22 października 2020 roku, (czyli już DZIŚ) może w Polsce zmienić się wiele... Sprawa z pozoru dotyczy tylko kobiet, jednak kryje się za tym coś więcej - cierpienie tysięcy ludzi, setek rodzin.
Ciężko mi się określić co do tego która ze stron ma rację, o ile któraś ze stron ją ma. Obserwuję tą niesprawiedliwą walkę już jakiś czas. Są poglądy skrajne: usunąć lub nie usuwać. A ja jestem za poglądem: CHCĘ MIEĆ WYBÓR.
Moim zdaniem nikt, podkreślam NIKT nie ma prawa decydować za mnie jak mam przeżyć swoje życie. Każdy z nas jest odrębną istotą. W momencie, gdy ktoś zmusza mnie ( tak, ZMUSZA) do urodzenia chorego dziecka, jest dla mnie potworem... Bo nie chodzi o to, czy ja je urodzę, czy nie. Chodzi o sam fakt, iż zabrał mi mój wybór.
Każda z kobiet powinna sama zdecydować z czym chciałaby się zmierzyć: czy z ciężarem myśli i poczuciem winy po usunięciu ciąży, czy z frustracją spowodowaną posiadaniem chorego dziecka, na które jej nie stać, bo nie oszukujmy się - większości z nas nie stać.
Żyjemy w świecie i kulturze, gdzie robimy coś "bo tak trzeba". Tylko kto tak powiedział, iż tak jest dobrze? Może inaczej, byłoby lepiej? Przyjrzyjmy się obu scenariuszom.
Scenariusz pierwszy: dokonuję aborcji.
Trzeba jednak zaznaczyć, czy ta aborcja byłaby legalna czy nie. jeżeli byłaby legalna, to jest łatwo dostępna. Nie trzeba się z tym kryć i jest w pewnym sensie "łatwiej", choć nie uważam, żeby taka decyzja była łatwa. W każdym razie - kobieta umawia się i idzie na zabieg. To jej wybór i nie nam to osądzać. To ona żyje z tą decyzją.
Jeśli jednak aborcja jest trudnodostępna bo jest zakazana, potrzeba większej ilości gotówki - na wyjazd poza granice naszego państwa, na zabieg. Ale pieniądze to nic w porównaniu z tym, iż skoro aborcja będzie zakazana może przynieść więcej szkody niż pożytku. Czasami wybieramy taniego lekarza, który spier*oli sprawę i okaleczy. Niejednokrotnie słyszałam, czytałam o dziewczynach zażywających różne świństwa, pseudo tabletki, które powodują poronienie. Czasem udało się poronić, czasem z poronieniem przychodzi śmierć dziewczyny - różnie to bywa. I zamiast pozbawić życia jedno istnienie (chory płód), życie traci również kobieta, dziewczyna, która miała przed sobą jeszcze wiele pięknych chwil do przeżycia.
Może też zdarzyć się tak, iż całość przebiegnie pomyślnie, kobieta uzna, iż podjęła dobrą decyzję i za jakiś czas będzie cieszyć się zdrową rodziną, która uda jej się założyć bez wyrzeczeń.
... lub nie założy jej wcale, karząc się za to co zrobiła, czyli usunięcie dziecka. Może wpaść w głęboką depresję i nie będzie potrafiła już funkcjonować w społeczeństwie...
Scenariusz drugi: urodzę to dziecko.
Załóżmy, iż kobieta dowiaduje się, iż jej dziecko będzie chore. Nasuwa się pytanie: - Jak bardzo panie doktorze?. Odpowiedzi jest milion! Tyle ile chorób i ich stopni zaawansowania. Może urodzić się bez wykształconych gałek ocznych, nóżki. Może też mieć zespół Edwardsa, czyli deformację czaszki, anomalie szkieletu, wady serca, nerek... Tak - cały pakiet, wszystko na raz! Takie dziecko, jeżeli uda donosić się ciążę żyje średnio od 5 do 15 dni. Mimo wszystko kobieta podejmuje decyzję, iż rodzi i co wtedy? Żegna swoje dziecko po 15 dniach od narodzin, przechodząc przez ogrom cierpienia. Są choroby przez które dziecko od dnia narodzin, do dnia śmierci w wieku 40 lat jest potocznie mówiąc warzywem... Nie obrażając nikogo, ale z takiego dziecka nie ma pożytku społeczeństwo - rodzina tym bardziej.
Załóżmy, iż dziecko będzie właśnie taką "roślinką". Co wtedy?
Wersji jest wiele:
- rodzina jest zadowolona i szczęśliwa z podjętej decyzji opieki i wychowania niepełnosprawnego dziecka, odpowiada im to, czują, iż podjęli słuszną decyzję.
- rodzina się rozpada, bo np. mąż uznał, iż nie chce chorego dziecka i matka zostaje z chorym dzieckiem sama.
- rodzice zadecydowali, iż zostają razem i rodzina jest "cała" jednak narastająca frustracja i poczucie braku 'normalności' jest tak silne, iż wyżera to i ją i jego od środka.
- rodzina traci dach nad głową, ponieważ leczenie jest kosztowne, a nasze państwo przewiduje na osobę niepełnosprawną świadczenia takie, którymi choćby się podetrzeć nie można..
Więc jak będzie?
Czy ja albo TY będziemy przeżywać takie dylematy - nie wiem.
Ale wiem, iż chciałabym móc wybrać.
Dlatego Ty też POWIEDZ KOMUŚ, by nie zapadł #wyroknakobiety