Joanna Ostrowska: Dlaczego zmieniłeś formę swojej obecności w teatrze i stałeś się dramatopisarzem?
Kuba Kapral: Pogłoski, jakobym skończył z offem (a off ze mną), nie do końca są prawdziwe. Owszem, przez jakiś czas roiłem sobie, iż sprytnie przeskoczę z wąskiej pryczy offu do obaldachimowanego łoża repu, a moje teksty, których w międzyczasie nastukałem kilkanaście, będą grane jak Polska długa i szeroka, były to jednak marzenia spiętej głowy: raz, iż granica między tymi teatralnymi (wszech)światami okazuje się mało przepuszczalna; dwa, oba te światy nie różnią się zbytnio (poza ilością pieniędzy) i bez znajomości nic nie ugrasz. A jedyne plecy, jakie mam, to moje własne, dość już, nawiasem mówiąc, zaokrąglone.
Bez bicia więc przyznaję, iż rozważałem rozwód z offem, jednak ta łajza przyszła i powiedziała „zróbmy sobie dziecko, to uratuje nasz związek” i tak też się stało, przy czym dzieci narobiliśmy wuchtę.
Jeszcze w ramach Circus Ferus, który mimo sygnowania spektaklu z 2019 roku „Ostatnim…” przez cały czas produkuje spektakle, zrobiliśmy z Agatą Elsner i Hubertem Wińczykiem przedstawienie dla dzieci „Jak Nielemka i Lemtak świat ratowali” (2021) i spektakl fantasy z elementami archetypicznej psychodelii „modb” (2023).
Potem zdradzałem Circus, gdzie się tylko dało. Owocami są: „Mizofonia” (2023) zrealizowana we współpracy z kompozytorem Rafałem Zapałą oraz Moniką i Hubertem Wińczykami, projekt łączący spektakl, performance, słuchowisko i instalacje dźwiękową; „Kapral w Kościółku” (2023), zrealizowany w Teatrze Ósmego Dnia z Leną Witkowską i Markiem Kościółkiem – spektakl na wskroś offowy i do bólu szczery; „W nicość” (2024) stworzony z Grupą Pomarańcze, radykalny, multimedialny happening; muzyczny spektakl z nowo powołaną grupą – Zespołem Wokalno-Tanecznym TULIPUNKI – „Wiersze Gabrysia na pięć głosów i perkusję” (2024).
Śmiało mogę powiedzieć, iż mój związek z offem ma się dobrze i tu majstrujemy projekty, które są takie jak w lubię: przekraczające granice gatunków, eksperymentujące i z lekka pojebane, a moja forma obecności w teatrze nie tyle się skurczyła, ile obrosła nowymi wymiarami: z jednej strony są to słuchowiska i aplikacje słuchowiskowe, które realizuję z Fonoramą, z drugiej są to dramaty, które piszę zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci (i młodzieży).

Jak Nielemka i Lemtak…, fot. Maciej Kaczyński
I tu wreszcie dochodzimy do odpowiedzi na pytanie, dlaczego zostałem dramatopisarzem. Jakieś 11 lat temu, kiedy urodził się mój pierwszy syn, zainspirowany, a pewnie i lekko zazdrosny o sukcesy Maliny Prześlugi, postanowiłem zacząć pisać dramaty dla dzieci, sądząc, iż zdobędę w ten sposób sławę i pieniądze.
Po tych 11 latach ani jednego, ani drugiego nie mam, zdarza mi się jednak coraz częściej pisać teksty na zamówienie dla teatru dziecięcego i młodzieżowego, zdarza mi się pisać teksty dla grup offowych i to jest naprawdę coś. Natomiast moje „repowe” teksty dla widowni dorosłej najprawdopodobniej są zbyt offowe (lub po prostu zbyt kapralskie) i przez cały czas nie znajdują realizatorów.
Mimo iż dramatopisarstwo to ciężki kawałek (bardzo małego) tortu, wciągnęła mnie ta gra, w której, jeżeli chodzi o teatr dziecięcy, stawką jest (być może?) ratunek dla tego pięknego, mocno już jednak schorowanego świata – rozmowa z młodymi ludźmi daje jakąś nadzieję.
Natomiast moje pisanie dramatów dla dorosłych jest szansą na wyjście z getta offu i na szerszą recepcję tego, co, jak mi się wydaje, mam do powiedzenia. Być może publikacja „Martwego ojca” w miesięczniku „Dialog” (7–8/2024) coś zmieni w tej materii? Trudno powiedzieć, uczę się nie mieć złudzeń.
JO: Co masz na myśli, mówiąc o nadziei, którą dają rozmowy z młodymi ludźmi? I czy twoje pisanie dla dzieci, gdzie stawką jest – jak mówisz – ratunek dla świata, to sygnał, iż myślisz o teatrze jako narzędziu zmiany? Uprawiasz, jak to się zwykło nazywać, teatr społecznie zaangażowany?
KK: Och, nieraz ślina na język przyniesie jakieś zgrabne zdanie i potem się z tego tłumacz… A poważniej: tak, liczę na to, iż teatr, do którego przychodzi młody i młodzieżowy widz, to przestrzeń rozmowy z osobami, które mają jeszcze w miarę otwarte głowy i od tego, jak umeblujemy te głowy, zależy kształt (przyszłego) świata.

