"Posyłam zakatarzonego syna do przedszkola. Premia ważniejsza niż widzimisię nauczycielek"

mamadu.pl 2 miesięcy temu
Sezon przeziębień rozkręcił się na dobre. Ja, matka trójki dzieci, coś o tym wiem. Kiedy jeden syn kończy chorować, zaczyna drugi, no bo jakżeby inaczej. To błędne koło, które mam wrażenie, iż będzie kręciło się aż do wiosny. Ale cóż mogę zrobić? Wzmacniam ich odporność wszystkimi możliwy sposobami, hartuję i nie przegrzewam, ale wystarczy, by jeden przeziębiony maluch przyszedł do przedszkola i czar pryska.


Przedszkolaki niemalże non stop zmagają się z katarem, kaszlem i drobnymi infekcjami. Maluchy łapią wirusy jeden po drugim, przyciągają je jak magnes. Jedni rodzice zostają z nimi w domu, a drudzy mimo wszystko decydują się posyłać je do przedszkola. Hmm... dlaczego? Zastanawiające.

Muszę dostać premię


Listu o takiej treści na mojej skrzynce mailowej to się nie spodziewałam. I choć najczęściej bronię naszych czytelniczek i staram się zrozumieć, dlaczego postąpiły w taki, a nie inny sposób, to tym razem muszę stanąć po drugiej stronie barykady.

"Nie mogę słuchać wiecznych pretensji nauczycielek. One ciągle się czepiają, iż mój syn przychodzi do przedszkola z katarem. Tak, mój syn czasem ma katar, i tak – posyłam go do przedszkola. Bo gdybym miała zostawiać go w domu za każdym razem, kiedy pojawi się najmniejszy objaw przeziębienia, to chyba w ogóle by tam nie chodził.

Nie oszukujmy się, w przedszkolu zawsze ktoś ma katar. Dzieci mają słabszą odporność, łapią te infekcje, a katar potrafi utrzymywać się tygodniami. I co, mam siedzieć w domu przez ten czas i rezygnować z pracy? Czasy są ciężkie, ceny rosną, a ja nie mogę sobie pozwolić na to, by co chwilę brać wolne. Rachunki same się nie zapłacą, a szef nie patrzy przychylnie na ciągłe zwolnienia. No i walczę przecież o premię, a bez dobrej frekwencji to z dodatkową kaską mogę się pożegnać.

Naprawdę nie przesadzajmy – moje dziecko nie ma gorączki, nie kaszle, nie wymiotuje, po prostu musi co jakiś czas wysmarkać nos. Czy to naprawdę taki problem? Wystarczy chusteczka i po sprawie. Nie rozumiem, dlaczego niektóre nauczycielki robią z tego wielką aferę. Przecież nie możemy zamknąć się w domach i unikać kontaktu ze światem tylko dlatego, iż ktoś ma lekki katar!

Oczywiście, rozumiem, iż gdyby syn miał poważniejsze objawy – wysoką gorączkę, mocny kaszel, był wyraźnie osłabiony – to powinnam zostawić go w domu. Ale jeżeli jest pełen energii, bawi się, je normalnie, to nie widzę powodu, żeby nie poszedł do przedszkola. I co z tego, iż smarka i pociąga nosem? No nie przesadzajmy, iż od razu cała grupa się od niego zarazi".

A waszym zdaniem, zakatarzonego malucha możemy bez żadnych skrupułów wysłać do przedszkola? Ja widzę to tak: jedno dziecko przychodzi chore, a po kilku dniach cała grupa walczy z infekcją. I zdania w tym temacie nie zmienię.

Idź do oryginalnego materiału