Chciałam córkę, a Bóg dał syna. I płakałam na jego ślubie…
Gdy Aleksy i Natalia bawili się na hucznym, kolorowym weselu, a każdy gość wznosił toast za młodą parę, nikt nie zauważył kobiety w kącie sali, która ukradkiem ocierała łzy. Była to matka pana młodego — Ludmiła Nowak. Płakała nie ze wzruszenia, ale z samotności, która — jak jej się zdawało — od dzisiaj miała stać się jej nieodłącznym towarzyszem.
Kiedyś jej matka powiedziała: *„Urodzisz syna — zostaniesz sama. Ródź dalej, może choć córkę będziesz mieć. Córka dla matki, syn dla żony”*. Wówczas Ludka tylko machnęła ręką. Miała przed sobą całe życie — po co się spieszyć?
Młodość wypełniały marzenia o dziewczynce. Wyobrażała sobie, jak myje rankiem okrągłą buzię, czesze loczki, wiąże kokardy. Wymyśliła choćby imię — Elżunia. Kupiła różowe pieluszki, prosiła znajomą, by nie oddawała ubranek po swoim dziecku — może się przydadzą.
Ale los zdecydował inaczej. Urodził się chłopiec. Aleksy. I choć nie pasował do wizji Elżuni, był taki dobry, szerokooki i kręcony, iż Ludmiła wpatrywała się w niego z myślą: *„No prawie jak dziewczynka…”*
Dopóki był mały, często brano go za córeczkę. Potem wyrósł, stał się mężczyzną — pewnym siebie, niezależnym. Ale charakter zachował łagodny i otwarty. Była z niego dumna. Mimo to w głębi serca żal tlił się cicho — a może jednak byłaby teraz z Elżunią, gdyby nie strach, gdyby nie ucieczka od męża, gdyby nie samotność…
Gdy Aleksy przyprowadził do domu Natalię, Ludmiła od razu zrozumiała. Ich spojrzenia, śmiech, splątane dłonie — to jest miłość, prawdziwa i silna. Chciała coś powiedzieć, ale w końcu tylko szepnęła: *„Nie wracaj za późno…”*
Aleksy skinął głową, ale w jego oczach było już widać — to nie chłopak, tylko mężczyzna. Sam o sobie decyduje.
Gdy pół roku później oznajmił, iż się żeni, Ludmiła niemal straciła oddech.
— Może poczekajcie? Choćby dyplom zdobądź… — próbowała przekonać.
— Mamo, miłość nie czeka — odparł z uśmiechem. — Ja i Natalka to drużyna. Z nią mogę wszystko.
Wesele było huczne, radosne. I właśnie wśród tańców, śpiewów, Ludmiła siedziała z boku, patrząc na syna. Jej chłopca. Już nie małego, kręconego szkraba, ale dorosłego mężczyznę, który odchodzi w swoje życie.
Natalia to zauważyła. Podeszła, delikatnie kładąc dłoń na ramieniu teściowej:
— Ludmiło, płaczecie? Coś się stało?
— Nie, córeczko… To tylko… emocje… — odparła, odwracając wzrok.
Ale Natalia nie odpuściła. Wtedy Ludmiła opowiedziała jej wszystko — o marzeniach o córce, obawach przed samotnością, o trudzie bycia matką samego syna. Natalia słuchała w milczeniu. A potem przytuliła ją.
— To może ja będę waszą córką? — powiedziała. — Bardzo bym chciała.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Najpierw wynajęły mieszkanie, potem kupili własne. Mieszkali osobno, ale zawsze zapraszali Ludmiłę — na świąteczny obiad, na weekend. Natalia często dzwoniła, prosząc o radę. Aż wreszcie… przyszła na świat wnuczka. Taką samą krętą główką jak Aleksy — Elżunia z dawnych snów.
Gdy Ludmiła po raz pierwszy wzięła ją na ręce, łzy spłynęły same. Tym razem ze szczęścia. Natalia, widząc to, tylko szepnęła: *„Jesteście babcią. Kochamy was”.*
Minęły lata. Aleks zrobił karierę, Natalia otworzyła firmę, a Ludmiła zamieszkała z nimi. Duże mieszkanie, własny pokój, codzienna troska — wszystko, czego starsza kobieta może pragnąć.
Dziś z uśmiechem wspomina tamto wesele i swoje łzy. Często siedzi z sąsiadką na ławce — jedna ma córkę w Chicago, dzwoni raz na miesiąc, druga dwóch synów, ale obaj codziennie wpadają.
— Nie ważne, kto się urodził — mówi Ludmiła. — Ważne, jak wychowasz. Chciałam córkę… A los dał mi syna. I córkę w dodatku. Dziękuję ci, Boże.
Patrząc, jak Elżunia bawi się w piaskownicy, znów myśli do swojej matki: *„Myliłaś się. Syn też może być dla matki. jeżeli ona sama go tak ukształtuje…”*