Zuzanna Nowak była wykończona, ale szczęśliwa, gdy jej samochód w końcu zatrzymał się przed domem po trzech dniach nieobecności. To był pierwszy raz od lat, kiedy ona i jej mąż, Marek, wyjechali na krótki wypad bez dzieci. Zostawili swoje dwie pociechy, Hanię (6 lat) i Kubę (4 lata), pod opieką matki Zuzanny, Heleny, 68-letniej emerytowanej pielęgniarki, która zawsze zapewniała, iż uwielbia wnuki.
Zuzanna początkowo się wahała. Helena ostatnio zdradzała oznaki zapominalstwa gubiła klucze, powtarzała te same historie ale Zuzanna zignorowała to. W końcu Helena przez trzydzieści lat pracowała jako pielęgniarka, była ostrożna i odpowiedzialna. Za bardzo się martwisz powiedział Marek. Twoja mama kocha te dzieci. Będą bezpieczne.
Gdy Zuzanna przekroczyła próg, zawołała: Mamo! Wróciliśmy! Cisza. Zwykle Hania wybiegałaby na powitanie, krzycząc, jak bardzo tęskniła. Dom był dziwnie zimny i cichy. Uśmiech Zuzanny zgasł. Postawiła torbę i pobiegła do salonu.
Wtedy to zobaczyła. Hania i Kuba leżeli na kanapie, nieruchomi, bladzi jak porcelana. Ich małe piersi nie unosiły się. Zuzanna wrzasnęła, padając na kolana i potrząsając nimi. Obudźcie się! Proszę, obudźcie się! Jej krzyk obił się echem po domu, budząc Marka, który wbiegł do środka, niosąc bagaże.
Marek zastygł w miejscu. O Boże głos mu się załamał. Zuzia, dzwoń po pogotowie!
Karetka przyjechała w kilka minut, ale było już za późno. Oboje dzieci nie żyli. Zuzanna poczuła, jak jej świat się wali, powietrze uciekło z płuc. W chaosie zauważyła Helenę, siedzącą spokojnie w kuchni i pijącą herbatę, jej dłonie drżały.
Zuzanna ruszyła w jej stronę. Mamo, co się stało?! Co im zrobiłaś?
Helena podniosła wzrok, jej oczy były mgliste. Byli zmęczeni Dałam im leki, żeby zasnęli. Nie pomyślałam Chciałam tylko, żeby odpoczęli. Ciągle płakali za tobą.
Krzyk Zuzanny był pełen rozpaczy. Zabiłaś ich!
Policja rozpoczęła natychmiastowe śledztwo. Badania toksykologiczne potwierdziły, iż Hania i Kuba przyjęli śmiertelną dawkę tabletek nasennych leków przepisanych Helenie na bezsenność. Rozkruszyła je w soku dzieci, myśląc, iż odrobina ich uspokoi. Ale ich małe organizmy nie wytrzymały dawki.
Funkcjonariusze przesłuchali Helenę, która trzęsła się na krześle. Nie chciałam ich skrzywdzić powtarzała. Kocham te dzieci bardziej niż własne życie. Tylko nie przestawali płakać Myślałam, iż jak zaśpią, będzie łatwiej.
Dla Zuzanny i Marka jej słowa były jak noże. Celowo czy nie ich dzieci odeszły na zawsze. Prokurator rozważał zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci, narażenia na niebezpieczeństwo i zaniedbania. Wiek Heleny i pogarszająca się pamięć komplikowały sprawę. Lekarze sugerowali, iż może być we wczesnym stadium demencji, co wpłynęło na jej osąd.
Sala sądowa była wypełniona po brzegi w dniu procesu. Zuzanna siedziała w pierwszym rzędzie, ściskając zdjęcie Hani i Kuby, jej oczy były opuchnięte od łez. Marek trzymał ją za rękę, choć sam drżał z żalu i gniewu.
Adwokat Heleny przekonywał, iż nie działała ze złośliwością tylko z niewiedzą i zaburzonym osądem. Ale prokuratura przedstawiła ją jako niedbałą, wskazując

















