Nazywam się Katarzyna Nowak. Mam sześćdziesiąt trzy lata. Przez całe życie starałam się być dobrą matką, uczciwą kobietą, nie wtrącać się w cudze sprawy i nie pouczać nikogo, jeżeli nie proszą. Ale najwyraźniej to właśnie ta taktyka stała się moim błędem. Dziś znalazłam się w sytuacji, której nie życzyłabym choćby wrogowi: synowa ogłosiła mi bojkot, a syn odsunął się, jakbym przestała istnieć. Wszystko przez jeden dzień, jedno dziecko… i moją odmowę.
Gdy Tomek, mój jedyny syn, oznajmił, iż się żeni, ucieszyłam się. Miał już trzydzieści lat – najwyższy czas założyć rodzinę, mieć dzieci. Modliłam się, by spotkał odpowiednią dziewczynę, z którą mógłby przejść przez życie ramię w ramię. Pierwsze wrażenie po poznaniu Ewy, jego narzeczonej, było dobre: spokojna, miła z wyglądu, na pierwszy rzut oka – zrównoważona. Prawda, iż z dzieciakiem z pierwszego małżeństwa. Ale pomyślałam: to nie moja sprawa, ważne, by syn był szczęśliwy.
Po ślubie Ewa zaszła w ciążę. Ciąża była ciężka, prawie całe dziewięć miesięcy spędziła w szpitalu. Jej syn w tym czasie mieszkał raz u ojca, raz u babci od strony matki. Nie wtrącałam się, nie oferowałam pomocy – przecież nie proszono. Wnuczka, urodzonego już w nowym związku, pierwszy raz zobaczyłam dopiero pięć miesięcy po porodzie. Wcześniej dzwoniłam, pytałam – jak maluch, jak Ewa. Odpowiedzi były grzeczne, ale zimne.
Na „powitanie” przyjechałam z prezentami – i dla wnuczka, i dla starszego syna Ewy. Przyjęła je bez emocji. Chłopiec choćby nie podziękował. Ale nie obraziłam się, uznałam, iż po prostu jest nieśmiały. Na pożegnanie powiedziałam Ewie: jeżeli będzie potrzeba pomocy, niech da znać.
Minęły dwa tygodnie – i Ewa zadzwoniła. Okazało się, iż rozbolał ją ząb, a teściowa nie mogła przyjechać. Poprosiła, bym została z dziećmi. Nie odmówiłam. Przyjechałam, wysłuchałam krótkich instrukcji i zostałam sama z niemowlęciem oraz jej synem z poprzedniego związku.
Od pierwszych chwil starszy dzieciak dał mi do zrozumienia, iż jestem tu nikim. Ignorował moje słowa, nie reagował, gdy wołałam, kategorycznie odmawiał wspólnej zabawy. Potem zaczął grzebać w mojej torebce. Delikatnie, bez krzyku, zwróciłam mu uwagę. A on na to: „To mój dom! Robię, co chcę!” – i kopnął mnie w nogę. Spróbowałam go uciszyć – uciekł do pokoju, a po chwili wrócił z pistoletem na wodę i zaczął strzelać mi prosto w twarz. Moja cierpliwość się skończyła. Odebrałam mu zabawkę i stanowczo z nim porozmawiałam.
Później Ewa kazała mi go nakarmić. Ledwo postawiłam talerz z zupą, a on zaczął pluć jedzeniem, rozsmarowując je po stole i ścianach. Byłam w szoku. Nie przez kaprysy – dzieci bywają różne. Ale przez zupełny brak szacunku i zrozumienia podstawowych zasad. Nikt mi nie mówił, iż chłopiec ma problemy, myślałam, iż jest zdrowy. A zachowywał się nienormalnie. Kiedy Ewa wróciła, zapytałam wprost: „Czy twój syn jest psychicznie w porządku?”
Spojrzała na mnie jak na wariatkę i spokojnie odparła: „Wszystko z nim w porządku”. Powiedziałam, iż nigdy więcej nie zostanę sama z jej synem, bo mnie bił, oblewał wodą i przeszukiwał moje rzeczy. Usłyszałam w odpowiedzi: „Powinnaś była znaleźć do niego sposób!”
Po tym wyszłam. Synowa przestałą odbierać telefony. A gdy spytałam Tomka, kiedy będę mogła zobaczyć wnuka, zaczął się męczyć, aż w końcu rzucił: „Porozmawiaj z Ewą”. I podał jej słuchawkę. Ona jednak nie chciała ze mną gadać. Przez syna przekazała, iż nie zamierza „obarczać mnie kontaktem z jej niegrzecznym dzieckiem”.
Potem Tomek wysłuchał mojej wersji – opowiedziałam wszystko, jak było. Ale najwyraźniej Ewa zdążyła już wmówić mu coś innego. Odrzekł, iż musi „to przemyśleć” – i więcej nie dzwonił.
Teraz ja, babcia, nie mam prawa widywać własnego wnuka. Wszystko dlatego, iż nie chciałam być darmową nianią dla dziecka, które nie uznaje żadnych zasad. Gdyby Ewa choć raz zwróciła mu uwagę, wytłumaczyła, iż nie wolno bić dorosłych ani grzebać w cudzych rzeczach, może nie doszłoby do tego konfliktu. Ale zamiast tego – cisza i chłód.
Nie chciałam awantury. Nie chciałam waśni. Ale nie zamierzam się płaszczyć ani upokarzać. Jestem matką. Jestem babcią. I zasługuję choć na odrobinę szacunku.