W małej wiosce na Pomorzu, gdzie zimowe wiatry wyzłośliwiają się nad starymi drewnianymi domami, Krystyna z mężem daremnie wyczekiwali przyjazdu syna. Ich nadzieje rozwiewały się jak dym z komina, a serce ściskało się z żalu.
— Chyba jednak nie przyjedzie — westchnęła Krystyna, spoglądając na męża, Bogdana. — Już się przyzwyczailiśmy. choćby się nie denerwujemy.
— Co się stało? Znowy ta synowa nie puściła? — zmarszczył brwi Bogdan. — Nigdy z nią nie mogłaś się dogadać.
— Może i tak — odparła Krystyna, a jej głos lekko drżał. — Ale Marek nigdy nam nic takiego nie mówił. Kiedyś przyjeżdżał częściej, a teraz… Jego żona zawsze ma asa w rękawie. Chyba będziemy musieli wynająć ekipę do naprawy dachu. Syn nie może nam poświęcić choćby dnia.
Krystyna opowiadała o swoim 40-letnim synu Marku z goryczą. Dwanaście lat temu wyjechał do miasta, zostawiając rodzinną wieś za sobą. Marek jest mechanikiem — kiedyś wszystko robił sam, teraz tylko kieruje. W Warszawie ożenił się z Wandą i kupił mieszkanie.
— Sam robił remont — wspominała Krystyna. — A Wanda tylko wskazywała, co i jak. Pobrali się późno, ona miała już ponad trzydziestkę. Wcześniej nigdy nie była zamężna i wiem dlaczego — z takim charakterem nie każdy by sobie poradził. Od pierwszego wejrzenia nie polubiłam się z nią.
— Nic dziwnego, iż tak długo była sama — wtrącił Bogdan. — Pamiętam, jak próbowałaś z nią rozmawiać. To był koszmar. Co Marek w niej znalazł?
Wanda prawie w ogóle nie utrzymywała kontaktu z rodzicami męża. Raz do roku pozwalała Markowi ewentualnie ich odwiedzić. Tym razem obiecał Krystynie, iż weźmie w maju urlop, by naprawić przeciekający dach ich domu. Ale, jak się okazało, Wanda miała inne plany, które zburzyły wszystkie nadzieje.
— Wanda jest w ciąży — powiedziała ze smutkiem Krystyna. — Zabroniła mu zostawiać ją samą. Choć to dorosła kobieta, pracuje jako pielęgniarka — co jej może się stać? Na dwa tygodnie przed urlopem zaczęła go męczyć, mimo iż bilety już były kupione.
— Dlaczego ona tak robi? — spytał Bogdan, choć znał odpowiedź.
— Najpierw mówiła, iż boi się zostawać sama, a potem… — Krystyna urwała, łzy napływały jej do oczu.
— Co potem? Czy ona go prowadzi na smyczy? Ma przecież rodziców, którzy za nią staną murem! — oburzył się Bogdan.
— Myślę, iż to jej rodzice ją nakręcają — ciągnęła Krystyna. — Powiedzieli jej, iż nie można puszczać męża samego na „wypoczynki”. Mieli zięcia, który jeździł do rodziny, a potem się rozwiódł. Teraz ich młodsza córka mieszka z nimi. Więc teraz Wandzie wmawiają, iż Marek jest taki sam.
— Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka! — wykrzyknął Bogdan. — Marek nigdy nie dał powodu, by tak myśleć. I Wanda mogłaby z nim przyjechać. W czym problem?
— Przyjechać? — gorzko się zaśmiała Krystyna. — Nigdy by się nie zdecydowała. Wiesz, jak nas nienawidzi. Próbowałam z nią rozmawiać, ale to bez sensu.
Krystyna przypomniała sobie, jak Bogdan raz zadzwonił do Wandy, licząc, iż załagodzi sytuację. ale rozmowa przerodziła się w katastrofę.
— Co powiedziała? — spytał, choć przeczuwał odpowiedź.
— Że my zawsze czegoś chcemy, odrywamy Marka od rodziny — głos Krystyny zadrżał z żalu. — Że ma dość stawiania nam czoła. Mówiła, iż mąż ma myśleć o żonie i dziecku, nie o zachciankach rodziców. jeżeli bierze urlop, to ma być z rodziną. A do tego oznajmiła, iż nasz dom jej nie potrzebny!
— No proszę, jaka synowa! — Bogdan zaciśniętą pięścią uderzył w stół. — A Marek co?
— Tłumaczył ci się, ale wiemy, iż to nie jego wina — westchnęła Krystyna. — Pewnie odłożył przyjazd, żeby jej nie zdenerwować. Boi się o dziecko, o nią.
Bogdan nie wytrzymał. Wściekły zadzwonił do syna i wygarnął wszystko, co miał na wątrobie.
— Dość tego! — warknął w słuchawkę. — Nie będę już na ciebie czekać! Wynajmę fachowców, a ty siedź pod pantoflem swojej żony!
Krystyna milczała, ale jej serce pękało. Rozumiała męża, ale słowa, iż „żona może być druga, a rodzice tylko jedni”, bolały jak nóż. Marek był ich jedynym synem, ich dumą, a teraz między nimi wyrósł mur wzniesiony przez synową. Wanda trzymała go krótko, a on, bojąc się jej histeria, ulegał.
Krystyna patrzyła na stary, przeciekający dach i czuła, jak nadzieja ucieka wraz z wodą. Oni z Bogdanem całe życie pracowali, by dać synowi wszystko, co najlepsze, a teraz muszą zatrudniać obcych ludzi, by naprawić własny dom. Żal dodał, ale najgorsza była świadomość, iż syn odsuwa się coraz dalej. Wanda jasno dała do zrozumienia: jej rodzina to ona i dziecko, a rodzice Marka to tylko balast.
Krystyna nie wiedziała, jak odzyskać syna. Marzyła, by przyjechał, przytulił ją jak dawniej i razem naprawili dach, śmiejąc się ze starych historii. Ale zamiast tego dostała zimne milczenie i wyrzuty. Rodzina, którą budowali z miłością, pękała na szwach, a Krystyna obawiała się, iż tej rysy już nie da się zasypać.