Przerażający błąd

newsempire24.com 1 dzień temu

Straszny błąd

Jadwiga obudziła się z bólu. Śniło jej się coś ważnego, ale gdy poczuła kłucie w brzuchu, sen uleciał jak mgła. Nigdy jeszcze nie bolało ją tak mocno – aż w krzyżu strzelało.

Leżąc nieruchomo, nasłuchiwała własnego ciała. Ból zdawał się ustępować. Ostrożnie usiadła na łóżku, ale gdy próbowała wstać, znów przeszyło ją jak nożem. Krzyknęła i osunęła się na podłogę. Na kolanach doczołgała się do komody, gdzie zostawiła telefon.

Tak też dzwoniła na pogotowie – klęcząc, opierając się jedną ręką o parkiet. “Uspokój się, zaraz przyjadą” – powtarzała w myślach. – “Ale drzwi! Kto im otworzy?” Ból pulsował, brzuch palił się ogniem.

Próbowała się podnieść, by odsunąć zasuwę, ale ból przygniótł ją jak kamień. Łzy napłynęły do oczu. Oto, czego się bała w samotności – nie braku szklanki wody, ale tego, iż nikt nie otworzy drzwi ratownikom. Przygryzła wargę do krwi i spróbowała jeszcze raz. Wreszcie przekręciła klucz – i zemdlała.

Przytomność wracała fragmentami. Słyszała urywki zdań, pytania. Czy odpowiadała? Wydawało jej się, iż tak.

Ocknęła się na szpitalnym łóżku. Niskie jesienne słońce prażyło przez okno. Odwróciła głowę, skrzywiwszy się od bólu pod żebrami. Brzuch wydawał się opuchnięty, ale ból prawie zniknął.

Jeszcze niedawno, gdy znów próbowała zerwać z Zenonem, myślała, iż śmierć byłaby lżejsza niż takie życie. Bez męża, bez dzieci. Po co żyć? A tej nocy łapała się kurczowo za życie – zrozumiała, jak strasznie umierać nagle, w ciszy czterech ścian.

– Ocknęła się pani? Zawołam pielęgniarkę.

Jadwiga odwróciła głowę. Na sąsiednim łóżku leżała pulchna kobieta w flanelowym szlafroku w żółte kwiaty.

Wkrótce weszła pielęgniarka.

– Jak się pani czuje? – spytała. Młoda, rumiana. A może to różowa czepek tak ją optycznie różowił?

– Dobrze – odparła Jadwiga. – Co ze mną?

– Doktor zaraz przyjdzie i wszystko wytłumaczy – powiedziała dziewczyna i wyszła.

Jadwiga zauważyła jej gruby, jasny warkocz. “Kto jeszcze nosi warkocze?” – pomyślała.

– Jesteś na ginekologii. Przywieźli cię dwie godziny temu. Śpisz jak zabita, dziewczyno – rzuciła sąsiadka.

“Dziewczyno”. Ostatnio w sklepach i autobusach mówiono do niej “pani” albo “obywatelko”. Czuła się staro. A przecież miała tylko czterdzieści dwa lata. Może dlatego, gdy próbowano ją swatać, machała ręką: “Za późno, nie potrzebuję nikogo”. Dlatego też próbowała rozstać się z Zenonem – ale on zawsze wracał.

– Jak się pani czuje? – Do sali wszedł pięćdziesięcioletni doktor.

– Co się stało? Dostawałam narkozę? Jestem jak nadmuchany balon.

– Kowalska, na opatrunki – zwrócił się do sąsiadki.

Kobieta wyszła, a Jadwiga spojrzała w zmęczone oczy lekarza z wdzięcznością.

– Wykonaliśmy laparotomię. Miała pani ciążę pozamaciczną, pęknięcie jajowodu.

– Jak? – Jadwiga niemal podskoczyła, ale ból przykuł ją do łóżka.

– Co panią tak dziwi?

– Mówili mi, iż jestem bezpłodna.

– To nie wyklucza ciąży pozamacicznej, a choćby zwykłej. Życie potrafi zaskoczyć. Proszę tu poleżeć kilka dni.

– Mogę wstać?

– Trzeba. Ale z umiarem.

Gdy doktor wyszedł, Jadwiga przetrawiała wiadomość. “Mówili, iż nie będę miała dzieci. Mąż przez to odszedł. A adekwatnie – użył tego jako pretekstu do zdrady”. – “Czy to znaczy, iż mogę zajść w ciążę? Ależ ja głupia, mam czterdzieści dwa lata!”

Wstała. Buty stały pod łóżkiem, szlafrok wisiał na poręczy. Pewnie zabrali ją sanitariusze.

Włożyła szlafrok, wsunęła stopy w kapcie. Zawróciło jej w głowie. “Od narkozy” – domyśliła się. W kieszeni poczuła ciężar. “Klucze i dowód. Drzwi zamknięte”.

Przed lustrem przygładziła włosy i wyszła na korytarz. Dotarła do drzwi z tabliczką “Ordynator”, ale były zamknięte. Ruszyła dalej, w stronę pielęgniarek.

Zawroty głowy i mdłości zmusiły ją do zatrzymania się na ławce.

“Ucieszyłby się Zenek, gdyby wiedział?” Poznali się pięć lat temu. Od razu powiedział, iż jest żonaty – ożenił się późno, miał małe dziecko.

Romans rozkwitł szybko. Nie oczekiwała niczego. Wielokrotnie zrywała – on odchodził obrażony, ale wracał. Nosił się z zamiarem rozstania z żoną, gdy córka podrośnie. Ale dziewczynka poszła do szkoły, a on wciąż był w małżeństwie. Jadwiga przestała pytać.

Jej myśli przerwały głosy:

– Wyobraź sobie, podczas operacji Sawicki znalazł u niej guza. Ogromnego.

Jadwiga rozpoznała pielęgniarkę z warkoczem.

– I co? – spytał drugi głos.

– Nic. Zaszyli i tyle. Sawicki powiedział, iż to ostatnie stadium. Jutro przewiozą tę Wilczyńską na onkologię. A taka jeszcze młoda.

– Szkoda.

Jadwiga przestała słuchać. W uszach dudniło: “guz, ostatnie stadium”. Rzuciło ją w gorączkę. “To o mnie! Dlaczego doktor nic nie powiedział?”

Drżąca, wróciła na salę. Płakała, wtulona w poduszkę.

Sąsiadka wróciła:

– Płaczesz? Zawołać kogo?

– Nie trzeba.

Wyszła na dwór. Dzień był ciepły, pacjenci spacerowali. “Nie pojadę na onkologię. Nie będę jak mama – trzydzieści chemii, cierpienie”.

Zawróciła w stronę bramy. Miała przy sobie klucze. Resztę dni spędzi w domu. Niech choć nie straci włosów.

Szła powoli, przysiadając na ławkach. Ludzie patrzyli na nią krzywo. “Cóż mi to teraz szkodzi?”

W domu wzięła prysznic, zaparzyła mocną herbatę. Brzuch bolał, ale nieznacznie.

Raz płakała, raz wpadała w odrętwienie. “Co osiągnęłam? Kto pochowa mnie? Nikt nie zapali znicza”.

Leżała całymiKiedy trzy dni później wstała i spojrzała w lustro, zrozumiała nagle, iż wciąż ma przed sobą całe życie – i tym razem postanowiła przeżyć je mądrzej.

Idź do oryginalnego materiału