Spałam z moim chłopakiem, nie wiedząc, iż nie żyje od dwóch dni—Teraz jestem w ciąży z dzieckiem jego ducha

polregion.pl 1 dzień temu

Śniłam o mężę, nie wiedząc, iż zmarł dwa dni wcześniej teraz noszę w brzuchu dziecko jego ducha.
Jestem pewna, iż go widziałam. Dotknęłam go. Pocałowałam. Czułam jego oddech, ciepły i słodki jak mięta dokładnie tak, jak zawsze. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem, którą zawsze krytykował, bo była za duża i wyglądał w niej jak miękki twardziel. Był prawdziwy. Przytulił mnie całą noc, szepnął mi do ucha kocham cię. Powiedział, iż za rok weźmiemy ślub. Pamiętam każdy ruch jego dłoni po moim ramieniu, jak płakał, gdy płakałam, i jak kochał mnie tak namiętnie, iż myślałam, iż serce mi pęknie. A potem zniknął.

Obudziłam się sama, ale nie bałam się. Myślałam, iż po prostu poszedł pobiegać, jak to czasem robił. Jego zapach wciąż unosił się w pościeli. Skóra w miejscu, gdzie mnie dotknął, wciąż płonęła. Coś jednak nie pasowało.

Dzwoniłam.
Znowu.
I znowu.

Wtedy moja najbliższa przyjaciółka, Aneta, weszła do pokoju z bladą twarzą. Nie rozumiała, dlaczego płacze.

Jadwiga szepnęła. Nie wiesz?

Zaśmiałam się. Co mam wiedzieć?

Marek jest martwy.

Zadrżałam. Martwy? Jak?

Zaczęła płakać jeszcze głośniej. Zginął dwa dni temu w wypadku samochodowym, w noc burzy.

Nie. Nie. Nie.

Krzyknęłam. Odepchnęłam ją. Powiedziałam, iż to okrutne, iż to nie w porządek i pokazałam jej wiadomość, którą Marek wysłał mi poprzedniego wieczoru, oraz notatkę głosową: Jedzie do ciebie. Tęsknię za twoim ciałem przy moim. Aneta drżącym głosem odparła:

Jadwiga on nie mógł tego napisać. Był już w kostnicy.

Świat się przewrócił.

Kolana mnie zawiodły.

Pobiegłam do łazienki, wzięłam ręcznik, którym jeszcze pachniał on, wilgotny sweter na podłodze i ślad ugryzienia na moim karku.

Był tutaj. Musiał być.

Ale prawda jest taka, iż Marek został pochowany wczoraj.

I jakoś spędziłam z nim noc.

Dni mijały, noce stały się nie do zniesienia. Nie mogłam spać. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam go stojącego przy moim łóżku, szepczącego mi do ucha. Pewnej nocy usłyszałam: Nie płacz, kochanie. Jestem z tobą. Próbowałam nagrać dźwięk̇, ale usłyszałam tylko szum i własny przerażony oddech.

Wtedy przestały mi przychodzić miesiączki. Dwa razy. Myślałam, iż to stres, żałoba, trauma. Aż w piątym dniu wymiotowałam. Zrobiłam test ciążowy. Dwie kreski.

Pozytywny wynik.

Zawaliłam się. Jedyną osobą, z którą byłam, był Marek. Ale on był martwy. Zagrzebany, gnijący, odszedł. A jednak coś rosło w moim wnętrzu. Coś popychało nocą, błyszczało pod skórą, kiedy gasły światła. Za każdym razem, gdy płakałam i mówiłam, iż nie dam rady, słyszałam z cieni szepczącego:

Nie jesteś sama. Nasze dziecko przychodzi.

**Episod 2**

Nie pamiętam, jak zasnęłam. Pamiętam jedynie przebudzenie w wannie, trzymając w dłoni test ciążkowy, dwie różowe kreski drwiące z mojego umysłu. Nie rozmawiałam z nikim od kilku dni choćby z Anetą. Telefon dzwonił setki razy, a imię na ekranie migotało wciąż. Ignorowałam wszystkie połączenia.

