Mam na imię Bartłomiej. Pochodzę z Gdyni. Mam 38 lat. Trzy miesiące temu zostałem tatą Julii. Postanowiłem podzielić się z redakcją mama:Du swoimi ojcowskimi spostrzeżeniami z pierwszego miesiąca opieki nad nowym członkiem rodziny. To nie będzie relacja ani cukierkowa, ani też dołująca. Raczej przybliżenie okresu – wprawdzie niesamowitego, ale opisanego bez tzw. lukru.
Przede wszystkim pojawienie się dziecka w domu to zupełnie nowe doświadczenie, które mógłbym streścić słowami: "jest dokładnie, tak jak się spodziewałeś, a jednocześnie... zupełnie inaczej!". Świadomość, iż spada na ciebie odpowiedzialność za drugiego człowieka i to na zawsze (ok, gdy podrośnie, to prawdopodobnie trochę się to zmieni, ale zainteresowanie losami dziecka nie wygaśnie), jest jak spory zastrzyk "otrzeźwienia".
Do czego bym porównał pierwszy miesiąc z noworodkiem? Myślę, iż trudno go porównywać do czegoś, a choćby powiedziałbym, iż tego się nie da porównać z niczym innym! To jest połączenie kilku stanów. Z jednej strony jesteś cały czas na "haju", chodzisz uśmiechnięty 10 cm nad ziemią, bo miłość do maleństwa przepełnia ci serce. Z drugiej strony odczuwasz permanentne zmęczenie, bo sprawujesz ciągłą współopiekę, ale nie tylko.
Musisz jednocześnie pracować, myśleć o potrzebach dziecka (i mamy, która karmi), załatwiać sprawunki, zajmować się domem, gotować, prać itd. A co jakiś czas całkowicie przejąć opiekę, bo żona musi przecież iść do lekarza, na spacer, do sklepu, sama oderwać się od dziecka, żeby nie zwariować. Mimo partnerskich relacji i najszczerszych chęci i tak miewasz niekiedy wrażenie, iż jesteś tylko... tłem w tym wszystkim.
Dlaczego? Bo z racji karmienia piersią to mama staje się najważniejsza dla maluszka. Przynajmniej ja tak to odbierałem. Chociaż muszę uczciwie powiedzieć, iż miało to też pozytywne strony, gdyż ja z tego pierwszego miesiąca opieki nad córeczką... kilka pamiętam. Bo jako to "nibytło" cały czas coś robiłem. A z żoną jakoś nam się dobrze udało podzielić obowiązki. Mogliśmy się więc oboje wyspać, oboje trochę odpocząć.
To wysypianie się trzeba oczywiście rozumieć inaczej niż dotychczas. W omawianym okresie sen staje się specyficzny, ponieważ trzeba dostroić organizm do spania na zupełnie innym poziomie. To raczej takie interwały snu. Poza tym często chodziłem i sprawdzałem, czy córka oddycha, czy dobrze śpi, czy przypadkiem się nie dusi. Do tej pory pamiętam, jak wpatrywałem się w kamerkę, żeby zobaczyć ruch jej klatki piersiowej.
Zostając jeszcze przy temacie snu, to najlepsze są drzemki. Ten moment, kiedy możesz w środku dnia położyć się obok łóżeczka z maleństwem i zamknąć oczy. Zasypiasz w sekundę, masz piękne sny i budzisz się jak nowo narodzony. A masz ku temu naprawdę wiele okazji, ponieważ dziecko w początkowym okresie naprawdę bardzo dużo śpi, co może być dla niektórych rodziców nad wyraz zaskakującym odkryciem.
Kolejna sprawa to pielęgnacja i w ogóle rozeznanie się w fizjologii i potrzebach dziecka. Każde dziecko jest inne, choćby tak malutkie. I musisz gwałtownie ogarnąć, co ono w danym momencie chce i czego potrzebuje. Musisz momentalnie stworzyć instrukcję obsługi małego człowieka, nauczyć się karmić, przewijać, myć. Delikatnie, ostrożnie, czego wielu ludzi się boi. Ja się zawsze bałem, żeby nie upuścić malucha.
Ponadto uważałem jak diabli, żeby przypadkiem, przez nieuwagę nie sprawić mu bólu. Co jeszcze mogę powiedzieć o czynnościach pielęgnacyjnych? Może to, iż mimo wielu obejrzanych filmów komediowych i tak zaskoczeniem dla mnie była... liczba pieluch, jaką mały człowiek zużywa. Pewnym szokiem była też... "nieodkładalność". Był okres, w którym dziecko potrzebowało ciągle być na rękach. I to tak naprawdę ciągle.
Taki noworodek potrafi się cieszyć, dziwić, ma fochy, już pokazuje, jaki ma charakter. To wszystko jednak drobnostki, bo na świeżo upieczonych rodziców działa jakaś chemia. Mama to w ogóle jest po czubek głowy wypełniona hormonami, ale na ojców też coś działa. Druga w nocy, mała się budzi i chce być noszona. I ty wstajesz, jak na automacie, bierzesz ją na ręce, usypiasz i sam wracasz spać. Bez słowa, bez narzekania, w pełnym zrozumieniu.
Najważniejsze w pierwszym miesiącu z noworodkiem jest zrozumienie, iż teraz już tak będzie… zawsze. Nie gorzej, nie lepiej, po prostu inaczej. I zaakceptowanie tego faktu. Oczywiście z biegiem czasu forma opieki będzie się zmieniała, ale ojcem będzie się do końca swoich dni. Ojcostwo to nie schemat, a powyższa relacja to nie prawda objawiona, tylko moje indywidualne doświadczenie. Twoje może być inne. I to jest OK.