Synowa wykorzystuje mojego syna! – krzyczy teściowa, oskarżając mnie o lenistwo, podczas gdy jestem na urlopie macierzyńskim z dwójką dzieci.

newsempire24.com 2 dni temu

Dzisiaj znów to samo. „Synowa usiadła na głowie mojemu synowi!” — krzyczy teściowa, oskarżając mnie o lenistwo, gdy jestem na urlopie macierzyńskim z dwójką dzieci.

Nigdy nie łudziłam się. Od pierwszej chwili wiedziałam, iż teściowa mnie nie zaakceptuje. Nie chodziło o mój charakter, postępowanie ani o to, co czułam do jej syna. Nie. Po prostu pochodzę ze wsi, a ona z Warszawy. I ten fakt wystarczył, by postawić na mnie grubą kreskę. Jestem „gorsza”, „niegodna”, „nie dla niego”. I już.

Gdy wzięliśmy ślub z Tomkiem, czułam jej chłód. Uśmiechała się na siłę, mówiła oschle. Udawała, iż wszystko jest w porządku, ale choćby najprostsze pytania brzmiały jak kpina. Jej słowa na weselu: „No cóż, przynajmniej wieś da nam wnuki” — zapamiętałam na zawsze.

Postanowiliśmy mieszkać osobno. Wynajęte mieszkanie, choć skromne — to nasz azyl. Powiedziałam mężowi wprost: „Nie wytrzymam z twoją matką. Po prostu się uduszę.” Zrozumiał. choćby gdy teściowa tłumaczyła: „Po co płacić obcym? Mam wolny pokój, wszystko blisko!” — on stanowczo odmawiał: „Mamo, damy sobie radę sami.”

Wtedy uznała, iż to moja sprawka. Że podjudziłam jej syna, by odwrócił się od rodziny. Od tamtej pory jej spojrzenia stały się jeszcze ostrzejsze. Nie mówiła wprost, ale każde zdanie, westchnienie — wszystko przesiąknięte było pogardą. Znosiłam to, bo kochałam męża. Bo nie chciałam wojny.

Potem zaszłam w ciążę. Z Tomkiem od dawna o tym marzyliśmy. Chcieliśmy mieć dziecko, póki jesteśmy młodzi i pełni sił. Ale dla teściowej ta wiadomość była kolejnym powodem do krytyki.

„Jak będziecie radzić sobie w wynajętym mieszkaniu z dzieckiem? Tylko za pensję Tomka?! Stoczycie się na samo dno!” — kręciła głową.

Nie zamieszkaliśmy z nią. Znowu. Tak, było trudno. Ale my nie narzekaliśmy. Dorabiałam zdalnie, Tomek brał nadgodziny. Nie prosiliśmy nikogo o pomoc. Radziliśmy sobie sami.

Gdy urodził się nasz pierworodny, teściowa na chwilę zmiękła. Przyjeżdżała, przynosiła zabawki, chwaliła, jaki śliczny. Prawie uwierzyłam, iż naprawdę się zmieniła. Ale gdy zaszłam w drugą ciążę — wszystko wróciło. Tym razem jej złość stała się jawna.

„Oszaleliście?! Drugie dziecko?! Ty tylko rodzić umiesz, a pracować już nie, co?! A Tomek niech haruje jak wół? On już teraz nie ma życia! A ty sobie siedzisz w domu i nic nie robisz!”

Milczałam. Ale gdy rzuciła: „Idź zrób aborcję i wróć do pracy, jak każda normalna kobieta!” — Tomek wybuchnął. Pierwszy raz w życiu nie zbył jej, tylko krzyknął przez telefon. Ostro. Bez litości.

„Mamo, przestań! To nasza decyzja! Nikogo nie prosimy o pomoc! jeżeli nie chcesz nas wspierać — nie dzwoń!”

Zamilkła. Zniknęła. Przestała kurierować. Dzwoni tylko do niego — i to ukradkiem. Za plecami rozpowiada na rodzinnych spotkaniach, iż „siedzę mu na karku”, iż „urodziłam dzieci, żeby nie pracować”, iż jestem „leniwą wieśniarą”…

Boli. Nie przez jej słowa — do nich przywykłam. Boli, bo to matka mojego męża. Mogłaby cieszyć się wnukami, pomagać, wspierać… A zamiast tego robi wszystko, byśmy czuli się winni. Za co? Za to, iż żyjemy po swojemu?

Tak, jestem teraz w domu. Ale to nie jest „nicnierobienie”. To nieprzespane noce, płacz, posiłki, zabawki, pieluchy, pranie, strach i czułość. Nie jestem na wakacjach. Jestem matką. Męczę się bardziej niż w pracy. Nie „siedzę nikomu na karku” — dzielimy obowiązki z mężem. Dom, dzieci, życie. Gdy on pracuje — ja wychowuję. Gdy dzieci podrosną — wrócę do zawodu. Nie jestem pasożytem.

Dlaczego ona tego nie widzi? Dlaczego zamiast dumy — tylko pogarda?

Dajemy sobie radę. Jesteśmy szczęśliwi. I jedyne, czego pragnę, to by nas zostawiono w spokoju. Bez pretensji. Bez zatruwania. Bo jesteśmy w końcu rodziną. I nikt nie ma prawa niszczyć tego, co budujemy. choćby teściowa.

Idź do oryginalnego materiału