Jak wytłumaczyć, iż spodziewam się dziecka od mężczyzny, który od tygodni leży pod ziemią? Kto mi uwierzy? choćby ja nie do końca uwierzyłam, aż przybyła noc.

Ledwie zaśniłam, kiedy nagle coś uderzyło mnie od środka. To nie była zwykła kopnięcie. Czuję się niemal inteligentne, celowe, jakby chciało przyciągnąć moją uwagę. Wstałam gwałtownie, łapiąc się za brzuch. Znowu usłyszałam głos:

Nie bój się, kochanie. Wybrałem cię.

Krzyknęłam i wybiegłam z łóżka. Spojrzałam w lustro, podniosłam koszulkę dostrzegłam słaby niebieski blask tuż pod skórą. Mrugał i zniknął. Nogi mnie zwątpiły, upadłam, szlochając.

Następnego dnia położyłam się w szpitalu. Powiedziałam lekarki, iż zaszłam w ciążę po wizycie mojego chłopaka. Zmyliłam daty i wszystko oprócz objawów.

Dziwne sny, skóra połyskuje, słyszę głosy nieobecnych.

Lekarka spojrzała najpierw z troską, potem z podejrzliwością.

Zrobimy badania powiedziała ostrożnie. Stres potrafi mocno wpłynąć na umysł, zwłaszcza gdy w to wchodzi hormony ciąży.

Położyła stetoskop na brzuchu. Twarz jej się zmroziła.

Nie słyszę bicia serca, ale coś się rusza.

Zleciła USG. Gdy leżałam na zimnym metalowym łóżku, technikka dotykała kliszy, a jej twarz stawała się blada. Nie mówiła nic, dopóki nie zapytałam, co jest nie tak.

Jest płód szepnęła. Ale on błyszczy.

Wyszedłam ze szpitalu, nie czekając na wyniki. Tej nocy miałam kolejny sen. Marek stał przy naszej starej ławce nad jeziorem, wiatr szarpał jego kaptur.

Nasze dziecko nie jest zwykłe rzekł, głosem miękkim jak podmuch wiatru. Jest częścią mnie i czegoś więcej.

Co masz na myśli? zapytałam.

Uśmiechnął się smutno.

Zrozumiesz wkrótce. Musisz je chronić.

Obudziłam się, a zasłony były szeroko otwarte, mimo iż zamknęłam drzwi na klucz. Bluza, którą miał na sobie w śnie, leżała starannie złożona na brzegu łóżka. Dotknęłam jej wciąż była ciepła.

Wtedy pojąłam, iż to, co rośnie we mnie, jest prawdziwe. To jego. Zmienia mnie.

Następnego dnia w końcu zadzwoniłam do Anety. Potrzebowałam pomocy. Przyszła w pośpiechu, objęła mnie mocno i wysłuchała całej historii. Pokazałam jej błysk w brzuchu, opowiedziałam o snach, o głosie, o dziecku.

Nic nie zaśmiała się. Nie krzyczała. Szepnęła:

Muszę cię zabrać w miejsce.

Zabrała mnie do starego domu ukrytego za kościołem jej babci. W środku czekała starsza kobieta o srebrnych warkoczach i bladej cerze. Spojrzała na mnie raz i powiedziała:

Nie jesteś pierwsza. Ale musisz być ostatnia.

Zapytałam, co to znaczy, a odpowiedź przygniotła mnie do ziemi.

Nosisz w sobie dziecko związanej duszy. To dziecko jest zarazem błogosławieństwem i przestrogą. Jego ojciec nie powinien wrócić. Teraz otworzyła się brama i inni już wchodzą.

Czy mają go zabrać? spytałam.

Zabiorą ciebie.

Nagle światła zgasły, a lodowaty podmuch przeszył okna. Z cieni ponownie dobiegł szepczący głos Marka:

Biegnij.

