszy.

On jej nie słyszał. Widział przed sobą inną kobietę. Uśmiechała się, a z jej oczu biło miękkie, ciepłe światło. Kusiło, przyciągało go. Nie mógł się oprzeć, nie chciał. Pragnął lecieć w kierunku tej jasności, stopić się z nią… Mógł to zrobić, bo czuł niezwykłą lekkość, jakby jego ciało przestało istnieć.

Ale coś mu przeszkadzało, coś mocno trzymało go i ciągnęło z powrotem, z dala od światła. Chciał powiedzieć: „Puść”, ale nie był w stanie. Nagle coś uderzyło go w pierś, odrzucając w tył. Twarz kobiety zniknęła, światło zgasło, a ciało stało się ciężkie jak kamień. Czy kamień czuje ból?

Z ciemności powracały dźwięki: czyjś płacz, czyjeś wołanie i mocny uścisk dłoni. Znów chciał prosić, by go uwolnili, przywołać znikającą Wiolę, ale w tej chwili zapadł się gdzieś, gdzie nie było choćby ciemności. Nie było nic. Nie było jego…

***

Dzień wcześniej

– Tato, mogę pojechać z Olą i Kasią nad morze? U rodziny Kasi mają tam dom. Pieniądze potrzebne tylko na transport i trochę na wydatki. – Głos córki był błagalny, pełen nadziei.

Marek zawsze wiedział, kiedy kłamała. Czasem udawał, iż wierzy, ale nie tym razem. Odłożył gazetę, którą czytał, i spojrzał uważnie na Martę. Tak, kłamie. Uszy czerwone, wzrok ucieka, palce nerwowo gniotą rąbek bluzki.

– I na jak długo chcecie jechać? – zapytał spokojnie.

– Na dwa tygodnie – ożywiła się Marta. – Powietrze, plaża. Mam dość tego zakurzonego miasta.

– Z Olą i Kasią, tak? – dopytał Marek.

Wyłapując sarkazm w jego głosie, Marta zrozumiała, iż kłamstwo o koleżankach się nie utrzyma.

– Nie umiesz kłamać. Wczoraj rozmawiałem z ojcem Kasi. Oni we trójkę jadą w Bieszczady.

Czerwieniejące uszy Marty zaczęły wręcz płonąć. Rumieniec rozlał się po całej twarzy i szyi. Podniosła głowę i wyzywająco spojrzała na ojca.

– Wiedziałam, iż nie pozwolisz mi jechać z Darkiem, więc skłamałam. Naprawdę ma ciocię nad morzem.

– Właśnie tak myślałem. Nie pozwalam – odpowiedział spokojnie Marek. – Rozumiem, zakochanie i te sprawy. Ale czy to wystarczający powód, by jechać sam na sam z chłopakiem?

– Kocham go – powiedziała z rozpaczą w głosie. Teraz jej twarz zbladła.

– A on ciebie? Miłość i pożądanie to nie to samo. Jestem mężczyzną i wiem, co myślą faceci, gdy namawiają dziewczynę na wyjazd. To nie ma nic wspólnego z miłością.

– Więc nie pozwolisz? – spytała Marta.

– Nie. Za miesiąc mam urlop, wtedy pojedziemy razem.

Marta przygryzła wargę, myśląc intensywnie. Serce Marka ścisnęło się. Jak bardzo przypominała matkę! Ta też przygryzała usta, gdy się denerwowała lub wahała. Córka stała się już dorosła. Jak wytłumaczyć jej, iż on przeżył tyle strat, iż nie może stracić jedynego, co mu zostało?

– Tato, proszę! W pociągu będziemy tylko we dwoje. Potem będziemy u jego rodziny – spojrzała z nadzieją.

– Nie. jeżeli chcesz, odwiedzimy ich, ale za miesiąc – stanowczo odparł.

– Nie sądziłam, iż jesteś taki… – wybuchnęła Marta. – Mogłabym choćby nie pytać, zostawić liścik i wyjechać. Jestem pełnoletnia. Ale chciałam po ludzku.

– Skoro nie uciekłaś, znaczy, iż moje zdanie coś dla ciebie znaczy. A jeżeli tak, to posłuchaj go – powiedział Marek i sięgnął po gazetę, ale nie zaczął czytać, tylko położył ją na kolanach.

– Uwierz, za kilka lat spojrzysz na tę rozmowę zupełnie inaczej.

– Tato, pozwól mi jechać. Kochamy się – podjęła kolejną próbę.

– Ty może i kochasz. A on? Gdyby kochał, nie namawiałby cię do kłamstw.

– Wiesz wszystko? O nim, o mnie? A sam co… – urwała, zdając sobie sprawę, iż posunęła się za daleko.

– Właśnie dlatego mówię – iż sam przez to przeszedłem. Za błędy młodości płaci się całe życie – odpowiedział z goryczą.

– Tak, tak. Powiedz jeszcze, jak ciężko było ci samemu mnie wychować. Jak poświęciłeś swoje szczęście dla mnie… Dziękuję ci za wszystko, ale ja sama chcę decydować, czy popełniać błędy. Proszę! – Jej brwi uniosły się w błagalnym geście.

– Nie – zakończył rozmowę Marek i podniósł gazetę, dając do zrozumienia, iż temat zamknięty.

Marta prychnęła, odwróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając drzwiami.

Marek znów odłożył gazetę. Jak tu czytać o polityce?

***

Ile lat minęło? Wydawało się, iż wczoraj namawiał Wiolę na weekend w Krakowie. Nie pamiętał już, czy skłamała rodzicom o koleżankach, czy powiedziała prawdę. Wypuścili ją.

Wycieczka była wspaniała. Wrócili szczęśliwi i odmienieni – tak mu się przynajmniej wydawało. Potem Wiola wyjechała do Warszawy na studia. On został, poszedł na politechnikę, gdzie poznał Anię. Stracił dla niej głowę, zapomniał o Krakowie, o Wioli, o swoich wyznaniach wiecznej miłości. Choć może nie mówił jej „kocham”? Tego był pewny.

Aż tu pewnego dnia zjawiła się Wiola i oznajmiła, iż jest w ciąży. Przeraził się. Nie tym, iż spodziewa się dziecka, ale tym, iż przez to straci Anię. Wiola przyszła prosto z dworca. Zaczął ją namawiać na aborcję. Coś mamrotał o młodoMarek poczuł, iż jego serce znów zaczyna bić mocniej, ale tym razem nie z bólu, ale z wdzięczności, iż los dał mu jeszcze jedną szansę, by naprawić to, co zepsute, i pozwolił zrozumieć, iż czasem miłość wymaga nie tylko ochrony, ale i zaufania.

Idź do oryginalnego materiału