Rodzice wybrali mu żonę ze względu na status, a ja pozostałam wrogiem tylko dlatego, iż pochodzę z niewłaściwej rodziny.

newsempire24.com 11 godzin temu

Dziś w moim dzienniku opowiem historię, która zmieniła moje życie. Rodzice Michała wybrali mu żonę według statusu społecznego. A ja zostałam wrogiem tylko dlatego, iż pochodziłam z niewłaściwej rodziny.

Wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Michał był jedynym synem profesora i lekarki. Jego matka – szanowana pediatra, ojciec – wykładowca filozofii. Każda godzina jego życia była zaplanowana: kółka zainteresowań, dodatkowe lekcje, konkursy. Był idealnym dzieckiem – mądrym, zdyscyplinowanym. Tylko jedna rzecz nie pasowała do tego uporządkowanego świata – nasza przyjaźń.

Miałam na imię Weronika. Pochodziłam z prostej, można powiedzieć – patologicznej rodziny. Matka nie pracowała, ojciec pił i w końcu zniknął. Mimo to Michał zawsze był przy mnie. Pomagał w lekcjach, bronił przed drwinami, dzielił się kanapkami w szkole. Byliśmy nierozłączni, aż los nas rozdzielił.

Gdy miałam piętnaście lat, zmarła moja matka. Trafiłam do domu dziecka, a nasza więź się urwała. Później dowiedziałam się, iż Michał mnie szukał, ale rodzice przekonali go, iż sama zerwałam kontakt. Przestał pisać, myślałam, iż przestał się interesować.

Spotkaliśmy się przypadkiem na maturze. Z trudem rozpoznałam w tym eleganckim młodzieńcu chłopca z podwórka. On natomiast od razu mnie poznał. Z uśmiechem i drżeniem w głowie zaczęliśmy rozmawiać. Przyjaźń odżyła, ale z nowym uczuciem.

Michał namówił mnie na wspólne studia. Dostaliśmy się. Często zostawaliśmy w bibliotece do późna, spacerowaliśmy w deszczu. Pewnej jesieni wziął mnie za rękę i wyznał miłość. Płakałam ze szczęścia.

Pół roku później pokazałam mu listy pisane z domu dziecka. Był wstrząśnięty – rodzice ich nie przekazali. Jego matka tłumaczyła, iż chcieli go chronić przed “brudną przeszłością”. Dla niego te listy były dowodem zdrady, ale nie mojej – ich.

Gdy oznajmił, iż zamierza się ze mną ożenić, w domu wybuchł skandal. Rodzice już wybrali mu “odpowiednią” partię – córkę dziekana, z dobrego domu. A ja… wciąż byłam dziewczyną “z niczego”. Michał jednak postawił się rodzinie. Wynajęliśmy mieszkanie. Gdy powiedziałam, iż jestem w ciąży, przytulił mnie i szepnął: “To będzie najszczęśliwsze dziecko na świecie”.

Kilka dni później przyszła jego matka. Bez słowa położyła na stole kopertę z pieniędzmi. “Zniknij z jego życia. Raz na zawsze” – powiedziała. Milczałam. Nie chciałam niszczyć naszej miłości. Ale gdy urodził się nasz syn, stało się najgorsze.

Matka Michała wróciła z “prezentem” – wynikami testu DNA, który miał dowodzić, iż dziecko nie jest jego. Michał uwierzył. Spakował się i wyszedł, nie dając mi szansy na wyjaśnienia. Stałam z noworodkiem na rękach, wierzyć nie mogąc, iż ten człowiek mógł tak łatwo wszystko przekreślić.

Sprzedałam mieszkanie, wyjechałam, dostałam się na medycynę. Pracowałam, uczyłam się, wychowywałam syna sama. Nigdy nie mówiłam źle o jego ojcu, tylko powtarzałam: “Kiedyś bardzo nas kochał”. Minęły lata.

Zostałem lekarzem wojskowym. Syn dorósł. Dopiero po dziesięciu latach spotkałem mężczyznę, któremu znów mogłam zaufać. Wzięliśmy ślub, urodziły nam się dwie córki. Mój mąż nigdy nie dzielił dzieci na “swoje” i “nie swoje”. Michał, jak się później dowiedziałam, został zwykłym lekarzem w małym szpitalu. Ożenił się z tą, którą dla niego wybrali. Dzieci nie mieli. Spotkaliśmy się na konferencji – w jego oczach widziałem tylko żal.

Chciał porozmawiać. Ja tylko się uśmiechnęłam, wzięłam najmłodszą córkę za rękę i poszłam dalej. Bo nie można budować przyszłości na przeszłości. A ja już swoją zbudowałem.

I wiecie co? Najbardziej zdumiewa mnie, iż w XXI wieku ludzie wciąż oceniają innych po statusie, a nie po tym, jak kochają. Michał stracił rodzinę, bo zabrakło mu siły, by stanąć między mną a opinią rodziców. Ja zaś znalazłam swoją. Prawdziwą.

*Z dziennika Marcina Kowalskiego*

Idź do oryginalnego materiału