Przyjedźcie, ale zamieszkajcie w hotelu: jak moja matka wybrała ciszę z partnerem zamiast pomocy rodzinie

twojacena.pl 13 godzin temu

„Oczywiście, przyjeżdżajcie… tylko zatrzymacie się w hotelu. Mój mąż potrzebuje spokoju” – jak moja matka odmówiła nam schronienia dla mężczyzny

Moja mama zawsze wydawała się innym dobrą, łagodną, uśmiechniętą kobietą. Ale ja, jej córka, znałam tę stronę, której nie pokazuje obcym. Stronę, gdzie za pozorną czułością kryje się niekończąca się chęć bycia „przy mężczyźnie” za wszelką cenę. A tę cenę płacą zniszczone relacje z córką i wnuczką. Nasze relacje.

Ojciec zostawił nas, gdy miałam zaledwie cztery lata. Odszedł do innej kobiety, a mama… mama nie potrafiła się z tym pogodzić. Błagała, upokarzała się, dzwoniła, czatowała pod klatką, płakała do słuchawki. Mówiła, iż nie da rady sama, iż boi się wychowywać dziecko w pojedynkę. Ale on nie wrócił. Odszedł – i koniec. A babcia, moja mama matka, ciągnęła ją za rękę z tych upokarzających scen. Wstydziła się – nie za zięcia, ale za własną córkę. Mama niby się uspokoiła, ale w środku uruchomiła licznik: wyjść za mąż za wszelką cenę.

I zaczęła „wychodzić za mąż” za byle kogo. Za każdego trzymała się, jakby to była ostatnia szansa. Zdrady, pijaństwo, bicie, a choćby upokorzenia na moich oczach – wszystko wybaczała, wszystko znosiła. W dzieciństwie często słyszałam jej szloch za drzwiami łazienki, jak smarowała siniaki i udawała, iż „tylko się przewróciła”. A potem – nowy kolor włosów, nowa sukienka, schudnięcie 10 kilo. Wszystko po to, żeby „on” nie odszedł.

Buntowałam się, krzyczałam, kłóciłam się z każdym z jej mężczyzn. Próbowała mnie uspokoić, głaskała po głowie, mówiła: „Nie rozumiesz jeszcze, jak to jest – być samą”. Ale ja rozumiałam. Widziałam wszystko. Dlatego po szkole wyjechałam na studia do Warszawy i starałam się wracać do domu jak najrzadziej.

Potem zmarła babcia i zostawiła mi swoje mieszkanie. Sprzedałam je, kupiłam własne daleko od matki i jej wiecznie zmieniających się „miłości”. Znalazłam pracę, zaczęłam żyć spokojnie, na własnych zasadach. Wyszłam za mąż, ale mama nie przyjechała na ślub. Wytłumaczyła to prosto:

— Nie mogę zostawić mojego mężczyzny samego, ma nerwicę, nie znosi podróży…

Westchnęłam. Nie zapraszałam jej też dlatego, iż nie chciałam widzieć na własnym weselu jej kolejnego „admiratora”, który wtedy choćby nie znał mojego imienia.

Trzy lata prawie się nie kontaktowałyśmy. Czasem – rzadkie telefony. Urodziłam córkę. Mama ucieszyła się, chciała poznać wnuczkę. Zaczęła dzwonić częściej, prosić, żeby przyjechać.

Minęło pięć lat. Córka podrosła. Pomyślałam – no dobrze, może warto. Pokazać dziecko babci. Nawiązać choćby symboliczną więź. Razem z mężem spakowaliśmy się, kupiliśmy bilety, zadzwoniłam do mamy: „Mamo, niedługo przyjedziemy”. Cieszyła się, mówiła, iż czeka, iż wszystko przygotuje.

Ale dwa dni przed przyjazdem zaczęły się dziwne rzeczy.

— Wiesz, u nas akurat remont… I w ogóle, w mieszkaniu pewnie będzie wam za ciasno z dzieckiem. Mój mąż bardzo potrzebuje ciszy, jest już starszy… nie przyzwyczajony do dziecięcego hałasu. Może lepiej weźmiecie hotel? Dam wam namiar na dobry…

Milczałam. W końcu spytałam:

— Mówisz poważnie?

— No… wiesz, jaka u nas atmosfera. On się denerwuje. Nie chcę awantur. Tak będzie wszystkim wygodniej.

W głowie rozpalił mi się ogień. Po wszystkim. Po nieobecności na ślubie. Po tych latach milczenia. Po całej mojej próbie wyjścia naprzeciw – ona proponuje nam hotel, bo jej mąż potrzebuje ciszy?! A moja córka nie jest hałaśliwa. Jest grzeczna. Ale choćby gdyby nie była – to przecież jej wnuczka! Odłożyłam słuchawkę i powiedziałam mężowi:

— Nie jedziemy.

Mama obraziła się. Powiedziała, iż jestem niewdzięczna, iż nie rozumiem jej sytuacji. Ja za to nie widzę sensu w tej podróży. Nie po to mieliśmy jechać, żeby mieszkać w hotelu obok własnej matki, dla której, jak się okazuje, obcy mężczyzna jest ważniejszy niż rodzina.

Lata mijają. Mama ciągle z tym samym. Albo już z nowym – nie śledzę. Dzwonimy do siebie coraz rzadziej. Moja córka ma babcię – ze strony męża. Taką, która piecze ciasta, czyta bajki i nie wystawia za drzwi. A moja mama pozostała w swoim świecie, gdzie mężczyzna jest zawsze na pierwszym miejscu, a własna krew – na drugim.

I jeżeli jej to odpowiada – niech żyje w swojej ciszy. Tylko niech potem nie pyta, dlaczego wnuczka nie zaprasza jej na przedszkolne przedstawienia i nie wysyła kartek na Dzień Kobiet. Bo cisza – to wybór. A każdy wybór ma swoją cenę.

Idź do oryginalnego materiału