Jak Nielemka i Lemtak…, fot. Maciej Kaczyński
Nie uważam, iż teatr jest jedynym narzędziem zmiany, za takie uznaję szeroko pojętą kulturę, której teksty – czy będzie to hip-hopowa piosenka, filmik naukowy na YouTubie czy spektakl, na który zagoni nas polonistka – mogą w ludziach wywoływać refleksje, poszerzać horyzonty czy skłaniać do myślenia, szczególnie tego o krytycznym zabarwieniu – to mnie najbardziej interesuje.
Dlatego odpowiedź na kolejny człon twojego pytania brzmi: staram się uprawiać sztukę społecznie zaangażowaną, adekwatnie od początku artystycznej aktywności, od czasów Terminus A Quo, poprzez działania teatralne, uliczne akcje i happeningi, po dramatopisarstwo.
Większość moich tekstów dla młodszego teatru porusza konkretne zagadnienia: tożsamość, także ta płciowa („Pająk i dziewczynochłopak”), okowy patriarchatu („Amaja”), uzależnienie od gier komputerowych/sieci („Xwin0”), nietolerancja („INNI”), katastrofa klimatyczna („Śmieciory i ostatni człowiek”), zaburzenia psychiczne i niewydolność systemu lecznictwa („WEJDŹ NOWA”).
Co prawda staram się szuflami ładować do tych opowieści humor, ale nie da się ukryć, iż mają swój spory, społecznie zaangażowany ciężar.
JO: Czy „Martwy ojciec”, tekst, który ukazał się ostatnio w „Dialogu”, co samo w sobie jest formą uznania dla twojego pisania, też przynależy do teatru społecznie zaangażowanego? Jest próbą rozmowy? Z kim? Dorosłymi? Nastolatkami?
KK: jeżeli weźmiemy pod uwagę skalę uzależnień w Polsce, poczynając od tych klasycznych: alkoholu, papierosów, do tych całkiem nowoczesnych, jak pornografia (35% mężczyzn!), internet, zakupy czy objadanie się (ponad 40% kobiet!), to myślę, iż tekst, który jest spojrzeniem (dorosłego) dziecka osoby uzależnionej na samo uzależnienie i na funkcjonowanie w rodzinie dysfunkcyjnej, można uznać za zaangażowany społecznie, bo temat jest istotny i palący.

Kuba Kapral, fot. Grzegorz Dembiński
Równocześnie ten tekst wyrasta z mojej osobistej potrzeby wyrażenia gniewu, żalu, krzywdy, ale też tęsknoty i marzeń, i przede wszystkim ma funkcję wyrazicielną.
Sądząc po rozmowach, które odbyłem na temat tego tekstu z różnymi osobami, wiem, iż temat silnie rezonuje z przeżyciami, przemyśleniami wielu ludzi, więc sądzę, iż jest rodzajem rozmowy albo chociażby zaczynem rozmowy o tym, iż jako społeczeństwo w dużej mierze jesteśmy dorosłymi z rodzin dysfunkcyjnych.
Pod koniec utworu jest ulotka, w której sugeruję, iż tekst traktowany jako „proszek do sporządzenia roztworu teatralnego” można używać od 13. roku życia, więc tak, jest zaproszeniem do rozmowy już młodych ludzi, bo ich też takie doświadczenia dotyczą.
JO: No właśnie, w ostatniej części tekstu zamieszczasz informację razem z twoim adresem e-mail, żeby w razie kłopotów z interpretacją reżyserzy zwracali się do ciebie. To żart czy jednak masz jakiś pomysł, jak ten tekst można wystawić?
KK: To nie żart. Zamieściłem adres e-mail, w razie gdyby ktoś miał pytania do tekstu, ale nie o sposób wystawienia, a o konteksty, zawartość, i w razie gdyby kto potrzebował więcej tekstu albo chciał ciąć, ale nie wie, czy może.
A może, bo uważam, iż tekst, szczególnie ten pisany dla teatru, może, a często powinien podlegać twórczej obróbce w trakcie przygotowywania inscenizacji. Mam pomysł na ten tekst i przymierzam się do takiej (bardzo performatywnej) realizacji, wyobrażam sobie jednak, iż jest wiele sposobów, na jakie można podejść do „Martwego ojca”.
JO: Ten tekst wydaje się czerpać z twoich własnych doświadczeń. Jaki był cel jego napisania poza samym pokazaniem problemu uzależnień (różnych)?
KK: „Martwy ojciec” wynika z jakiejś organicznej potrzeby, raz: wypowiedzenia siebie sobie, dwa: światu, bo sporo książek, filmów, podcastów opowiada o osobach wygrywających/przegrywających z nałogiem (takim czy siakim), a mniej jest przestrzeni na opowieści (dorosłych) dzieci owych -holików.

Kapral w Kościółku, fot. Marcin BISON Jabłoński
Pewnego dnia, gdy szedłem do sklepu kupić mleko, ser i jajka, ten tekst zaczął ze mnie wychodzić, ale też wylatywać, wypływać, wyskakiwać, wyciekać oraz wybuchać.
Lont niewątpliwie odpaliła moja osobista potrzeba wypowiedzenia siedzącej we mnie historii, dość gwałtownie okazało się jednak, iż nie tylko ja tam gadam, ale moi bliżsi i dalsi przodkowie, ludzie, których historie znam; iż bohater tekstu to ewidentnie wykwit zbiorowego doświadczenia, w związku z czym nie jest to tekst autobiograficzny, ale raczej, biorąc pod uwagę skalę chlania w ostatnich wiekach, autopolskobiograficzny.
JO: Życzę ci, byśmy mogli „Martwego ojca” zobaczyć na którejś ze scen – offowej lub repertuarowej.