To chyba pomyłka?
"Wiem, iż dzieci lubią słodkie. Wiem też, iż nie zawsze da się serwować komosę ryżową i humus z batatów. Ale przeglądając menu na kolejne dni, zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem firma cateringowa nie pomyliła przedszkola z urodzinową salą zabaw. Bo takiej ilości cukru, jaką zafundowano naszym dzieciom w ciągu tygodnia, nie spodziewałabym się choćby na przyjęciu z watą cukrową i fontanną z czekolady.
Śniadania – bułka z dżemem. Drugie śniadanie – jogurcik, chrupki kukurydziane. Obiady (na kilka dni) – racuchy, naleśniki, ryż z jabłkami, makaron z białym serem i… oczywiście cukrem. A podwieczorek? Kisiel. Albo budyń. Albo galaretka. Oczywiście wszystko 'dla dzieci', czyli kolorowe, pachnące wanilią i truskawką, a tak naprawdę z jednej wielkiej torebki z cukrem w kilku odsłonach.
Gdzie są warzywa? Gdzie są produkty pełnoziarniste, zdrowe tłuszcze, choćby minimalna próba zrównoważenia tych posiłków? Nie oczekuję, iż moje dziecko będzie jeść tofu z brokułem i sałatkę z jarmużu, ale naprawdę trudno mi zrozumieć, dlaczego firma cateringowa uznała, iż dieta trzylatka może się opierać głównie na cukrach prostych i mące pszennej.
Nie piszę tego listu, żeby wywoływać burzę. Piszę, bo mam wrażenie, iż przez zbyt długi czas nikt się nie przyglądał temu, co tak naprawdę jedzą nasze dzieci. A przecież to właśnie teraz kształtują się ich nawyki. To, co dziś traktujemy jako drobną sprawę, może mieć konsekwencje zdrowotne w przyszłości. I naprawdę nie chciałabym, żeby moje dziecko po obiedzie w przedszkolu walczyło z sennością, skokiem cukru albo… nawykiem, iż prawdziwy posiłek kończy się deserem i to najlepiej takim w proszku".