„Przyjedźcie, ale zamieszkacie w hotelu. Mój mąż potrzebuje spokoju” – jak matka odmówiła nam schronienia dla mężczyzny.

polregion.pl 12 godzin temu

„Oczywiście, przyjeżdżajcie… tylko musicie mieszkać w hotelu. Mój mąż potrzebuje spokoju” – tak moja matka odmówiła nam schronienia dla faceta

Moja mama zawsze wydawała się innym miłą, łagodną, uśmiechniętą kobietą. Ale ja, jej córka, znałam tę stronę, której nie pokazywała obcym. Stronę, gdzie pod pozorem czuć kryje się niekończąca się potrzeba bycia „przy mężczyźnie” za wszelką cenę. A ta cena to zrujnowane relacje z córką i wnuczką. Nasze relacje.

Rodzony ojciec zostawił nas, gdy miałam zaledwie cztery lata. Poszedł do innej, a mama… mama nie potrafiła się z tym pogodzić. Błagała, poniżała się, dzwoniła, czatowała pod blokiem, płakała do słuchawki. Mówiła, iż nie da rady sama, iż boi się wychowywać dziecko w pojedynkę. Ale on nie wrócił. Poszedł i tyle. A babcia, jej matka, ciągała mamę do domu po tych upokarzających scenach. Wstydziła się – nie za zięcia, ale za własną córkę. Mama niby się uspokoiła, ale w środku uruchomiła licznik: wyjść za mąż za wszelką cenę.

I zaczęła „wychodzić za mąż” byle kogo. Za każdego trzymała się jak za ostatnią deskę ratowanie. Zdrady, pijaństwo, bicie, choćby upokorzenia na moją widoku – wszystko wybaczała, wszystko znosiła. W dzieciństwie często słyszałam jej szlochy za drzwiami łazienki, jak smarowała siniaki i udawała, iż „po prostu się przewróciła”. A potem – nowy kolor włosów, nowa sukienka, schudnięte pięć kilo. Wszystko, żeby „on” nie odszedł.

Buntowałam się, krzyczałam, kłóciłam się z każdym z jej mężczyzn. Próbowała mnie uciszyć, głaskała po głowie, mówiła: „Jeszcze nie rozumiesz, jak to jest być samą”. Ale ja rozumiałam. Widziałam wszystko. Dlatego po szkole wyjechałam na studia do Warszawy i starałam się wracać do domu jak najrzadziej.

Później zmarła babcia i zostawiła mi swoje mieszkanie. Sprzedałam je, kupiłam własne, daleko od matki i jej wiecznie zmieniających się „miłości”. Znalazłam pracę, zaczęłam żyć spokojnie, sama dla siebie. Wyszłam za mąż, ale mama nie przyjechała na ślub. Wytłumaczyła to prosto:

„Nie mogę zostawić mojego mężczyzny samego, on jest nerwowy, nie znosi podróży…”

Westchnęłam. I dlatego też nie zapraszałam – nie chciałam na własnym weselu widzieć jej kolejnego „admiratorka”, który wtedy choćby nie znał mojego imienia.

Przez trzy lata prawie się nie kontaktowałyśmy. Czasem – krótkie telefony. Urodziłam córkę. Ucieszyła się, chciała poznać wnuczkę. Zaczęła dzwonić częściej, prosiła, żeby przyjechać.

Minęło pięć lat. Córka podrosła. Pomyślałam – dobra, może warto. Pokazać dziecku babcię. Nawiązać jakąś więź. Zebraliśmy się z mężem, kupiliśmy bilety, zadzwoniłam do mamy: „Mamo, niedługo przyjedziemy”. Cieszyła się, mówiła, iż czeka, iż wszystko przygotuje.

Ale dwa dni przed przyjazdem zaczęły się dziwne rzeczy.

„Wiesz, u nas akurat remont… I w ogóle w mieszkaniu będzie wam pewnie ciasno z dzieckiem. Mój mąż bardzo lubi spokój, jest w wieku… nie przywykł do dziecięcego hałasu. Może lepiej w hotelu? Podam wam dobry adres…”

Milczałam. W końcu spytałam:

„Mówisz poważnie?”

„No… wiesz, jaka u nas atmosfera. On się denerwuje. Nie chcę awantur. Tak będzieego spokojniej.”

W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Po wszystkim. Po nieobecności na ślubie. Po latach milczenia. Po całej mojej próbie wyjścia naprzeciw – ona proponuje nam hotel, bo jej mężowi potrzebna jest cisza?! A moja córka nie jest hałaśliwa. Jest grzeczna. Ale choćby gdyby nie była – to jej wnuczka! Odłożyłam słuchawkę i powiedziałam mężowi:

„Nie jedziemy.”

Mama się obraziła. Powiedziała, iż jestem niewdzięczna, iż nie rozumiem jej sytuacji. Ja nie widzę sensu w tej podróży. Nie po to mieliśmy jechać, żeby mieszkać w hotelu obok własnej matki, dla której okazuje się, iż obcy facet jest ważniejszy niż rodzina.

Lata mijają. Mama wciąż z tym samym. Albo już z nowym – nie śledzę. Dzwonimy do siebie coraz rzadziej. Moja córka ma babcię – tę od męża. Taką, co piecze ciasta, czyta bajki i nie wyrzuca za drzwi. A moja mama została w swoim świecie, gdzie mężczyzna jest zawsze pierwszy, a własna krew – drugorzędna.

I jeżeli jej to pasuje – niech żyje w swojej ciszy. Tylko niech potem nie pyta, dlaczego wnuczka nie zaprasza jej na szkolne akademie ani nie wysyła kartek na Dzień Kobiet. Bo cisza to wybór. A ten wybór ma swoją cenę.

Idź do oryginalnego materiału