Przecież mamy dziecko, zamieńmy się pokojami…” — jak żona brata próbowała wyrzucić Aleksandra z jego przestrzeni

newsempire24.com 1 tydzień temu

„No przecież mamy dziecko, może zamienimy się pokojami…” – jak żona brata próbowała wyprzeć Mikołaja z jego przestrzeni

Ta historia przydarzyła się mojemu dobremu znajomemu, z którym razem studiowaliśmy na uniwersytecie. Nazywa się Mikołaj, ma zaledwie dwadzieścia dwa lata i mieszka w trzypoknautowym mieszkaniu rodziców w jednym z osiedli na obrzeżach Poznania. Wydawałoby się – typowa sytuacja: mieszka tam trzy pokolenia – rodzice, on oraz rodzina jego starszego brata, który niedawno doczekał się malucha.

Brat Mikołaja, Wojtek, zarabia kilka i nie stać go na wynajem osobnego mieszkania, dlatego z żoną Kasią i niemowlęciem muszą dzielić przestrzeń z rodzicami i młodszym bratem. Każdy ma swój pokój, kuchnia i łazienka są wspólne. Owszem, bywa ciasno, ale do niedawna wszyscy żyli w zgodzie. Mikołaj nie narzekał – trzymał dystans, uczył się, dorabiał i, jak to się mówi, nikomu nie zawadzał.

Ale pewnego niezbyt miłego dnia Kasia, żona brata, podeszła do niego z “bardzo ważną” propozycją:

– Mikołaj, no przecież mamy małe dziecko… może zamienimy się pokojami? U ciebie jest jasna strona, tyle słońca! A u nas wieczny półmrok i chyba choćby wilgoć się zbiera. Dla malucha to zupełnie niezdrowe…

Mikołaj trochę zaniemówił. Wiedział, iż z tą wilgocią to kompletna bzdura – nikt wcześniej się na to nie skarżył. Poza tym jego pokój, choć o dwa metry mniejszy, jest o wiele wygodniejszy: kwadratowy, ciepły, przytulny. A u brata i Kasi – balkon, dziwne układy ścian i stalowy przeciąg. No i nie zapominajmy, iż właśnie przez ten balkon mama wiesza pranie, tata trzyma narzędzia, a Wojtek wychodzi tam zapalić.

Kasia dalej naciskała:

– No nasz pokój jest większy! A jak ci przeszkadza, iż trochę wieje, to przecież jesteś facetem – weź i uszczelnij okna. Nic trudnego!

Mikołaj w środku się gotował. Chcieli mu zabrać jego kąt, zasłaniając się niemowlakiem. Wojtek – milczał jak zaklęty. Ani słowem nie wspomniał, iż chce się wyprowadzić. Tylko Kasia chodziła w kółko, przekonywała, wmawiała, iż to słuszne, iż on musi…

Mikołaj odmówił. Grzecznie, ale stanowczo. Nie chciał mieszkać w pokoju-przelotówce z balkonem, do którego co dwie godziny ktoś będzie wpadał po skarpetki, pieluchy albo papieroty. Nie chciał rezygnować z możliwości zaproszenia dziewczyny bez obawy, iż akurat ktoś zacznie grzebać w szafce po proszek.

– Pokój rodziców – ich święta strefa. Pokój brata – dla ich rodziny. A mój – to jedyne, co mam – powiedział Kasi. – Wybaczcie, ale nie zamierzam nic zmieniać.

Po tej rozmowie atmosfera w domu gwałtownie się zagęściła. Kasia przestała się do niego odzywać, przechodziła obok, spoglądała ukosem, jakby zrobił coś strasznego. Wojtek udawał, iż problemu nie ma. Rodzice nie wtrącali się, starali się zachować neutralność.

Mikołaj to wszystko widział, ale nie przejmował się. Wiedział, iż Kasia po prostu stosuje wygodną taktykę – naciska przez „dobroć”, „troskę” i „potrzeby dziecka”. Tylko iż w tych manipulacjach nie było miejsca dla jego potrzeb.

– Nie mam nic przeciwko pomaganiu – powiedział mi. – Ale dlaczego zawsze mam ustępować ja, a oni nie mogą sami ogarnąć swoich spraw?

Ma rację. Każdy ma prawo do swoich granic. choćby jeżeli mieszka u rodziców. choćby jeżeli ma dwadzieścia dwa lata. choćby jeżeli ktoś inny ma dziecko.

Kasia obraziła się. Oczywiście. Nie udało jej się postawić na swoim. Ale Mikołaj jest pewien – to nie jego wina. I nie zamierza czuć się winny, bo nie oddał swojego jedynego kąta.

Czasem, żeby chronić siebie, trzeba po prostu powiedzieć stanowcze „nie”.

Idź do oryginalnego materiału