„Przyjedźcie, ale zatrzymajcie się w hotelu: jak matka wybrała spokój z nowym partnerem”

newskey24.com 10 godzin temu

„Oczywiście, przyjeżdżajcie… tylko nocleg będziecie mieli w hotelu. Mój mąż potrzebuje spokoju” – jak moja matka odmówiła nam dachu nad głową przez mężczyznę

Moja mama zawsze wydawała się otoczeniu miłą, łagodną, uśmiechniętą kobietą. Ale ja, jej córka, znałam tę stronę, której obcym się nie pokazuje. Stronę, gdzie za pozorną czułością kryje się nieustanna potrzeba bycia „przy mężczyźnie” za wszelką cenę. A tą ceną były zrujnowane relacje z córką i wnuczką. Nasze relacje.

Ojciec nas zostawił, gdy miałam zaledwie cztery lata. Odszedł do innej kobiety, a mama… mama nie potrafiła się z tym pogodzić. Błagała, upokarzała się, dzwoniła, czatowała pod klatką, płakała do słuchawki. Mówiła, iż sama nie da rady, iż boi się wychowywać dziecko w pojedynkę. Ale on nie wrócił. Poszedł – i koniec. A babcia, moja matczyna matka, ciągnęła mamę do domu po tych upokarzających scenach. Wstydziła się – nie za zięcia, ale za własną córkę. Mama niby się uspokoiła, ale wewnątrz uruchomiła licznik: wyjść za mąż za wszelką cenę.

I zaczęła „wychodzić za mąż” byle kogo. Za każdego trzymała się, jakby to była ostatnia szansa. Zdrady, pijaństwo, bicie, choćby upokorzenia na moich oczach – wszystko było wybaczane, wszystko znoszone. W dzieciństwie często słyszałam jej szloch za drzwiami łazienki, jak smarowała siniaki i udawała, iż „tylko się potknęła”. A potem – nowy kolor włosów, nowa sukienka, odchudzanie o 10 kilo. Wszystko po to, by „on” nie odszedł.

Buntowałam się, krzyczałam, kłóciłam się z każdym z jej mężczyzn. Ona próbowała mnie uciszyć, głaskała po głowie, mówiła: „Jeszcze nie rozumiesz, jak to jest być samą”. Ale ja rozumiałam. Wszystko widziałam. Dlatego po szkole wyjechałam na studia do Warszawy i starałam się wracać do domu jak najrzadziej.

Potem zmarła babcia i zostawiła mi swoje mieszkanie. Sprzedałam je, kupiłam swoje daleko od matki i jej wiecznie zmieniających się „miłości”. Znalazłam pracę, zaczęłam żyć spokojnie, po swojemu. Wyszłam za mąż, ale mama nie przyjechała na ślub. Wytłumaczyła to prosto:

— Nie mogę zostawić swojego mężczyzny samego, on jest nerwowy, nie znosi podróży…

Westchnęłam. I pewnie dlatego też nie zapraszałam, bo nie chciałam widzieć na własnym weselu jej kolejnego „admiratora”, który wtedy choćby mojego imienia nie pamiętał.

Przez trzy lata prawie się nie kontaktowaliśmy. Czasem – rzadkie telefony. Urodziłam córkę. Mama się ucieszyła, chciała zobaczyć wnuczkę. Zaczęła dzwonić częściej, prosić, żeby przyjechać.

Minęło pięć lat. Córka podrosła. Pomyślałam – dobra, może warto. Pokazać dziecku babcię. Nawiązać choć jakąś więź. Z mężem się spakowaliśmy, kupiliśmy bilety, zadzwoniłam do mamy: „Mamo, niedługo przyjedziemy”. Cieszyła się, mówiła, iż czeka, iż wszystko przygotuje.

Ale dwa dni przed przyjazdem zaczęły się dziwne rzeczy.

— Wiesz, u nas nagle remont… I w ogóle, w mieszkaniu pewnie będzie wam ciasno z dzieckiem. Mój mąż bardzo lubi ciszę, on jest w wieku… nie przyzwyczajony do dziecięcego hałasu. Może lepiej hotel? Podam wam dobry adres…

Milczałam. Potem zapytałam:

— Mówisz poważnie?

— No… wiesz, jaka u nas atmosfera. On się denerwuje. Nie chcę awantur. Po prostu tak będzie spokojniej.

W głowie zapłonął mi ogień. Po wszystkim. Po nieobecności na ślubie. Po tych latach milczenia. Po całej mojej próbie wyjścia naprzeciw – ona proponuje nam hotel, bo jej mężowi potrzebna jest cisza?! A moja córka – nie jest hałaśliwa. Jest wychowana. Ale choćby gdyby nie była – to przecież jej wnuczka! Odłożyłam słuchawkę i powiedziałam mężowi:

— Nie jedziemy.

Mama się obraziła. Powiedziała, iż jestem niewdzięczna, iż nie rozumiem jej sytuacji. Ja zaś nie widzę sensu w tej podróży. Nie po to mieliśmy jechać, by mieszkać w hotelu obok własnej matki, dla której, jak się okazuje, obcy mężczyzna jest ważniejszy niż własna rodzina.

Lata mijają. Mama wciąż z tym samym. Albo już z nowym – nie śledzę. Dzwonimy do siebie coraz rzadziej. Moja córka ma babcię – od strony męża. Taką, co piecze ciasta, czyta bajki i nie wyrzuca za drzwi. A moja mama została w swoim świecie, gdzie mężczyzna jest zawsze na pierwszym miejscu, a rodzona krew – drugorzędna.

I jeżeli jej to pasuje – niech żyje w swojej ciszy. Tylko niech potem nie pyta, dlaczego wnuczka nie zaprasza jej na przedszkolne występy i nie wysyła kartek na Dzień Kobiet. Bo cisza – to wybór. A ten wybór ma swoją cenę.

Idź do oryginalnego materiału