Przed śmiercią teściowa wyjawiła synowej szokującą tajemnicę, która zmieniła wszystko…

newsempire24.com 2 dni temu

— Alinko… Muszę z tobą szczerze porozmawiać. Czuję, iż mój czas się zbliża. Musisz poznać prawdę. choćby jeżeli mnie potem znienawidzisz — szepnęła Maria Wiktorowna, mocno ściskając dłoń Aliny.

Alina zastygła. „Alinko”? Od kiedy wyszła za jej syna, teściowa nazywała ją co najwyżej „bezdzietną potworą”, „nic niewartą żoną” lub „rozwodnicą”. Nigdy czule. A teraz — czułe imię, drżenie w głosie, łzy w oczach. Może śmierć naprawdę zmusza człowieka do spojrzenia prawdzie w oczy? Może przed końcem Maria Wiktorowna wreszcie żałowała?

Alina pracowała jako pielęgniarka w tym szpitalu, gdzie trafiła teściowa z ciężkim zawałem. Szanse na wyzdrowienie były minimalne — szeptali o tym lekarze. Z byłym mężem, Andrzejem, nie widziała się od lat. Pewnie nie odwiedzał matki, albo ich drogi się nie krzyżowały. Alina się tym nie przejmowała. Po tym, jak ją zostawił, złamał jej serce i życie, choćby nie chciała słyszeć jego imienia.

Wszystko zaczęło się od ciąży. Alina marzyła o dziecku, ale mąż był zimny. Narzekał, iż nie mają pieniędzy, iż rodzina to ciężar, iż on będzie musiał wszystko dźwigać. Obiecywała, iż będzie pracować zdalnie, nie siedzieć mu na karku, ale on tylko machał ręką. A jego matka… Maria Wiktorowna patrzyła na nią z pogardą, sugerując, iż Alina „zaszła w ciążę specjalnie, żeby związać syna”.

Gdy nadszedł czas porodu, lekarze nagle zdecydowali się na cesarskie cięcie — choć nie było ku temu medycznych wskazań. Alina próbowała dodzwonić się do teściowej, bo ta była ordynatorem oddziału położniczego. Może by interweniowała? Ale Maria Wiktorowna nie odebrała. Po operacji powiedziano Alinie: „Dziecko zmarło w łonie”. To był cios w serce. Jej córka — którą już nazywała Kasią — zniknęła. Tego dnia Alina przestała wierzyć w świat, sprawiedliwość i miłość.

Małżeństwo się rozpadło. Andrzej oskarżał ją o „słabe zdrowie” i „niemożność bycia matką”. Jego matka go wspierała, jeszcze bardziej raniąc Alinę. W końcu — rozwód, gdzie winą obarczono ją. Została sama, ze złamanym sercem i pustką w środku.

A teraz Maria Wiktorowna leżała w tym samym szpitalu, potrzebując opieki. Ani syna, ani jego nowej żony nie było w pobliżu. Starość uczyniła ją niepotrzebną choćby własnej rodzinie.
— Nie mów tak, Mario Wiktorowno! Na pewno wyzdrowiejecie! — próbowała zaprzeczyć Alina, ale ta tylko słabo machnęła ręką.
— Nie… To już koniec. Ty też to czujesz. Ale ty jesteś dobrą kobietą. Pomyliłam się, nie wspierając cię. Gdy stanęłam po stronie syna… Musisz wiedzieć, Alinko… Cesarskie cięcie zrobiono ci nie bez powodu.

Serce Aliny zamarło. Zawsze podejrzewała, iż coś było nie tak. Ale usłyszeć to teraz…
— Twoje dziecko… nie umarło. Jej podmieniono. Twoją córkę… moją wnuczkę… oddano do adopcji zamożnej rodzinie.

Świat się zatrzymał. W uszach zadzwoniło, nogi się ugięły. Alina złapała się za brzeg łóżka, żeby nie upaść. Przed nią nie leżała już chora kobieta — stał przed nią ten, który ukradł jej najcenniejsze.
— Dlaczego?.. — wyrzuciła z siebie, głos drżał jak struna przed zerwaniem.
— Andrzej nie chciał dzieci. Wiedziałaś… Dopiero zaczynał karierę. Bał się, iż dziecko mu przeszkodzi. Że będziesz domagać się alimentów, jeżeli odejdzie. Że będziesz go „ciągnąć w dół”. Namówił mnie… Miałam to zorganizować. Sprawić, żebyś uwierzyła, iż dziecko umarło. Zgodziłam się… dla jego przyszłości. Chciałam, żeby odniósł sukces. A teraz… stojąc przed śmiercią… widzę, jaką winę noszę. Czy dasz mi przeszłość?

— Jak mogliście?! — wyrwało się Alinie. Łzy toczyły się po policzkach, ale choćby ich nie czuła. — Gdzie ona jest? Gdzie moja córka? — zapytała, ledwo wydobywając słowa. Ból ściskał pierś jak imadło.
— W szufladzie… tam notes… Na pierwszej stronie adres… — szepnęła teściowa. — Ale, Alinko… on teraz bardzo wpływowy. Nie odda ci dziewczynki. Będzie bronić swojej rodziny za wszelką cenę…
— Zobaczymy — przez zaciśnięte zęby odpowiedziała Alina.

Jej ręce drżały, gdy otworzyła szufladę i chwyciła notatnik. Wyrwawszy kartkę z adresem, gwałtownie się odwróciła i prawie wybiegła z sali.
— Alinko… wybacz mi… — dobiegł chrapliwy głos z tyłu.
— Bóg wybaczy — rzuciła, nie oglądając się.

Nie mogła już zostać przy tej kobiecie. Przy tej, która zrujnowała jej marzenia, macierzyństwo, szczęście. Teraz w głowie miała tylko jedną myśl — zobaczyć córkę.

Pięć i pół roku! Taka już duża… Żywa… Łzy znów napłynęły do oczu, ale Alina gwałtownie je otarła i prawie pobiegła do gabinetu kierownictwa. Rzuciła kilka słów o pilnej sprawie, choćby nie pamiętając, jak wytłumaczyła nagłe wyjście. Droga do podanego adresu minęła jak we mgle. I oto stała przed bramą ogromnej willi, rozumiejąc, iż nie da się po prostu wejść i zabrać dziecka. Powoli docierało do niej, iż dla dziewczynki to byłby szok. Przywykła już do innego życia, do innej mamy… Ale choćby zobaczyć ją… Choćby na chwilę…

Na ganku spotkał ją mężczyzna. Był wysoki, przystojny, ale w jego spojrzeniu był lodowaty chłód. Z głębi ogrodu dobiegał dziecięcy śmiech, a serce Aliny się ścisnęło. Rwało się tam, do córki…

— Przyszła pani do pracy jako niania? — zapytał, uważnie się jej przyglądając.

— Niania? — powtórzyła Alina, nie odrywając wzroku od ogrodu, skąd dobiegał dziecięcy głos.

— Czyż nie? — mężczyzna lekko się zmarszczył.

— Sławku? — cicho wypowiedziała, a on skinął głową. — Nie przyszłam jako niania… Przyszłam po moją córkę… — twarz Sławka natychmiast zbladła, naprężyła się, szczęki się zaci

Idź do oryginalnego materiału