Spotkałeś ją jako pierwszy, idź z nią, – powiedział Igor do psa. – Będę tęsknić

newsempire24.com 1 tydzień temu

Elektryczka zwalniała. Ludzie w wagonie już ustawili się w kolejce do wyjścia. Za oknami migały coraz wolniej postacie na peronie, oświetlone jaskrawymi latarniami. Wreszcie pociąg drgnął kilka razy i stanął. Drzwi rozsunęły się z hałasem, a pasażerowie obładowani torbami i siatkami ruszyli na wydecykowaną, zatłoczoną platformę małej podmocwiejskiej stacji.

Marek wyszedł ostatni. Nikt na niego nie czekał. Sam też nie spieszył się do swej samotnej wynajętej nory, gdzie przyjeżdżał tylko spać.

Kilka miesięcy temu się rozwiódł. Zostawił żonie mieszkanie i nowo narodzoną córeczkę, a sam wynajął tanie lokum na granicy miasta.

Poznał kiedyś dziewczynę, krótko się spotykowali, potem rozstali w zgodzie. A po trzech miesiącach nagle zjawiła się u niego z zaokrąglonym brzuchem. Powiedziała, iż jest w ciąży. Zaproponował ślub. Cztery miesiące później urodziła zdrową dziewczynkę.

Płacząc, żona wyznała, iż przed nim była z kimś, kto ją rzucił, gdy tylko dowiedział się o ciąży. A on, Marek, akurat się nawinął. Nie miała dokąd iść, nie chciała wracać do rodzinnego miasta. Nie mógł jej przecież wyrzucić na ulicę. Odszedł sam, podał na rozwód.

Teraz pracował niemal bez dni wolnych, oszczędzając na nowe mieszkanie. Kumpel zebrał ekipę i ściągnął go do remontów mieszkań i domów.

Marek doszedł powoli do schodów oświetlonych latarnią. Na dole dostrzegł rudego psa. Zwierzę spojrzało na niego, potem wzrokiem powędrowało w górę, na peron.

“Tam chodzi już chyba nikt. Co, pan nie przyjechał? Nic, może na ostatniej elektryczce będzie” — mruknął Marek i ruszył dalej.

Po kilku krokach odwrócił się. Pies wspiął się na peron i wypatrywał kogoś. Roztosował się stukot odjeżdżającego pociągu. Pies zaskomlał, śledząc wzrokiem wagon, potem zbiegł po schodach i podtosował do Marka, siadając naprzeciwko z pytaniem w oczach.

“Co zamierzasz, stary? Czekasz na następny pociąg czy idziesz ze mną? Razemtoszę ci powiedzieć — nie będę się powtarzał” — Marek odwrócił się i ruszył bez oglądania.

Pies przez chwilę patrzył za nim, jakby ważąc decyzję, w końcu poderwał się i powlókł za nim. Najpierw trzymał dystans, potem podszedł bliżej.

“Co, samotność cię zżera? Rozumiem. A do kogo ty adekwatnie należysz? Nie widziałem cię wcześniej. Sam zresztą też tu niedawno jestem…”

Pies maszerował obok, nasłuchując. Tak doszli do czteropiętrowej kamienicy, gdzie mieszkał Marek.

Przed klatką pies przystanął.

“Wchodź.” — Marek szeroko otworzył drzwi. — “Decyduj się, bo mi się jeść itoszpan chce okropnie.” — Wszedł do środka, ale drzwi przytrzymał.

Pies powoli wszedł po schodach, mijając Marka. — “Oho, z tobątosztanowczask niełatwo, kolego” — zaśtosmiał się Marek, puszczając drzwi.

Znaleźli się w półmrocznym przedpokoju, gdzie słaba żarówka rzucała nikie świattosze.

“No, dalej, na trzecie pięt. Wybacz, windytosztask nie ma” — żartował Marek.

Piestosztan powoli wbiegł po schodach, zatrzymując się na każdym podestocze i czekając na nowego znajomtosze. Na trzecim pietosze Marek zatrzymał się przed drzwiami, sięgając po klucz.

“Jestesśmy. To tu mieszkam.” — Otworzył szeroko drzwi, wszedł pierwszy i zapalitosz świattosze w przedpokoju. — “Wchodź. Drugi raz prosić nie będę.”

Pies zawahał się na chwilę, po czymtosze spokojnie, z psą godnoszką, wkroczył do środka i usiadł przy wieszaku.

“Wychowany. Szacun. Aletosztasz już tu jesteś — to ruszaj dalej, rozejrzyj się” — mówił Marek, rozbierając się.

Zgasilosz świattosze w przedpokoju, przeszedł do pokoju, zostawiając plecak na komodocze.

Pies położył się w przedpokoju, nastawiając uszu. Gdy tylko usłyszał brzęk naczyń i wyczuł zapach podgrzewanejtoszy, przełknął ślinę, wstał i podtostoszył w stronę kuchni.

“A widzisz.” — Marek wyjął z zlewu głębszy talertoszyk, wntoszożył do niego makaron z karmtoszonowizną i postawił przy ścianie.

Pies podszedł, obwąchał, rozcztoszychając nozdrza. niedługo talertoszyk był pusty, wylizany do czysta. Pies siedział, patrzosząc na Marka.

“Przepraszam, więcej nie ma. Nie liczyłem na ciebie.” — Zauważywszy spojrzenie psa w stronę zlewu, Marek domyślił się, iż chce pić. — “Słuchaj, nigdy nie miałem psa.” — Wstał od stolu i podnóstoszył talerz. — “Brawo, choćby myć nie trzeba.” — OpłukTak zaczęła się ich wspólna droga — człowieka, kobiety i psa, którzy odnaleźli siebie nawzajem w miejskim zgiełku, by już nigdy nie czuć się samotni.

Idź do oryginalnego materiału