Synowa znosiła cierpienie, aż w końcu wybuchła.

newsempire24.com 1 dzień temu

Weronika wytrzymała, aż nie wybuchła

Agnieszka namydliła gąbkę i zaczęła szorować zaschnięte plamy na kuchence. Teściowa znowu zrobiła bałagan, gotując, jak zawsze, i nie posprzątała po sobie. Mleko wykipiało, kasza się przypaliła, a teraz wszystko zaschło na emaliowanej powierzchni.

— Agnieszko! — rozległ się z pokoju głos Bronisławy Marianny. — Długo tam jeszcze będziesz się guzdrać? Chcę herbaty!

Agnieszka westchnęła, opłukała gąbkę i postawiła czajnik. Była już dziewiąta wieczorem, ledwo zeszła z pracy, a teściowa cały dzień siedziała w domu, choćby nie mogła sobie zaparzyć herbaty.

— Już niosę, Bronisławo! — odpowiedziała, starając się, by w głosie nie słychać było irytacji.

Tymczasem Krzysztof oglądał telewizor w sąsiednim pokoju, choćby nie podniósł wzroku, gdy żona przechodziła z tacą. Tak było każdego dnia. Wracał z pracy, jadł kolację i siadał przed telewizorem. A dom, matka, gospodarstwo — to wszystko było obowiązkiem Agnieszki.

— Zapomniałaś o cukrze! — burknęła niechętnie Bronisława, gdy Agnieszka postawiła przed nią filiżankę. — I ciasteczek nie ma. Jak pić herbatę bez ciasteczek?

— Ciasteczka skończyły się wczoraj — cicho odpowiedziała Agnieszka. — Jutro kupię.

— Widzisz, nie pilnujesz! Za moich czasów gospodyni zawsze wiedziała, co jest w domu, a czego nie. Ja sama wychowałam Krzysztofa, dom trzymałam w porządku i pracowałam. A wy, młodzi, tylko wiecie, jak po sklepach łazić i w telefonie gadać.

Agnieszka milczała. Kłócić się nie miało sensu — już to zrozumiała. Bronisława zawsze znajdowała powód do narzekania. Albo zupa za słona, albo kurz gdzieś niedoczyszczony, albo telewizor za głośno włączony, albo za cicho. Czasem Agnieszce wydawało się, iż teściowa specjalnie szuka powodów, by zrobić uwagę.

— A Kasię znowu nie odebrałaś z przedszkola — ciągnęła Bronisława, popijając herbatę. — Dzwoniła wychowawczyni, pytała, gdzie mama. Wstyd mi było, słowo daję.

— Prosiłam panią, żeby ją odebrała, miałam zebranie do siódmej — próbowała wytłumaczyć Agnieszka.

— A ja co, niańka jestem? Mam swoje sprawy. Za moich czasów kobiety i pracowały, i dzieci same wychowywały, bez niań i babć.

Agnieszka wyszła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia. Ręce trzęsły się z emocji. Kasia siedziała w świetlicy do wpół do ósmej, płakała, bo wszystkie dzieci już poszły. A Bronisława cały dzień była w domu, oglądała telewizję, ale nie mogła odebrać wnuczki.

W sypialni na stole leżał stos rysunków. Kasia codziennie przynosiła coś z przedszkola — rysunek albo własnoręczną pracę. Pokazywała mamie, opowiadała, jak to robiła. A potem pytała:

— Mamo, a dlaczego babcia na mnie nie patrzy? Pokazuję jej rysunek, a ona się odwraca.

Jak wytłumaczyć sześcioletniemu dziecku, iż babcia uważa ją za przeszkodę? Że od kiedy zamieszkali u Bronisławy, starsza kobieta ciągle narzeka, iż w domu hałas, iż dziecko wszystko dotyka, wszystko niszczy.

A zaczęło się przecież dobrze. Gdy Krzysztof przyprowadził Agnieszkę na pierwsze spotkanie, Bronisława była uprzejma, wypytywała o pracę, rodzinę. choćby powiedziała:

— Dobra dziewczyna, Krzysiu. Widać, iż wychowana. Żeń się, już czas.

Ślub był skromny, ale wesoły. Bronisława pomagała z przygotowaniami, krzątała się, cieszyła. Agnieszka myślała, iż ma szczęście do rodziny, iż teściowa będzie jak druga matka.

Gdy urodziła się Kasia, Bronisława na początku była zachwycona. Wnuczka, ślicznotka, mądrala! Pomagała z dzieckiem, gotowała zupy, prasowała pieluszki. Agnieszka pracowała na pół etatu, dawała radę z domem i maleństwem.

Ale stopniowo coś się zaczęło zmieniać. Najpierw drobne uwagi: pieluszka źle założona, kaszka za rzadka. Potem zaczęły się poważniejsze zarzuty.

— Ty w ogóle nie masz pojęcia o dzieciach? — oburzała się Bronisława. — Krzysztof w jej wieku sam już jadł, a twoja choćby łyżką nie trafi do buzi!

— Ma dopiero rok i trzy miesiące — nieśmiało odpowiadała Agnieszka.

— Właśnie! Rozpieszczasz! Ja Krzysztofa surowo wychowywałam, i proszę, wyrósł na porządnego człowieka.

Krzysztof zwykle nie wtrącał się do takich rozmów. Wracał z pracy zmęczony, jadł kolację i siadał przed telewizorem. Na uwagi matki tylko kiwał głową lub machał ręką.

— Mamo, nie czepiaj się — czasem mówił. — Agnieszka dobrze sobie radzi.

Ale częściej milczał. A gdy Agnieszka próbowała z nim porozmawiać, poskarżyć się na ciągłą krytykę, Krzysztof wzruszał ramionami.

— Nie przejmuj się. Mama taka jest, przyzwyczajona do kontrolowania. Wytrzymaj, niedługo się przyzwyczai.

Tylko iż Bronisława się nie przyzwyczajała. Wręcz przeciwnie — z każdym rokiem stawała się bardziej wymagająca i kapryśna. Zwłaszcza po tym, jak wprowadzili się do jej mieszkania. Ich kawalerka była za mała dla rodziny z dzieckiem, a Bronisława miała dwupokojowe, w dobrej dzielnicy.

— Przeprowadźcie się — zaproponowała. — Po co wam dodatkowe wydatki? I mi raźniej będzie.

Na początku faktycznie było wygodnie. Kasia dostała własny pokój, nie trzeba było płacić czynszu. Ale gwałtownie Agnieszka zrozumiała, iż wpadła w pułapkę.

— To mój dom — przypominała Bronisława przy każdej okazji. — I tu moje zasady. Nie podoba się — możecie się wyprowadzić.

A wyprowadzić się było nie

Idź do oryginalnego materiału