Poświęciliśmy wszystko dla dzieci, ale na starość zostaliśmy sami.

newsempire24.com 1 dzień temu

Całe życie poświęciliśmy dla dzieci. Nie dla siebie, nie dla kariery, tylko dla nich – dla naszej trójki, którą pielęgnowaliśmy, rozpieszczaliśmy, dla której poświęcaliśmy wszystko. I kto by pomyślał, iż na końcu tej drogi, gdy zdrowie już nie to samo i siły coraz mniejsze, zamiast wdzięczności i troski zostanie nam tylko pustka i ból.

Z Jakubem znaliśmy się od dziecka – mieszkaliśmy w jednej kamienicy w Łodzi, chodziliśmy do tej samej klasy. Gdy skończyłam osiemnaście lat, wzięliśmy ślub. Wesele było skromne, bo ledwo starczało na życie. Kiedy po kilku miesiącach okazało się, iż jestem w ciąży, Jakub rzucił studia i wziął dwie prace, żeby utrzymać rodzinę.

Żyliśmy biednie. Czasem przez trzy dni jedliśmy tylko ziemniaki, ale nigdy nie narzekaliśmy. Wiedzieliśmy, po co to wszystko. Marzyliśmy, żeby nasze dzieci nie znały takiej biedy jak my. Gdy sytuacja trochę się poprawiła, zaszłam w kolejną ciążę. Było nam strasznie, ale choćby przez chwilę się nie wahaliśmy – urodzimy, bo to nasze dziecko.

Nie mieliśmy wtedy żadnej pomocy. Nikt nie przychodził, żeby posiedzieć z maluchami. Moja mama zmarła wcześnie, a teściowa mieszkała w Krakowie i zajmowała się tylko sobą. Ja non stop kręciłam się między kuchnią a pokojem dziecięcym, a Jakub harował po dwanaście godzin, wracał zmęczony, z popękanymi od zimna rękami.

Gdy miałam trzydzieści lat, urodziłam trzecie. Czy było ciężko? Oczywiście. Ale nie spodziewaliśmy się łatwego życia. Po prostu szliśmy do przodu. Krok po kroku, przez kredyty i niekończącą się pracę, udało się kupić dwójce starszych mieszkania w Warszawie. Ile nas to kosztowało bezsennych nocy – tylko Bóg wie. A najmłodszą, Zosię, wysłaliśmy na studia medyczne do Danii. Wzięliśmy kolejny kredyt i powtarzaliśmy sobie: „Damy radę”.

Lata leciały jak szalone. Dzieci dorosły, rozjechały się. Mają własne życie. A dla nas nagle nadeszła starość – nie spokojna i łagodna, tylko brutalna, z diagnozą dla Jakuba. Słabł z dnia na dzień. Zostaliśmy sami. Ani telefonów, ani odwiedzin.

Gdy zadzwoniłam do najstarszej, Agnieszki, żeby przyjechała, usłyszałam tylko:
– Mam dzieci, mam obowiązki, nie mogę.
A później sąsiadka mówiła, iż widziała ją w kawiarni z koleżankami.

Syn, Tomek, wymówił się pracą, choć tego samego dnia wrzucał zdjęcia z wakacji w Egipcie.
A Zosia, ta, dla której sprzedaliśmy prawie wszystko, żeby mogła studiować za granicą, odpisała, iż sesja i nie da rady. I tyle.

Noce spędzałam przy łóżku Jakuba, podając mu leki, mierząc gorączkę, trzymając za rękę, gdy bolało. Nie czekałam na cuda – chciałam tylko, żeby wiedział, iż ktoś przy nim jest. Bo dla mnie wciąż był najważniejszy.

I wtedy zrozumiałam – zostaliśmy zupełnie sami. Bez wsparcia, bez ciepła, choćby bez zwykłego zainteresowania. Tak, daliśmy dzieciom wszystko. Głodowaliśmy, żeby one miały co jeść. Nie kupowaliśmy sobie nic nowego, żeby one miały lepiej. Nie odpoczywaliśmy, żeby mogły jeździć nad morze.

A teraz jesteśmy tylko ciężarem. I wiesz, co boli najbardziej? Nie choćby to, iż nas zawiodły. Najgorsze jest poczucie, iż zostaliśmy wymazani. Że byliśmy potrzebni, dopóki coś dawaliśmy. A teraz… przeszkadzamy. Oni są młodzi, mają przed sobą całe życie. A my? Jesteśmy tylko przeszłością, która nikogo nie obchodzi.

Czasem słyszę, jak sąsiedzi śmieją się w klatce schodowej – przyjechali wnuki. Albo widzę, jak koleżanka idzie z córką do parku. I wtedy coś się we mnie zaciska. Nam to nie grozi. Dla naszych dzieci jesteśmy tylko historią.

Teraz już nie dzwonię. Nie przypominam o sobie. Mieszkamy z Jakubem w małym, ale czystym mieszkaniu w centrum. Gotuję mu kaszę, puszczam stare filmy, czuwam przy nim, gdy zasypia. I każdego wieczora proszę niebo tylko o jedno – żeby nie cierpiał. Żeby odszedł spokojnie. Bo już wystarczająco zaznał bólu.

A dzieci? Pewnie mają się dobrze. W końcu o to walczyliśmy. Tylko dlaczego teraz jest tak gorzko? Dlaczego w środku czuję tylko zimno i pustkę?

Głodowaliśmy, żeby były szczęśliwe. A teraz po cichu łykamy łzy.

Idź do oryginalnego materiału