Szkoła zamiata problem pod dywan. Matka: "To nie jest żadne rozwiązanie"

mamadu.pl 3 dni temu
"Moja córka chodzi do pierwszej klasy. To nasz pierwszy rok w szkole. Miał być wyjątkowy i w pewnym sensie rzeczywiście jest. Tylko iż niekoniecznie w ten sposób, jakiego się spodziewałam" – czytam we wstępie listu.


Szkolna rzeczywistość


"Jakiś czas temu otrzymaliśmy informację, iż czwartek i piątek przed świętami będą w szkole dniami wolnymi od zajęć dydaktycznych. Bez lekcji, bez planu, bez większego wyjaśnienia. Dzieci zostają w domu, a jeżeli rodzice nie mogą im zapewnić opieki, mogą je przyprowadzić na świetlicę.

Zapytałam w sekretariacie, co będzie się działo w świetlicy. Czy będą jakieś zajęcia, zabawy, cokolwiek, co sprawi, iż dzieci poczują się zaopiekowane?

Odpowiedź była krótka i zaskakująco beznamiętna: 'Będą po prostu. Jak będą chciały, to się pobawią. Opiekę zapewnią im panie'.

I wtedy w mojej głowie pojawiło się tylko jedno zdanie: 'Serio, to dajecie mi jako rozwiązanie?'.

Nie chcę być kłopotliwa. Nie jestem też jedną z tych osób, które wciąż czegoś wymagają i tylko krytykują. Wiem, iż nauczyciele są przemęczeni, iż system ma luki, iż każdy robi, co może. Ale właśnie dlatego potrzebujemy rozmowy, a nie milczącego wycofywania się ze wspólnej odpowiedzialności.

Dla mnie jako matki pracującej (jak dla tysięcy innych rodziców) takie wolne to nie żaden luksus, tylko logistyczny koszmar. Nie mamy dziadków pod ręką. Urlop na żądanie nie działa jak magiczny guzik. A zostawienie siedmiolatki samej w domu nie wchodzi w grę.

I owszem, mogłabym ją zaprowadzić na świetlicę. Ale co mam jej powiedzieć? 'Idź, posiedź tam, trochę się ponudzisz, może ktoś się tobą zajmie?'. Świetlica, która w normalne dni jest pełna gwaru, kolorów, zajęć plastycznych i gier, nagle staje się pustą poczekalnią. Tylko dla tych, którzy nie mają innej opcji.

Jako rodzic debiutujący w systemie edukacji czuję się trochę zderzona z rzeczywistością. Bo przez całe przedszkole czułam się częścią wspólnoty. W przedszkolu nikt nie zostawiłby dzieci 'na przeczekanie'. A teraz mam wrażenie, iż z chwilą przekroczenia szkolnego progu coś się zmienia. I iż szkoła, choć mówi o partnerskiej współpracy z rodzicami, w kluczowych momentach po prostu milknie.

Rozumiem, iż są powody. Że są przepisy. Ale nie mogę zgodzić się na sposób, w jaki to się odbywa. Bo za tym wolnym kryje się bardzo konkretna samotność rodzica. I bardzo realna pustka dla dziecka".

Idź do oryginalnego materiału