„Przyjedźcie, ale zamieszkajcie w hotelu – mężowi potrzeba ciszy”: jak matka wybrała mężczyznę zamiast nas

newskey24.com 16 godzin temu

10 maja 2023 r.

Moja matka zawsze wydawała się innym miłą, łagodną, uśmiechniętą kobietą. Ale ja, jej córka, znałam tę stronę, której nie pokazywała obcym. Stronę, gdzie pod czułą fasadą kryje się żądza bycia „z mężczyzną” za wszelką cenę. Ceną były nasze relacje – zniszczone przez jej wybory.

Ojciec zostawił nas, gdy miałam cztery lata. Poszedł do innej, a mama… nie potrafiła tego zaakceptować. Błagała, upokarzała się, dzwoniła, czatowała pod jego blokiem. Mówiła, iż nie da rady sama, iż boi się wychowywać dziecka w pojedynkę. Ale on nie wrócił. Babcia, jej własna matka, musiała ją ściągać z tych upokarzających scen. Wstydziła się nie za zięcia, ale za córkę. Mama się uspokoiła, ale w środku zaczęła odliczać: muszę znaleźć męża.

I zaczęła „wychodzić za mąż” – za każdego, kto się nawinął. Trzymała się ich jak ostatniej deski ratunku. Zdrady, pijatyki, awantury, choćby bicie – wszystko wybaczała. Jako dziecko słyszałam, jak szlochała w łazience, smarując siniaki i tłumacząc, iż „tylko się potknęła”. Potem farbowała włosy, kupowała nową sukienkę, chudła dziesięć kilo. Byle tylko „on nie odszedł”.

Buntowałam się, krzyczałam, kłóciłam się z każdym z jej kolejnych „wybawców”. Głaskała mnie wtedy po głowie i mówiła: „Nie rozumiesz jeszcze, jak to jest być samą”. Ale ja rozumiałam. Widziałam wszystko. Dlatego po liceum wyjechałam do Warszawy i wracałam do domu tylko w ostateczności.

Gdy babcia zmarła, zostawiła mi mieszkanie. Sprzedałam je, kupiłam coś daleko od matki i jej wiecznie zmieniających się „miłości”. Znalazłam pracę, zaczęłam żyć po swojemu. Wyszłam za mąż – mama nie przyjechała. Powiedziała:

„Nie mogę zostawić mojego mężczyzny, on jest niespokojny, nie znosi podróży…”

Westchnęłam. I tak nie chciałam tam jej ostatniego „wielbiciela”, który choćby nie pamiętał mojego imienia.

Minęły trzy lata niemal bez kontaktu. Rzadkie telefony. Gdy urodziłam córkę, mama nagle się ożywiła. Chciała poznać wnuczkę. Dzwoniła częściej, namawiała na wizytę.

Kiedy Zosia skończyła pięć lat, pomyślałam – może warto. Pokazać córce babcię. Nawiązać choć symboliczny kontakt. Kupiliśmy bilety do Poznania, zadzwoniłam: „Mamo, przyjeżdżamy”. Cieszyła się, obiecywała przygotować pokój.

A potem, dwa dni przed wyjazdem, usłyszałam:

„Wiesz, u nas remont… I w ogóle, może będzie wam ciasno? Mój mąż potrzebuje spokoju, jest starszy, nie lubi dziecięcego hałasu. Może lepiej w hotelu? Podam wam dobry adres…”

Milczałam. W końcu spytałam:

„Na serio?”

„No… wiesz, jaka jest nasza sytuacja. On się denerwuje. Nie chcę awantur. Będzie tak spokojniej.”

W głowie zapłonął mi ogień. Po latach. Po nieobecności na ślubie. Po tej mojej próbie pojednania – ona każe nam mieszkać w hotelu, bo jej mężowi przeszkadza dziecko?! Zosia jest cicha jak myszka. Ale choćby gdyby nie była – to jej wnuczka! Odłożyłam słuchawkę i powiedziałam mężowi:

„Nie jedziemy.”

Mama się obraziła. Nazwała mnie niewdzięcznicą, która nie rozumie jej sytuacji. Ale ja nie widzę sensu w jeżdżeniu do kogoś, dla kogo obcy mężczyzna jest ważniejszy niż rodzina.

Minęły lata. Mama ciągle z tym samym – albo już innym, nie śledzę. Dzwonimy coraz rzadziej. Moja córka ma babcię – od strony męża. Taką, co piecze pierniki i czyta bajki, nie wyrzuca za drzwi. A moja matka tkwi w swoim świecie, gdzie mężczyzna zawsze jest na pierwszym miejscu, a własna krew – gdzieś z tyłu.

Jeśli ją to uszczęśliwia – niech żyje w swoim „spokoju”. Tylko niech się potem nie dziwi, dlaczego wnuczka nie zaprasza jej na przedszkolne występy i nie wysyła lapek na Dzień Babci. Bo cisza to wybór. A każdy wybór ma swoją cenę.

**Dzisiejsza lekcja:** Rodzina to nie tylko krew – to ci, którzy są przy tobie, gdy ich potrzebujesz. Inni to tylko wspomnienia, które warto czasem odłożyć na półkę. Dla własnego spokoju.

Idź do oryginalnego materiału