Jak tak można?
"Prawdę o braku zaangażowania rodziców. Od kilku tygodni starałam się zorganizować coś wyjątkowego dla dzieci. Wysłałam kilka wiadomości do rodziców przez Vulcan. Prosiłam o drobne wsparcie – nie pieniądze, nie jakieś wielkie poświęcenia, ale o pomoc w organizacji Dnia Dziecka, który będzie w przedszkolu.
Zachęcałam do przyjścia, przebrania się za postacie z bajek, do zorganizowania konkursu, pomocy w prowadzeniu zabaw. Chciałam, by rodzice się zaangażowali i trochę nas wsparli.
Zgłosiła się tylko jedna mama. Nikt więcej. Jak tak można? Dla mnie to nie do zrozumienia.
Dzieci wiedzą, iż odezwałam się do rodziców. Od razu zaczęły dopytywać. Czy mama kogoś przyjdzie? Czy tata będzie prowadził zabawę? A ja musiałam uśmiechać się sztucznie, próbując zatuszować własne rozczarowanie i smutek. Bo jak powiedzieć maluchowi, iż dorośli nie znaleźli choćby pół godziny, by pobyć z nimi w tym jednym, wyjątkowym dniu?
To nie jest temat błahy. To nie jest kaprys nauczyciela. To sygnał, iż coś bardzo poważnie się psuje w naszym podejściu do wychowywania dzieci. Rodzice powinni się wreszcie obudzić i przestać traktować przedszkole jak punkt usługowy. Obserwuję coraz częściej postawę roszczeniową, dystans, brak czasu w wszystko – oprócz narzekań. A przecież dzieci nie proszą o wiele. Chcą, by ich rodzice byli obecni. Żywo zaangażowani. Obok.
Nazwijmy to wprost: to wstyd na skalę światową, iż w całej grupie znalazł się tylko jeden dorosły, który uznał, iż warto pomóc. Że warto się zaangażować w przygotowania i zrobić coś dla dzieci.
Mam nadzieję, iż ten list da komuś do myślenia. Może nie zmieni od razu wszystkiego, ale może chociaż sprawi, iż za rok będzie lepiej".