Dzisiaj zapisuję tę historię, bo pokazuje, iż los zawsze znajdzie sposób.
Agnieszka była w siódmym niebie. Jej ukochany Krzysztof w końcu się oświadczył – prosto, szczerze, bez zbędnego przepychu, z tym charakterystycznym ciepłem w głosie, które ścisnęło ją za serce. Oczywiście się zgodziła, a już po kilku dniach zaczęły się przygotowania: listy gości, przymiarki, dyskusje nad menu. Wszystko wyglądało jak z bajki.
„Agnieszko, myślę, iż czas, żebyś poznała moich rodziców” – powiedział pewnego dnia Krzysztof. „Mama zaprasza nas na obiad w sobotę.”
„Najwyższa pora” – roześmiała się i pocałowała go w policzek.
W sobotę wieczorem dotarli do domu jego rodziców. Agnieszka z drżeniem otworzyła drzwi – i zamarła. W fotelu siedział ojciec Krzysztofa – mężczyzna o twardym spojrzeniu i zmęczonych dłoniach. Podniósł wzrok i… jego twarz nagle się zmieniła. Agnieszka poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.
Ten człowiek był wrogiem jej rodziny.
Gdy Agnieszka miała jedenaście lat, tragedia zburzyła jej dzieciństwo. Rodzice jej najlepszego przyjaciela, Tomka, zginęli w wypadku, wracając motocyklem z miasta. To był straszny dzień. Jej matka, Maria, płakała na ganku, a ojciec, Marek, tylko zaciskał usta. Zawsze nie lubił ojca Tomka – Andrzeja, swojego dawnego rywala jeszcze z czasów szkolnych. Kiedyś obaj kochali tę samą dziewczynę – Krystynę. Wybrała innego, ale Marek nigdy tego nie zapomniał.
Po śmierci rodziców Tomek na krótko zamieszkał u nich, ale Marek był przeciwny. choćby pojechał do domu dziecka i załatwił, by chłopca zabrano. Powiedział wtedy Marii: „Nie chcę, żeby moja córka zadawała się z synem tego człowieka.”
Zabronił choćby Tomkowi dzwonić do Agnieszki. Miesiąc później rodzina przeprowadziła się do innego miasta.
Kontakt się urwał.
Minęło czternaście lat. Agnieszka skończyła studia, dostała pracę w dużej firmie handlowej. Zespół był młody, ale chłodny. Witano ją bez entuzjazmu – jedni zazdrościli jej urody, inni uważali, iż długo nie wytrzyma. Pierwszy dzień pracy wydawał się wiecznością.
Czwartego dnia, niosąc dokumenty do biura, zderzyła się w korytarzu z młodym mężczyzną. Papierki rozsypały się, oboje się nachylili – i Agnieszka zamarła. Serce uderzyło ją w żebra.
„Tomek?!” – wyszeptała.
Podniósł wzrok. I od razu ją poznał.
„Agnieszka… Boże, to naprawdę ty?”
Przytulili się na środku korytarza, nie zważając na zdziwione spojrzenia współpracowników.
Po pracy Tomek czekał na nią przed budynkiem. Poszli do kawiarni i rozmawiali godzinami. Opowiedział, iż został adoptowany, iż pracuje w tej samej firmie. Agnieszka zaprosiła go do siebie, żeby poznał rodziców. Matka była zachwycona, ale ojciec… Marek choćby nie próbował ukryć chłodu. Ostro zapytał:
„Gdzie pracujesz, mówiłeś?”
„Jestem kurierem” – odparł Tomek, nie mrugnąwszy okiem. Chociaż Agnieszka wiedziała, iż się skromni.
Wkrótce zaczęli się spotykać. Byli szczęśliwi. Agnieszka promieniała, Tomek się nią opiekował. Znów stali się nierozłączni. Pewnego dnia wziął ją za rękę i powiedział:
„Wyjdź za mnie, Agnieszka.”
„Oczywiście, Tomek! Oczywiście!”
Pobiegła powiedzieć rodzicom. Matka płakała ze szczęścia. A ojciec rzekł:
„Rób, jak uważasz. Ale on mi się nigdy nie spodoba.”
„Dlaczego go tak nienawidzisz?!” – krzyknęła Agnieszka.
„Nie muszę się tłumaczyć. Jesteś dorosła. Rób, jak chcesz.”
Zaproszenie na obiad Tomek zorganizował sam – chciał, by poznała jego przybranych rodziców. Agnieszka przyjechała… i zastygła w progu. Ojciec Tomka okazał się nikim innym jak Stanisławem Nowakiem, prezesem ich firmy. Człowiekiem, przed którym w biurze wszyscy się płaszczyli. A sam Tomek – nie kurierem, ale jego zastępcą. I współwłaścicielem biznesu.
„Czemu mi nie powiedziałeś?” – szepnęła.
„Nigdy nie zapytałaś” – uśmiechnął się.
Okazało się, iż koledzy z pracy wszystko wiedzieli. Dlatego patrzyli na nią z zazdrością. A ojciec… ojciec siedział przy stole i nie mógł wydusić słowa. Zrozumiał, iż nie tylko się pomylił. Zniszczył dziecięcą przyjaźń. Prawie na zawsze ich rozdzielił.
Ślub był wystawny. Rodzice Tomka podarowali im luksusowe mieszkanie w Warszawie. Marek jeszcze długo nie mógł dojść do siebie. Później wyznał córce, iż sam pojechał do domu dziecka i zabronił Tomkowi się z nią kontaktować, zaplanował przeprowadzkę, myśląc, iż oszuka przeznaczenie.
„Przepraszam, córeczko” – powiedział. „Myślałem, iż robię dobrze.”
„Mściłeś się na człowieku, którego już dawno nie ma. A ucierpieliśmy my. Ale i tak los nas znalazł. Bo miłość jest silniejsza. choćby od twojej urazy.”
Teraz Agnieszka i Tomek mają się dobrze. Budują wspólną przyszłość, a przeszłość została tylko wspomnieniem – dowodem, iż prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę. choćby przez zakazy, rozłąki i lata.
A ja dziś myślę: los nigdy nie pyta, czy się zgadzamy. Po prostu działa. I czasem to dobrze.