**Episod 3**

Pokój stał się lodowaty. Oczy staruszki otworzyły się przerażone, gdy cienie rozciągały się po ścianach niczym pazury.

On jest tutaj wyszeptała, trzymając różańca z kości i kauri.

Aneta popchnęła mnie za plecy, ale lęk już nie dotyczył Marka. Bałam się teraz tego, co przybyło.

Starsza zaczęła sypać popiół, tworząc krąg. Kazała mi stać w środku.

Nie wychodłóż się, nieważne co się stanie. Słyszysz? ostrzegła. Jesteś mostem między życiem a śmiercią. A mosty przeprawiają się w dwie strony.

Wszedłam w krąg. Brzemię w moim brzuchu lśniło tym samym niespokojnym blaskiem. Dziecko kopnęło mocniej niż kiedykolwiek. Wtedy usłyszałam tysiące głosów krzyki, jęki, prośby, chichoty, wszystko wyrzucane z ciemności.

Marek, proszę rzekłam. Co się dzieje?

Wtem ujrzałam go, ale nie takiego, jakim go znałam. Jego oczy były puste, pełne smutku i strachu.

Przepraszam powiedział. Nie chciałem wciągać cię w to. Po prostu tak bardzo tęskniłem. Chciałem jeszcze jedną noc. Nie zdawałem sobie sprawy, iż otwieram bramę.

Podszedłem bliżej, łzy spływały po moich policzkach.

Dlaczego ja? Dlaczego dziecko?

Spojrzał na mój brzuszek, potem na mnie.

Bo nasza miłość przetrwała śmierć. Taka miłość łamie prawa.

Nagle z cieni wyłoniła się potworna postać, pół twarz, oczy płonące. Syknęła, gdy mnie zobaczyła. Marek stanął przed nią.

Nie możesz jej zabrać! ryknął. Nie zabierzesz naszego dziecka!

Potwór się roześmiał.

Złamałeś regułę, duchu. Dotknąłeś żywych. Teraz my będziemy ucztować.

Pokój się zachwiało. Staruszka zaczęła nucić w obcym języku. Aneta trzymała mnie mocno, płacząc.

Jadwiga! Nie wychodź z kręgu!

Krzyczałam, gdy potwór rzucił się na mnie. Marek rzucił się w powietrze, by go powstrzymać. Staruszka wykrzyknęła:

TERAZ! Wybierz, dziewczyno! Życie czy miłość?

Marek, krwawiący i rozpływający się, odwrócił się do mnie.

Musisz mnie puścić, kochanie. Dla naszego dziecka. Dla siebie.

Płakałam, odmawiając.

Nie mogę stracić cię po raz drugi!

Nigdy mnie nie straciłaś. Jestem w nim, w tobie. Trzymając się, oddasz wszystko innym.

Światła wybuchły. Ziemia pękła. Cienie wyjęły przerażające wycie. Z całego serca wykrzyknęłam jego imię i pożegnałam się.

W tym momencie uśmiechnął się. I zniknął.

Ciemność się cofnęła, potwór wydał ostatni skrzek i rozbłysł w dym. Zapanował cisza.

Upadłam na nowo. Krąg zgasł. Dziecko w moim brzuchu kopnęło jeszcze raz, potem spokojnie.

Po dziewięciu miesiącach urodziłam chłopca. Nie płakał jak inni. Spojrzał mi prosto w oczy, spokojny, jakby już wszystko rozumiał. Jego skóra delikatnie migotała w półmroku. A gdy nocą nucę mu kołysankę, słyszę drugą głos, który harmonizuje z moim to głos Marka.

Nazwaliśmy go Tymon, co znaczy dar od Boga. Nie był w pełni mój.

Jednak przed przejściem na drugą stronę zostawił mi ostatni dar fragment siebie, którego żadna cień nie odbierze.

W życiu czasem miłość nie zna granic, ale trzeba pamiętać, iż prawdziwe poświęcenie chroni nie tylko nas, ale i tych, których kochamy.

Idź do oryginalnego materiału