Nazywam się Katarzyna. Historia mojej rodziny to splot bólu i strat. Gdy miałam pięć lat, moi rodzice się rozwiedli. Mama wniosła pozew o rozwód, zakochawszy się w innym mężczyźnie. niedługo wyszła powtórnie za mąż. Tata nigdy o mnie nie zapomniał: płacił alimenty, zabierał mnie na weekendy do swojego domu na przedmieściach Wrocławia. Jego miłość była moim ratunkiem w tych trudnych latach.
Później ojciec ożenił się z kobietą o imieniu Halina, wdową z dwójką dzieci z pierwszego małżeństwa – Jackiem i Julią. gwałtownie się z nimi zaprzyjaźniłam. Weekendy u taty stały się dla mnie świętem: czułam się tam potrzebna, częścią ich ciepłego świata. Nie chciało mi się wracać do mamy – tam wszystko było inne.
Mama urodziła dwoje dzieci z nowym mężem – chłopca i dziewczynkę. Razem z ojczymem założyli firmę, ale interes się nie udał. Długi piętrzyły się jak lawina. Musieli sprzedać duże mieszkanie w centrum Poznania i przeprowadzić się do ciasnego dwupokojowego mieszkania na obrzeżach miasta. Pięć osób w dwóch pokojach – życie stało się nieznośne.
Ojczym zaczął pić. Mama poszła do pracy, a ja, jeszcze nastolatka, zostałam z młodszym rodzeństwem. To mnie złamało. Pewnego dnia spakowałam rzeczy i wyjechałam do taty. Od tamtej pory nie widziałam matki. Wiedziałam tylko, iż brata i siostrę zabrano do domu dziecka, a ją pozbawiono praw rodzicielskich. Ojczym zniknął z ich życia.
U taty odżyłam. Halina i jej matka, babcia Hela, przyjęły mnie jak swoją. Lata mijały, i oto mam 34 lata. Jestem zamężna, mam dwoje dzieci. Jacek i Julia też założyli rodziny. Staliśmy się prawdziwą rodziną, związaną nie tylko krwią, ale i sercem.
Kiedy zmarła babcia Zosia, mama mojej matki, zostawiła mi w spadku swój dom w spokojnej wsi pod Bydgoszczą. Rok później odszedł tata. W testamencie zapisał swoje miejskie mieszkanie Jackowi i Julii, a mnie – samochód. Był też niedokończony domek letniskowy. Postanowiliśmy go nie sprzedawać, ale wyremontować, żeby spotykać się tam całą rodziną.
I właśnie wtedy, gdy najmniej się tego spodziewałam, pojawiła się ona – moja matka. Minęło 20 lat od naszego ostatniego spotkania. Odnalazła mój adres i pojawiła się u mnie, jakby tych długich lat ciszy w ogóle nie było.
„Słyszałam, iż babcia zostawiła ci dom” – zaczęła bez wstępu. „A co dostałaś od ojca? Masz przecież brata i siostrę! Gdzie sprawiedliwość? To nie twoje dziedzictwo, tylko nasze wspólne. Sprzedaj wszystko i podzielmy pieniądze na troje”.
Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. Ta kobieta, która mnie porzuciła, teraz żąda podziału tego, co dla mnie cenne?
„Nie podzielę się niczym” – odparłam stanowczo. „Wynoś się”.
Może to okrutne, ale nie czuję winy. Ona jest dla mnie obca. Jej dzieci z drugiego małżeństwa – też. Moja prawdziwa rodzina to Jacek, Julia, Halina. Byli przy mnie przez te wszystkie lata, dzielili euforia i smutek.
Skończyliśmy remont domku. Teraz to nasz kąt szczęścia, gdzie zbieramy się z dziećmi, Jackiem, Julią i Haliną. Śmiejemy się, wspominamy tatę, babcię, snujemy plany. A matka? Została w przeszłości, razem ze swoimi roszczeniami i urazami. Niczego jej nie jestem winna, a moje serce jest spokojne.