Serce, które znów nauczyło się bić

newsempire24.com 2 dni temu

**Serce, które znów nauczyło się bić**

Krzysztof spieszył się do domu jak nigdy wcześniej. I nic dziwnego – ostatnio w ich mieszkaniu działy się rzeczy niezwykłe. Dzień wcześniej jego żona Basia… ugotowała żurek. Co w tym takiego dziwnego? Żona przygotowała obiad – normalna sprawa. Ale nie u nich.

Półtora roku Barbara była tylko cieniem siebie samej. Po tragedii, która zabrała ich jedyną córkę, wydawało się, iż umarła razem z nią. Dominika zginęła na przejściu dla pieszych – miała zaledwie 17 lat, dopiero zaczynała życie, dostała się na uniwersytet, była mądrą i piękną dziewczyną… A potem – samochód. I pustka. Więcej dzieci nie mieli. Starali się, leczyli, ale bezskutecznie. Pogodzili się. Mówili: „Mamy córeczkę – dzięki Bogu, będą wnuki…”

Lecz śmierć Dominiki złamała Basię. Przestała widzieć świat: ani męża, ani słońca, ani siebie. Leżała godzinami, nie wstając. Nie myła się, nie jadła, nie mówiła. Odeszła z pracy, bo uśmiechy kolegów sprawiały ból. Czarna chusta na stałe zagościła na jej głowie, a w domu zapanowała cisza – głucha jak żałoba.

Krzysztof próbował mówić, przekonywać, wyciągać ją z tej otchłani. Potem zmęczył się i przeniósł na kanapę. Jej matka, siwa, zmęczona bezradnością, próbowała przebić się do niej: „Masz dopiero 36 lat, on 40. Całe życie przed wami… A ty grzebiesz siebie za życia.”

Ale to nie pomagało. Basia jakby na kogoś czekała – albo na coś.

A teraz… Myła okno. Bez łez. Wciąż w czarnej chuście, ale już z iskierką w oczach. I choćby powiedziała:
– Usmażyłam ziemniaki z grzybami. Idź umyć ręce, zjemy kolację.

Krzysztof zastygł. Nie wierzył własnym uszom. Coś się zmieniało.

Najpierw ostrożnie – Basia zaczęła wychodzić na dwór, odwiedzać rodzinę. Potem – uśmiechy, niewiele, ale prawdziwe. Na ślub siostrzeńca zdjęła żałobne ubranie, ostrzygła się, zrobiła makijaż. Kupiła sukienkę. Wyjechali do sanatorium nad morzem. Słońce, szum fal, ciepłe wieczory – to wszystko ich ożywiło. Tam przeżyli drugi miodowy miesiąc. Śmiesznie, nieporadnie, jak za młodu. Śmiali się, całowali… I tam właśnie Basia po raz pierwszy zobaczyła Dominikę we śnie. Córka była radosna, promienna:

– Mamusiu, niedługo znów będziemy razem. Poczekaj jeszcze trochę…

Obudziwszy się, Basia wiedziała: niedługo będzie musiała odejść. Nie bała się. Ale mężowi nie powiedziała – po co go martwić?

Po powrocie zaproponowano jej powrót do pracy – koleżanka poszła na emeryturę. Po kilku miesiącach w firmie rozpoczęły się badania okresowe. Basia czuła zmęczenie, ale milczała.

Na USG młody lekarz nagle się uśmiechnął:
– Gratuluję. Będzie pani miała córeczkę!

Basia pomyślała, iż się przesłyszała.
– Moje serce?

– Pani też. Ale słyszy pani bicie serca córeczki – zaśmiał się lekarz i zawołał Krzysztofa. – Tatku, poznajcie się z córeczką.

Przytulili się i oboje rozpłakali.

Ciąża minęła zaskakująco lekko. Basia czuła się, jakby miała skrzydła. W terminie urodziła się dziewczynka. Od pierwszej sekundy matka wiedziała: to żywy obraz Dominiki. Chciała nadać jej to samo imię, ale rodzina odradzała: „Z imieniem może i los przeskoczyć…”

Nazwali ją Bogumiłą – „daną od Boga”.

Teraz Bogumiła ma już pięć lat. Coraz bardziej przypomina Dominikę – nie tylko twarzą, ale i charakterem. Ten sam uśmiech, te same ulubione lalki, piosenki, tańce. Ta sama cisza i światło w oczach.

A Basia i Krzysztof jakby odżyli. Żyją. Śmieją się. Oddychają. Ich dom znów jest pełen szczęścia i rozbrzmiewa dziecięcym śmiechem. A w sercu – wdzięk**Ich dom znów był pełen życia, bo los, choć okrutny, czasem potrafi zaskoczyć i wrócić w najmniej spodziewanej chwili.**

Idź do oryginalnego materiału