Mam na imię Elżbieta. Historia mojej rodziny to jak gąszcz smutku i strat. Kiedy miałam pięć lat, moi rodzice się rozwiedli. Mama wniosła pozew, bo zakochała się w innym mężczyźnie. niedługo wyszła ponownie za mąż. Tata nigdy o mnie nie zapomniał – płacił alimenty, zabierał mnie na weekendy do swojego domu na obrzeżach Krakowa. Jego miłość była moim ratunkiem w tych ciężkich czasach.
Później tata ożenił się z kobietą o imieniu Halina, wdową z dwojgiem dzieci z pierwszego małżeństwa – Jackiem i Magdą. gwałtownie się z nimi zaprzyjaźniłam. Weekendy u taty stały się dla mnie prawdziwą przyjemnością – czułam się tam kochana, częścią ich ciepłego świata. Nie miałam ochoty wracać do mamy – tam było zupełnie inaczej.
Mama urodziła dwoje dzieci z nowym mężem – chłopca i dziewczynkę. Razem z ojczymem zaczęli biznes, ale interes się nie udał. Długi rosły jak śnieżna kula. Musieli sprzedać duże mieszkanie w centrum Krakowa i przenieść się do ciasnej kawalerki na peryferiach. Pięć osób w dwóch pokojach – życie stało się nie do zniesienia.
Ojczym zaczął pić. Mama poszła do pracy, a ja, jeszcze nastolatka, zostałam z młodszą siostrą i bratem. To mnie złamało. Pewnego dnia spakowałam rzeczy i wyjechałam do taty. Od tamtej pory nie widziałam mamy. Wiedziałam tylko, iż siostrę i brata zabrano do domu dziecka, a ją pozbawiono praw rodzicielskich. Ojczym zniknął z ich życia.
U taty odżyłam. Halina i jej mama, babcia Zosia, przyjęły mnie jak swoją. Lata mijały, a teraz mam 34 lata. Jestem mężatką, mam dwoje dzieci. Jacek i Magda też założyli rodziny. Staliśmy się prawdziwą rodzinną paczką, złączoną nie tylko więzami krwi, ale i serdecznością.
Kiedy zmarła babcia Irena, mama mojej mamy, zostawiła mi w spadku swój dom w spokojnej wsi pod Krakowem. Rok później odszedł tata. W testamencie zapisał swoje miejskie mieszkanie Jackowi i Magdzie, a mi – samochód. Był też niedokończony domek letniskowy. Postanowiliśmy go nie sprzedawać, tylko wyremontować, żeby mogliśmy tam razem spędzać czas.
I wtedy, gdy najmniej się tego spodziewałam, pojawiła się ona – moja mama. Minęło 20 lat od naszego ostatniego spotkania. Odnalazła mój adres i zjawiła się u mnie, jakby te wszystkie lata milczenia nigdy nie istniały.
„Słyszałam, iż babcia zostawiła ci dom” – zaczęła bez wstępu. „A co dostałaś od taty? Masz przecież brata i siostrę! Gdzie tu sprawiedliwość? To nie twoje dziedzictwo, tylko nasze wspólne. Sprzedaj wszystko i podzielmy pieniądze na troje.”
Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. Ta kobieta, która mnie porzuciła, teraz żąda, żebyśmy się dzielili tym, co dla mnie ważne?
„Nie będę się z nikim dzielić” – powiedziałam stanowczo. „Wyjdź.”
Może to okrutne, ale nie czuję winy. Ona jest dla mnie obca. Jej dzieci z drugiego małżeństwa też. Moja prawdziwa rodzina to Jacek, Magda, Halina. To oni byli przy mnie przez te wszystkie lata, dzielili euforii i smutki.
Skończyliśmy remont domku. Teraz to nasz kawałek szczęścia, gdzie zbieramy się z dziećmi, Jackiem, Magdą i Haliną. Śmiejemy się, wspominamy tatę, babcię, planujemy przyszłość. A mama? Została w przeszłości, razem ze swoimi żądaniami i urazami. Niczego jej nie jestem winna i moje serce jest spokojne.