Przeznaczenie nie pyta: opowieść o miłości, którą chciano zniszczyć

twojacena.pl 5 dni temu

Marta unosiła się w siódmym niebie szczęścia. W końcu jej ukochany Marek oświadczył się — prosto, szczerze, bez zbędnego przepychu, z tą przejmującą czułością w głosie, od której dziewczynie ścisnęło się serce. Oczywiście się zgodziła — i już po kilku dniach rozpoczęły się przygotowania: listy gości, przymiarki, dyskusje nad menu. Wszystko było jak z bajki.

— Martusiu, chyba czas, żebyś poznała moich rodziców — powiedział pewnego dnia Marek. — Mama zaprasza nas na obiad w sobotę.

— Najwyższa pora — zaśmiała się Marta i pocałowała go w policzek.

W sobotę pod wieczór dotarli do domu rodziców Marka. Z bijącym sercem Marta otworzyła drzwi — i zastygła w bezruchu. W fotelu siedział ojciec Marka — mężczyzna o surowym spojrzeniu i zmęczonych dłoniach. Podniósł wzrok, a jego twarz nagle się zmieniła. Dziewczyna poczuła, jak ugrunt zniknął jej spod nóg.

Ten człowiek był wrogiem jej rodziny.

Gdy Marta miała jedenaście lat, tragedia zburzyła jej dzieciństwo. Rodzice jej najlepszego przyjaciela, Wojtka, zginęli w wypadku, wracając motocyklem z miasta. To był straszny dzień. Matka Marty, Barbara, płakała na ganku, a ojciec, Krzysztof, tylko zaciskał wargi. Zawsze nie znosił ojca Wojtka — Artura, swojego dawnego rywala jeszcze z czasów szkolnych. Kiedyś obaj kochali się w tej samej dziewczynie, Agnieszce. Wybrała innego, a Krzysztof zapamiętał to na całe życie.

Po śmierci rodziców Wojtek zamieszkał u nich na jakiś czas, ale Krzysztof był tym niezadowolony. W końcu zabrał chłopca do domu dziecka i zażądał, by go tam zostawiono. Powiedział wtedy Barbarze:

— Nie chcę, by moja córka zadawała się z synem tego człowieka.

Zakazał choćby chłopcu dzwonić do Marty. Miesiąc później rodzina przeprowadziła się do innego miasta.

Kontakt się urwał.

Minęło czternaście lat. Marta skończyła uniwersytet, dostała pracę w dużej firmie handlowej. Zespół był młody, ale chłodny. Przyjęto ją bez entuzjazmu — jedni zazdrościli jej urody, drudzy uważali, iż długo nie wytrzyma. Pierwszy dzień w pracy wydawał się wiecznością.

Czwartego dnia, niosąc dokumenty, wpadła w korytarzu na młodego mężczyznę. Papiery rozsypały się, oboje schylili się — i Marta znieruchomiała. Serce uderzyło ją w żebra.

— Wojtek?! — wyszeptała.

Podniósł wzrok. I od razu ją poznał.

— Marta… Boże, to naprawdę ty?

Uściskali się na środku korytarzu, nie zważając na zdziwione spojrzenia współpracowników.

Po pracy Wojtek czekał na nią przy wyjściu. Poszli do kawiarni i rozmawiali godzinami. Opowiedział, iż został adoptowany, iż pracuje w tej samej firmie. Marta zaprosiła go do domu, by poznał jej rodziców. Matka ucieszyła się, ale ojciec… Krzysztof choćby nie próbował ukryć chłodu. Spytał szorstko:

— Powiadasz, iż pracujesz jako…?

— Kurier — odpowiedział Wojtek bez mrugnięcia. Choć Marta wiedziała, iż się skromni.

Wkrótce zaczęli się spotykać. Byli szczęśliwi. Marta promieniała, Wojtek się nią opiekował. Znów stali się jednością. Pewnego dnia wziął ją za rękę i powiedział:

— Wyjdź za mnie, Marto.

— Oczywiście, Wojtek! Oczywiście!

Pobiegła powiedzieć rodzicom. Matka płakała ze szczęścia. A ojciec rzekł:

— Rób, jak uważasz. Ale on mi się nigdy nie spodoba.

— Za co go tak nienawidzisz?! — krzyknęła Marta.

— Nie muszę się tłumaczyć. Jesteś dorosła. Postępuj, jak chcesz.

Zaproszenie na obiad Wojtek wysłał sam — chciał, by poznała jego przybranych rodziców. Marta przyjechała… i zastygła w progu. Ojciec Wojtka okazał się być nikim innym jak Andrzej Nowak, prezes ich firmy. Człowiek, przed którym w biurze kłaniali się jak przed królem. A sam Wojtek? Nie kurier, ale jego zastępca. I współwłaściciel biznesu.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — szepnęła.

— Nigdy nie pytałaś — uśmiechnął się.

Okazało się, iż koledzy wiedzieli wszystko. Dlatego patrzyli na nią z zazdrością. A ojciec… ojciec siedział przy stole i nie mógł wydusić słowa. Zrozumiał, iż nie tylko się pomylił. Zniszczył dziecięcą przyjaźń. Prawie rozdzielił ich na zawsze.

Ślub był wystawny. Rodzice Wojtka podarowali im luksusowe mieszkanie w Warszawie. Krzysztof wciąż nie mógł dojść do siebie. Później wyznał córce, iż sam pojechał do domu dziecka i zakazał Wojtkowi się z nią kontaktować, zaplanował przeprowadzkę, wierząc, iż oszuka los.

— Przepraszam, córeczko — powiedział. — Myślałem, iż robię to dla twojego dobra.

— Po prostu mściłeś się na człowieku, którego dawno nie ma. A ucierpieliśmy my. Ale los i tak nas połączył. Bo miłość jest silniejsza od wszystkiego. choćby od twojej urazy.

Teraz Martę i Wojtka łączy wspólna przyszłość, a przeszłość pozostała tylko wspomnieniem — jak dowód, iż prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę. choćby przez zakazy, rozłąkę i lata.

Idź do oryginalnego materiału