Sekret drugiej rodziny

newsempire24.com 20 godzin temu

Tajemnica drugiej rodziny

Nazywam się Zofia, a mojego męża – Marek. Mieliśmy szczęśliwą rodzinę: dwie córki, które Marek uwielbiał, rozpieszczając je jak księżniczki. Kochały go bardziej niż mnie. Ja kochałam go szaleńczo, i zdawało się, iż on odwzajemnia to uczucie. ale w ostatnich miesiącach zauważyłam, iż stał się nerwowy, czasem choćby wybuchał gniewem wobec dziewczynek. Jego napięcie rosło, a moje serce ściskało się z niepokoju.

Nie rozumiałam, co się dzieje. Gdy go spytałam, Marek tylko machnął ręką:
— Kłopoty w pracy, Zosiu. Nie przejmuj się.

Jego słowa nieco mnie uspokoiły, ale w domu wciąż było gorąco. Postanowiłam porozmawiać poważnie, ale wtedy zadzwonił telefon. Nieznany kobiecy głos powiedział zimno:
— Wie pani, iż pański mąż ma drugą rodzinę? Ma syna, Wojtka.

Połączenie się urwało. Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. Mój Marek – zdrajca? Świat wokół rozpadł się na kawałki. Czekałam na niego z pracy, a każda minuta wydawała się wiecznością. Gdy wszedł, spytałam, powstrzymując łzy:
— Marku, kim jest Wojtek?

Zbladł jak ściana. Oczywiście nie spodziewał się tego pytania. Zaczął coś bełkotać, ale umilkł pod moim wzrokiem. Wyrzuciłam z siebie:
— jeżeli nie powiesz prawdy teraz, sama się dowiem!

Wtedy opuścił głowę i zaczął mówić. Trzy lata temu miał romans z młodą koleżanką z pracy. Zaszła w ciążę, a Marek błagał ją o aborcję, przysięgając, iż nie zostawi nas z córkami. ale ona urodziła, by szantażować go dzieckiem. Na świat przyszedł chłopiec, Wojtek. Marek wyznał, iż nie mógł porzucić syna, bo matka okazała się niedbała. Bał się, iż chłopiec zostanie sierotą.

Byłam wstrząśnięta. Moja rodzina, mój świat – wszystko się waliło. ale kochałam Marka i wiedziałam, iż on też mnie kocha. Nasze córki nie zasypiały, dopóki tata nie przeczytał im bajki. Dla nich, dla naszej miłości, znalazłam w sobie siłę, by mu wybaczyć. ale ta tajemnica zostawiła w mojej duszy głęboką bliznę.

Pewnego dnia spotkałam przyjaciółkę z dzieciństwa, Elżbietę, której nie widziałam od studiów. Pracowała w domu dziecka. Weszłyśmy do kawiarni, i nagle ujrzałam Marka. Siedział przy stoliku z pięcioletnim chłopcem. Serce mi się ścisnęło – to był Wojtek, syn mojego męża. Elżbieta, widząc mój wzrok, szepnęła:
— Ma rodziców, a jednak jest sierotą. — Skinęła głową w ich stronę.

Opowiedziała, iż matka Wojtka go porzuciła, wyszła za mąż i wyjechała za granicę. Ojciec, czyli Marek, miał swoją rodzinę, więc chłopiec, choć formalnie nie był sierotą, był samotny. Słuchałam, a łzy same napływały mi do oczu. Elżbieta odeszła, a ja, zebrawszy się w sobie, podeszłam do stolika i powiedziałam:
— Panowie, czas już do domu?

Wojtek spojrzał na mnie, a w jego oczach był strach. ale gdy się uśmiechnęłam, wybuchnął płaczem, rzucił mi się w ramiona i wyszeptał:
— Mamo, wiedziałem, iż mnie zabierzesz!

Przytuliłam chłopca i w tej chwili zrozumiałam: odtąd był mój. Z Markiem adoptowaliśmy Wojtka. Teraz mamy troje dzieci. Nasze córki, Hania i Kasia, uwielbiają młodszego brata. Wojtek, który tyle lat był pozbawiony miłości, stał się najszczęśliwszym dzieckiem.

Poznałam babcię Wojtka. Opowiedziała, iż jej córka nigdy nie kochała Marka, a syna nienawidziła. To łamało serce, ale wiedziałam jedno: teraz Wojtek ma nas – rodzinę, która go kocha. Minęły lata. Córki wyrosły, wyszły za mąż, mają się dobrze. Wojtek kończy studia medyczne, a my jesteśmy z niego ogromnie dumni.

Jestem pewna, iż postąpiłam słusznie, dając synowi Marka z innej kobiety prawdziwy dom. Dzieci, które mają rodziców, nie powinny być sierotami – to ciężki grzech. Nasza historia w Nowej Wsi stała się legendą. Ludzie opowiadają ją z ciepłem, a ja, patrząc na śmiejące się dzieci, wiem: miłość i przebaczenie mogą uleczyć choćby najgłębsze rany.

Idź do oryginalnego materiału