Gosia od 5 lat pracuje w żłobku. Przyznała, iż od zawsze uwielbiała dzieci i chętnie się nimi zajmowała. Teraz zastanawia się jednak, czy się nie przekwalifikować. I jak zapewnia - nie z powodu maluchów, którymi się na co dzień zajmuje, a... przez rodziców.
REKLAMA
Większość dzieci w mojej grupie ma od roku do dwóch lat. To są naprawdę maluszki, które potrzebują przytulasów, mieć sucho w pieluszce i pełno w brzuszku. Niektóre są bardzo aktywne, nie usiedzą w miejscu, inne pół dnia bawią się pluszakami. Fajnie jest obserwować, jak niemalże każdego dnia uczą się czegoś nowego, moim zdaniem to jest niesamowite
- opowiada Gosia. I chociaż sama praca jest wymagająca, daje jej sporo satysfakcji. - Grupa dzieciaków liczy kilkanaście osób, czasem naprawdę nie wiemy z koleżanką, w co ręce włożyć. Mimo to te maluszki potem potrafią się niesamowicie odwdzięczyć, przytulaskiem, piąteczką, głośnym śmiechem. Takie chwile sprawiają, iż ta praca nabiera sensu - dodaje.
Zobacz wideo Michał Wrzosek ocenia jadłospis w państwowym żłobku i przedszkolu [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Co jest najgorsze w pracy w żłobku? "Rodzice"
Moja rozmówczyni przyznaje, iż "lubi swoją pracę, ale rodzice jej ją obrzydzają". - Nie oszukujmy się, żłobki to miejsce, gdzie trzeba pilnować dzieci, nakarmić, przewinąć i zadbać, by nic się im złego nie działo.
Niektórzy rodzice sądzą, iż ich roczne dzieci będą się w żłobkach rozwijać i nabywać niezwykłych umiejętności. Oczekują, iż maluchy zaczną wiersze recytować, to nic, iż jeszcze nie potrafią mówić
- relacjonuje. - Najgorsze jest to, iż mają pretensje, iż np. dziecko jest dwa miesiące w żłobku i niczego nowego się nie nauczyło. I argumenty, iż dziecko jest malutkie i każde rozwija się swoim tempem, do nich totalnie nie trafiają. Kiedyś jedna matka mi powiedziała, iż córka żadnej piosenki nie śpiewa ze żłobka. No nie śpiewała, nie ma co się dziwić, bo miała niespełna rok i jeszcze choćby chodzić nie potrafiła. Ręce opadają. Niektórzy choćby biegają na skargi do dyrektorki, iż "ciocie" za mało pracują z dziećmi, albo co gorsza - nic z nimi nie robią - dodaje.
Dzieci w żłobku (zdjęcie ilustracyjne) Shutterstock/Gala Kovalchuk
Gosia przyznaje, iż kiedyś zetknęła się ze stwierdzeniem, iż "żłobki to przechowalnie dzieci". I chociaż to się jej bardzo nie spodobało, po latach pracy przyznaje, iż w tym stwierdzeniu jest trochę prawdy. - To tak naprawdę miejsce, w którym mamy za zadanie zapewnić opiekę i bezpieczeństwo maluchom, których rodzice są w pracy. Nie oszukujmy się, my - opiekunki w żłobkach mamy pod opieką kilkanaście brzdąców. Każdego musimy nakarmić, przewinąć, przebrać, położyć na drzemkę.
Tu nie ma czasu w jakieś zajęcia to raz, a dwa - dzieci są jeszcze za małe. Nie usiądą w kółku, niektóre choćby siedzieć nie potrafią, i nie będą poznawały literek, jak chcieliby chyba niektórzy rodzice
- oburza się moja rozmówczyni. - Po ostatniej awanturze z pretensjonalną matką mam okres zwątpienia. Powiedziała, iż nie nadaję się do tego zawodu, skoro niczego nie umiem nauczyć jej synka. Dodam, iż chłopiec nie ma choćby roku. Poważnie zaczęłam się zastanawiać nad zmianą zawodu. O ile dzieciaki uwielbiam, o tyle zauważyłam, iż mam coraz mniej cierpliwości do ich rodziców - podsumowuje.
Czy jesteś zadowolony ze żłobka, do którego chodzi Twoje dziecko? Jakie masz przemyślenia na temat tego miejsca? Podziel się z nami swoimi przemyśleniami, pisz: justyna.fiedoruk@grupagazeta.pl. Gwarantuję anonimowość!