Tajemnica na strychu: Opowieść o kobiecie, która pragnęła prawdy

twojacena.pl 1 dzień temu

Sekret ukryty na strychu: historia kobiety, która odważyła się poznać prawdę

Larysa nigdy by nie pomyślała, iż wizyta na działce u teściowej stanie się dla niej objawieniem, które przewróci jej życie do góry nogami. Barbara Maciejewska, matka jej męża, poprosiła o pomoc w sprzątaniu starego domu – szykowali go na sprzedaż. Zwykła prośba, a jednak stała się punktem zwrotnym, po którym nie było już powrotu.

— Larysa, zajmij się strychem, tam leży stary grat. Ja posprzątam na dole – rozkazała teściowa, jakby dowodziła armią sprzątaczy.

— Dobrze – odparła Larysa i wspięła się po schodkach, zaczynając przeglądać zakurzone pudła.

Zdjęcia męża z dzieciństwa, szkolne dyplomy, rysunki siostry… Nostalgiczny kurz przeszłości. Ale jej wzrok przykuła gruba, niczym cegła, teczka z dokumentami medycznymi. Serce ścisnęło się w piersi. Po chwili wahania otworzyła ją.

Od razu rzuciły się w oczy zapiski: u Jacka, jej męża, w wieku nastoletnim zdiagnozowano chorobę, która często prowadziła do niepłodności. To nie były domysły – czarno na białym, z podpisami lekarzy.

Larysa zastygła. Ta teczka burzyła dwadzieścia lat jej życia. Tyle bowiem lat byli w związku, a przez cały ten czas teściowa obwiniała ją o bezdzietność, rzucając zjadliwe uwagi i upokarzając, tłumacząc to „prawem babci”. A Jacek… On choćby nie chciał się przebadać, gdy Larysa sama przechodziła wszystkie badania.

Poznali się na studiach. On – dusza towarzystwa, grał na gitarze, żartował. To on pierwszy podszedł, zaproponował herbatę, gdy marzła na praktykach. Potem kino, randki, miłość. Wszystko jak w bajce. Aż do spotkania z Barbarą Maciejewską.

Teściowa nie kryła niechęci.

— Jesteś prawie o głowę wyższa od Jacka! Panna młoda powinna być drobna – prychnęła przy pierwszej kolacji.

Larysa starała się nie brać tego do serca, ale każde słowo wżerało się w nią jak szpilka. Zwłaszcza po ślubie, gdy Barbara wręczyła jej garnek i niemowlęcą czapeczkę: „Żebyś wreszcie zaczęła rodzić!”.

A Larysa przecież chciała. Tyle iż nie wychodziło. Lekarze zapewniali – wszystko w porządku. Tylko mąż uparcie odmawiał wizyty u specjalisty. Co więcej, pozwalał sobie na insynuacje – czy przypadkiem Larysa nie zrobiła czegoś w młodości? Może to przez nią?

Wybaczyła mu choćby te słowa. Ale gorycz została.

I oto teraz, na zakurzonym strychu, trzymała w dłoniach odpowiedź na wszystkie pytania.

Jacek wiedział. Barbara też. A jednak latami torturowali ją moralnymi wyrzutami. Larysa schowała dokumenty do torby. Wróciwszy do miasta, pierwsze kroki skierowała do przyjaciółki, Eweliny, która była lekarzem.

— No jasne – westchnęła Ewelina, przeglądając papiery. – Oto przyczyna. A ty, biedaczko, tyle lat się zamęczałaś…

Larysa milczała. W oczach zakręciły się łzy.

— Rozwiedź się, Larysiu. Jeszcze możesz zostać matką. Ale z nim? choćby prawdy ci nie powiedział. To nie jest rodzina.

Okazja nadarzyła się miesiąc później. Rodzinne święto. Teściowa, jak zwykle, błyszczała, chełpiąc się wnukami od córki, Kingi – choć to ona je adekwatnie wychowywała. Larysę zaś próbowała upokorzyć przy wszystkich.

Tym razem jednak poszło inaczej.

— No cóż, Laryso, los cię nie obdarzył macierzyństwem – zaśmiała się Barbara. – Ale u Kingi trójka!

Larysa wstała od stołu, podeszła na środek pokoju i położyła przed wszystkimi teczkę z dokumentami.

— A kiedy zamierzałaś wyjawić, iż to twój syn nie może mieć dzieci?

Teściowa zbladła. Przy stole zapadła martwa cisza.

— To kłamstwo! – syknęła. – Wymyśliłaś to!

— Prawda? Niech rodzina przeczyta – głos Larysy drżał z gniewu.

— Ona wiedziała! – nagle wybuchnął jeden ze starszych krewnych. – Mówiła mi kiedyś, martwiła się. Już choćby zapomniałem…

— I ty wiedziałeś, Jacku? – odwróciła się do męża. – I pozwalałeś, by matka mnie prześladowała?

— Myślałem… – jąkał się. – Że się zmieni…

— Nie – odcięła. – Rozwodzę się.

Jacek próbował odzyskać żonę. Szkoda mu było mieszkania, które Larysa dostała w spadku po babci. Ale była nieugięta. Majątku nie trzeba było dzielić.

Minęło pół roku. Larysa niemal pogodziła się z myślą, iż nigdy nie zostanie matką. Aż pewnego dnia – spotkanie. Romans. Nowy człowiek, nowy sens, nowe życie.

Po trzech miesiącach – test z dwiema kreskami. Potem ślub. Syn Marek. Po dwóch latach – córka Zosia.

Larysa, patrząc na swoje dzieci, czasem wspominała, jak mogłaby wciąż tkwić w tamtym małżeństwie, cierpiąc w milczeniu. Ale odważyła się – i odnalazła szczęście.

Jacek nigdy więcej się nie ożenił. Jego matka teraz i jego beształa – iż ani on, ani Kinga nie potrafili ułożyć sobie życia. Pewnego dnia, przechodząc przez park, Jacek zobaczył Larysę z dziećmi. Śmiała się, huśtała córkę, a syn biegł do niej z latawcem. Odwrócił się. I poszedł dom.

Do domu. Tam, gdzie już dla niego nie było miejsca.

Idź do oryginalnego materiału