"Smycz dla dziecka miałam już w latach 90. Dostałam ją od koleżanki z Niemiec"

gazeta.pl 1 tydzień temu
"Smycz dla dziecka miałam już w 1990 roku. Dostałam ją od koleżanki z Niemiec. Super sprawa. Bransoletka na rączce i spiralny sznurek jak dawny kabel telefoniczny. Nie miałam skojarzeń z psem" - pisze nasza czytelniczka w wiadomości wysłanej eDziecko.pl. Okazuje się, iż zwolenników tego gadżetu jest więcej. Rodzice twierdzą, iż smycze nie tylko dają dziecku więcej swobody, ale też zapewniają mu bezpieczeństwo.
W jednym z poprzednich artykułów pisaliśmy o mamie, która prowadza córkę na smyczy. Zagraniczna influencerka przyznała, iż podczas takich spacerów często czuje na sobie oceniające spojrzenia przechodniów oraz słyszy komentarze, iż takie rozwiązanie powinno być zarezerwowane jedynie dla zwierząt. Kobieta nie przejmuje się jednak takimi uwagami i stawia bezpieczeństwo córki na pierwszym miejscu.


REKLAMA


"Dostałam ją od koleżanki z Niemiec"
Okazuje się jednak, iż smycze dla dzieci mają swoich zwolenników także w Polsce. Po publikacji wspomnianego artykułu napisało do nas dwoje czytelników, którzy przyznali, iż od dłuższego czasu korzystali z takiego rozwiązania.


Smycz dla dziecka miałam już w 1990 roku. Dostałam ją od koleżanki z Niemiec. Super sprawa. Bransoletka na rączce i spiralny sznurek jak dawny kabel telefoniczny. Nie miałam skojarzeń z psem, a jestem też opiekunką dla tych zwierząt. Byłam szczęśliwa, iż moje szybkie 3-letnie dziecko nie ucieka


- twierdziła czytelniczka. Dodała, iż w tej chwili w USA takie smycze są powszechne i nikt nie zwraca na nie uwagi.


Zobacz wideo Jaką mamą jest Anna Wendzikowska? "Jeśli ktoś krzywdzi moje dziecko, budzi się we mnie matka lwica"


"To bardzo przypomina uprząż zabezpieczającą"
Skontaktował się z nami także tata dorosłych już dzieci. "To rozwiązanie jest jak najbardziej praktyczne i w żadnym wypadku nie godzi w godność dziecka. o ile już, to godzi w 'godność' ludzi, którzy się nim oburzają" - podkreślił.
Zaznaczył, iż w Europie Zachodniej od wielu lat stosowanie smyczy przypinanych do szelek, plecaczków lub opasek na zapinanych na rękach jest na porządku dziennym. "Nie wiem, czy niektórym ludziom wydaje się, iż to jest obroża na szyję? W żadnym wypadku. To bardzo przypomina uprząż zabezpieczającą, której używają pracownicy na wysokościach. Sami używaliśmy tego rozwiązania z naszym 1,5-rocznym synkiem niemal 20 lat temu" - przyznał.


"Dzieci są szybkie! I do tego bardzo ciekawskie"
W opinii naszego czytelnika atutem takiego rozwiązania jest zapewnienie dziecku bezpieczeństwa. Zauważa, iż dzięki niej można uchronić malca przed upadkiem i nie trzeba obserwować każdego kroku malucha. "Dzieci są szybkie! I do tego bardzo ciekawskie. o ile ktoś mieszka na wsi, gdzie nie ma dużego ruchu ani tłumów ludzi, może pomyśleć, iż to jest niepotrzebne albo niepraktyczne lub choćby uwłaczające. W praktyce bez uprzęży w ruchliwych miejscach przykuwa się dziecko do wózka w trakcie przemieszczania i spaceru. Nie wiem, co jest gorsze.
A Tobie zdarzyło się korzystać z takiego rozwiązania? Napisz na maja.kolodziejczyk@grupagazeta.pl. Wasze historie są dla mnie ważne. Gwarantuję anonimowość.
Idź do oryginalnego materiału