Stefan był moim drugim mężem. Starałam się być dobrą żoną: dbałam o dom, o niego, urodziłam trzy córeczki. Zbudowaliśmy piękny dom. Ale Stefan chyba coś przeczuwał. Z biegiem lat zobojętniał zarówno wobec mnie, jak i dzieci. Pewnego dnia moja cierpliwość się wyczerpała – z trojgiem małych dzieci odeszłam od męża

przytulnosc.pl 2 dni temu

Przeżyć życie – to nie to samo, co przejść przez pole. Marzysz o jednym, a wychodzi zupełnie inaczej. Teraz mam 59 lat i czuję się bardzo samotna, chociaż byłam mężatką i mam dzieci. Starałam się żyć uczciwie, zgodnie ze swoim sumieniem, a w rezultacie zostałam sama. Z każdym rokiem samotność staje się coraz bardziej dotkliwa. Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego tak się stało, gdzie popełniłam błąd, kiedy podjęłam złą decyzję?

Jeszcze w szkole zakochałam się w sąsiedzie Michale. Młodo wyszłam za niego za mąż, praktycznie zaraz po szkole. Ale nie byłam długo szczęśliwa – nie przeżyliśmy choćby roku, gdy mój mąż zmarł. W wieku dziewiętnastu lat zostałam wdową. Długo rozpaczałam, płakałam, obwiniałam się, iż nie zdążyłam urodzić dziecka. Tak bardzo go kochałam, iż myślałam, iż nigdy już nie przywiążę się do nikogo innego.

Ale czas leczy rany. Po kilku latach spotkałam chłopaka, który bardzo przypominał mojego Michała. Poznałam go na uniwersytecie. Z wyglądu był do niego podobny, ale dusza – nie ta sama. Byliśmy po prostu przyjaciółmi, ale niespodziewanie zaproponował mi małżeństwo.

Pobraliśmy się. Nie kochałam go, ale szanowałam i doceniałam jego troskę o mnie. Starałam się być dobrą żoną: dbałam o dom, o niego, urodziłam trzy córki. Zbudowaliśmy piękny dom. Żeby nie myśleć o zbędnych rzeczach, ciągle zajmowałam się pracą. Czy byłam szczęśliwa? W ciągu dnia wydawało się, iż tak, ale w nocy czułam smutek. Dlaczego – nie potrafię wyjaśnić.

Stefan chyba coś przeczuwał. Z biegiem lat stawał się coraz bardziej obojętny wobec mnie i dzieci. Potem zaczął zaglądać do kieliszka. Pojawiły się problemy w pracy, a potem zwolnienie. Na żadnej pracy nie potrafił się długo utrzymać. Żyło nam się coraz ciężej, mieliśmy przecież trójkę dzieci.

Pewnego dnia zastanowiłam się: co czeka mnie i moje córki? Moja cierpliwość się skończyła. Postawiłam Stefanowi warunek: albo rodzina, albo alkohol, od którego nie mógł się oderwać. Powiedział, iż wybiera rodzinę, ale wytrzymał tylko kilka dni, a potem znów zaczął pić.

Zabrałam dzieci, zostawiłam mu cały nasz dobytek i wróciłam do rodzinnej wsi. Miałam tam niedokończony dom, który odziedziczyłam po rodzicach. Mama i tata już wtedy nie żyli. Nie przestraszyłam się, choćby z trojgiem małych dzieci na rękach. Skąd tylko znalazłam siłę! Dokończyłam budowę domu, wychowałam córki, wysłałam je na studia, a potem wydałam za mąż. Mam czworo wnuków. Słyszę od znajomych: „Jaka jesteś silna i szczęśliwa!”

A mnie tak żal samej siebie: w codziennej pracy nie zauważyłam, jak gwałtownie minęły lata, nigdy nie miałam obok siebie silnego ramienia, wiernego przyjaciela. Wiem, iż już go nie będzie… Czasami w domu jest tak smutno, iż aż chce się wyć z rozpaczy.

Córki mieszkają daleko, dzwonią od czasu do czasu, przyjeżdżają tylko raz w roku – na święta. Rozumiem je – mają swoje życie, dzieci, pracę.

Cieszę się z ich szczęścia. Gdy narzekają na swoich mężów, proszę je, by dbały o swoje małżeństwa i pielęgnowały miłość. Wiem, co mówię, bo bardzo trudno jest zmierzyć się z samotną starością.

Idź do oryginalnego materiału