Jako redaktorka parentingowa, przez lata wysłuchałam setek porodowych opowieści. I choć każda jest wyjątkowa, to jedna z nich utkwiła mi szczególnie pamięci. Pokazuje ona, jak bardzo nasze wyobrażenia o porodzie mogą różnić się od tego, co faktycznie dzieje się na sali.
Większość z nas myśli o narodzinach dziecka jako o najpiękniejszym momencie w życiu – czasem wręcz mistycznym doświadczeniu. I oczywiście tak bywa. Ale poród to również fizjologia, medycyna i działania, które trzeba podjąć natychmiast, bez względu na "romantyczne" wyobrażenia.
Poród o poranku
Ta historia wydarzyła się nad ranem. Poród był obarczony ryzykiem, bo dziecko urodziło się przed terminem, dlatego prowadziła go lekarka. Kiedy dziecko przyszło na świat, akurat zmieniał się personel (położne i pielęgniarki), więc zrobiła się chwilowa luka i lekarka została bez wsparcia. Z pewnymi czynnościami nie można było jednak czekać – mama wymagała natychmiastowego zszycia pękniętego krocza.
Tata w roli asystenta
Zmęczony ojciec, który przez całą noc wspierał rodzącą partnerkę, myślał, iż najgorsze już za nim. Marzył tylko o tym, by usiąść i odetchnąć. Tymczasem lekarka spojrzała na niego i spokojnie powiedziała:
"Proszę podać nici, będziemy teraz szyć pana żonę. Znajdują się w tamtej szafce, tylko proszę przejść na około."
Mężczyzna stanął jak wryty. Musiał jednak pomóc, bo nie było nikogo innego na sali. Lekarka celowo poprosiła, by obszedł fotel porodowy z drugiej strony – chciała uchronić go przed widokiem rany swojej partnerki. Mężczyźni różnie na to reagują.
Dlaczego warto o tym mówić?
Opowiadam tę historię nie po to, by przestraszyć przyszłych ojców, ale by pokazać, iż poród to nie tylko cud narodzin. To także sytuacja medyczna, która bywa nieprzewidywalna.
Czasem od taty oczekuje się więcej niż "tylko" trzymania partnerki za rękę. To ważne, by przyszli rodzice mieli tego świadomość i byli przygotowani nie tylko na emocje, ale też na prozaiczne, fizjologiczne aspekty porodu.