Samotność w cieniu zobowiązań: między pracą a rodziną

newsempire24.com 2 dni temu

Mój mąż znika między pracą a matką, a ja tonę w samotności…

Minął już ponad rok, a ja niby mieszkam sama. Nie, oficjalnie jestem zamężna, mam dziecko, dom, ale mój mąż… po prostu go nie ma. Albo pracuje do późna, albo przepada w mieszkaniu swojej matki. I najgorsze, iż on choćby nie widzi problemu. Ani odrobiny współczucia, ani śladu zrozumienia. Dla niego wszystko gra – pracuje, pomaga mamie, a do domu wpada tylko przespać się.

Znajomi powtarzają: “Poczekaj, jak skończy się twój urlop macierzyński, wszystko się ułoży”. A ja myślę – to nie w urlopie rzecz. Po prostu wreszcie przestałam przymykać oczy. Olśniło mnie. Wcześniej go tłumaczyłam, broniłam – no przecież zmęczony, ciężka praca, ale teraz… teraz widzę, jak moja rodzina się powoli, ale nieubłaganie rozpada.

Mieszkamy w Poznaniu, w zwykłym dwupokojowym mieszkaniu. Na razie jestem na macierzyńskim z małym synkiem. Mój mąż, Krzysztof Kowalski, pracuje w dużej firmie logistycznej – niedawno dostał awans. I od tej pory jakby wyparował z domu. Wraca koło północy, rano wstaje – i znowu znika. A jak nie pracuje, to ma swój “drugi dom” – mieszkanie jego mamy.

Halina Katarzyna, bo tak brzmi pełne imię teściowej, po porodzie zaczęła go regularnie “wciągać” do siebie pod pięknymi pretekstami – raz gniazdko trzeba naprawić, raz rurę wymienić, raz drzwi się zacięły. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby to były jednorazowe sprawy, ale stało się to normą. A parę miesięcy temu nagle postanowiła zrobić remont. Właśnie teraz, gdy syn ma nowe stanowisko i stos pracy. I, o dziwo, to mój mąż łoży na ten remont. My? Ledwo wiążemy koniec z końcem. Świadczenie rodzicielskie to żart, nie starcza choćby na połowę pieluch.

Kiedy Krzyś miał urlop, proponował jej remont wtedy. Ale odmówiła: “Po co mi to, jest w porządku, nic nie trzeba”. A teraz – nagle pilnie! Wszystko się rozpada, tapety odchodzą, sufit krzywy… I tak mój mąż spędza u niej weekendy. Za każdym razem: “Tylko wpadnę na chwilę”. A wraca po północy. Już choćby nie wiem, kto jest najważniejszą kobietą w jego życiu – ja czy mama.

O wnuczku Halina Katarzyna wypytuje… przez syna. Nigdy nie spytała mnie, nie zaproponowała pomocy, nie przyszła, żeby pobawić się z dzieckiem, gdy ja mogłabym chwilę odsapnąć. Ale za to wydaje rozkazy: “Krzyś, nie zapomnij wpaść, musisz pomóc z szafą, a potem jeszcze z kafelkami”.

Jestem zmęczona. Zmęczona byciem samą przy żyjącym mężu. Zmęczona widokiem, jak synek wyciąga rączki do taty, a ten, nie zdjąwszy butów, idzie pod prysznic, je w milczeniu i pada spać. Próbowałam rozmawiać, tłumaczyć, iż potrzebujemy rodziny, a nie wiecznego zabiegania o uznanie matki. A on tylko macha ręką:

– Przecież nie chodzę za kobietami, zarabiam, zostawiam pieniądze, czego jeszcze chcesz? Żebym rzucił pracę?

Tak, przynosi pieniądze. Tylko iż pieniądze mogę zarobić i sama. Ale ojca swojemu dziecku nie mogę dać, jeżeli on ciągle jest “zajęty” u babci. Nie potrzebuję bankomatu. Potrzebuję męża. Partnera. Przyjaciela. Ojca dla syna.

A tymczasem siedzę w tym mieszkaniu, z zabawkami, pieluchami, wiecznym zmęczeniem. I czuję się porzucona. Zapomniana. Samotna. Choć na palcu wciąż lśni obrączka…

Idź do oryginalnego materiału