Z każdym rokiem Sylwia coraz bardziej pragnęła mieć wnuki. Jej córka Kasia jest już od lat mężatką i wszystko idzie opieszale. Matka wmawiała jej różne rzeczy, przekonywała, a ona farbowała włosy henną. Sylwia zasugerowała choćby zainwestowanie kapitału z urlopu macierzyńskiego w mieszkanie (Kasia i jej mąż mieszkają u niej); jako wyraźny przykład opowiedziała historie o córkach swoich przyjaciółek, szczegółowo opisując, jakie to szczęście być matką; przysięgła też, iż sama zaopiekuje się przyszłą wnuczką: „Po prostu urodź dziecko!”; podawała adresy klinik, gdzie dokonują In Vitro…
Kasia nie reagowała. Wtedy Sylwia postanowiła spróbować od drugiej strony. Co niedzielę stawiała świecę w kościele. Podsuwała córce różne zioła i preparaty od uzdrowicieli. Wynik był przez cały czas ten sam. Wnuków nie było i nie było. Przyjaciółka zasugerowała, iż być może córka i zięć nie pragną mieć dzieci.
– Jak to możliwe, żeby nie chcieli?! Kto ich pyta o zdanie zresztą?! – oburzała się Sylwia. Minął kolejny rok. Sytuacja z potomstwem Kasi i jej męża nie uległa zmianie. Minęło jeszcze trzy miesiące. I oto niespodzianka – Katarzyna jest w ciąży!!!
Dziewięć miesięcy minęło, a Kasia urodziła synka, małego bohatera, Antosia. – W końcu coś się udało! Gratuluję.
– Dziękuję! Teraz jestem babcią! Wszystkie moje starania nie poszły na marne… – myślała Sylwia.
W ich nowym mieszkaniu, które Kasia i jej mąż kupili dziesięć miesięcy temu, Kasia siedziała na kanapie i karmiła piersią synka.
– No cóż, zrealizowali swój plan. Najpierw mieszkanie, a potem mały Antoś.
– Ale przecież Twoja mama przechwalała się przyjaciółce, iż to dzięki niej jesteśmy teraz rodzicami. Wczoraj przypadkiem usłyszałem – żartował mąż do żony.
– To może i tak, ale to ja decyduję, kiedy rodzę.