Tajemnice w Mieście: Dramat Rodzinny

newskey24.com 1 tydzień temu

Zagubione echa: rodzinna historia w wielkim mieście

Wojciech Kowalski z żoną Krystyną wybrali się do Poznania, żeby odwiedzić córkę. Już pod klatką, gdzie mieszkała ich Kinga, Wojciech zauważył, jak bardzo żona jest zdenerwowana.
— Krysia, coś nie tak? — zapytał, wpatrując się w nią uważnie.
— Nie, po prostu dawno nie widzieliśmy Kingi, trochę mnie to przytłacza — próbowała się uśmiechnąć Krystyna, ale głos jej drżał.

Weszli do mieszkania córki. Wojciech zdecydowanie nacisnął dzwonek. Drzwi się nie otwierały.
— Dziwne, niby powinna być w domu — mruknął, spoglądając na żonę, i znów zadzwonił.

Zamek zaskoczył, drzwi powoli się uchyliły, a Wojciech zastygł w osłupieniu.

***

Ojciec stał purpurowy z gniewu, twarz mu płonęła. Krystyna chwyciła go za rękę, błagając:
— Wojtek, uspokój się, proszę! Masz przecież problemy z ciśnieniem! Porozmawiajmy najpierw z Kingą!

Ale Wojciech gwałtownie szarpnął ręką, jego głos stał się niski, pełen groźby. Kinga, stojąc w progu, poczuła, jak po plecach przebiegł jej dreszcz — ojciec nigdy na nią tak nie patrzył.
— Puść, Krysia! Dość już tego trzymania! Wcześniej trzymać trzeba było, ale nie mnie, tylko naszą córkę!
— Wojtek, kochanie, no proszę! — Krystyna rzucała spojrzenia między mężem a córką, nie wiedząc, jak załagodzić sytuację.

Pół roku temu Wojciech przeszedł zawał, lekarze surowo zabronili mu się denerwować. Ale wczoraj nagle oznajmił:
— Pakuj się, Krysia. Nie mogę sobie miejsca znaleźć. Trzy miesiące same wymówki, a do nas nie przyjeżdża. To nie bez powodu. Matka jesteś, czemu milczysz?

Krystyna naprawdę milczała. Nie dlatego, iż nie wiedziała, ale dlatego iż wiedziała za dużo. Razem z Kingą ukrywały prawdę przed Wojciechem, licząc, iż wszystko się ułoży. Myślały, iż później mu powiedzą, pokłócą się, ale już będzie dobrze. A teraz — co mówić, co robić?
— Po prostu jest zmęczona, studiuje, dorabia, obiecała niedługo przyjechać, znasz ją — bełkotała Krystyna, ale Wojciech już sięgał po płaszcz.

Chwycił portfel, klucze, telefon, zabrał żonie komórkę:
— I nie waż się jej uprzedzać! Ja ojciec jestem czy kto? Widziałem, jak latem kręciła się przed lustrem, to bokiem stanie, to włosy rozpuści, to ucho poprawi. A o kim — milczy! Coś tu nie gra. Jedziemy do niej!

W pociągu Krystyna próbowała coś wyjaśnić, ale machnęła ręką:
— Spieszysz się, Kinga sama chciała wszystko opowiedzieć, jak się poukłada. Nie chciała, żebyś się denerwował przez ciśnienie.
— Krysia, dość już tego ciśnienia! Jestem ojcem, chcę wiedzieć, co z moją córką! Mam złe przeczucie! — odciął się Wojciech.
— No dobrze, dzwoń do drzwi — westchnęła Krystyna, ściskając jego dłoń.

Drzwi otworzyły się nie od razu. Kinga najwyraźniej spojrzała przez wizjer i wahała się. Ale w końcu otworzyła — nie zostawi przecież rodziców za progiem.
— Wiedziałem! Kinga, kto to? Czyje to dziecko? Czemu przed nami to ukrywałaś? — głos Wojciecha drżał z bólu i złości.

Wyszedł na klatkę i osunął się na schody, łapiąc się za serce.
— Tato, po co tam siedzisz? Wróć! — Kinga, z już widocznym brzuszkiem, wyglądała na zagubioną i bezradną.

Jego dziewczynka, jego duma, wyjechała na studia, dostała się na stypendium, a teraz… Co teraz? Wojciech przełknął gulę w gardle. Poza nim nie ma kto jej chronić. Trzeba znaleźć tego chłopaka, porozmawiać, coś zrobić!
— Tato, chciałam powiedzieć później, jak wszystko się ułoży. A teraz… On miał wypadek, leży w szpitalu! — Kinga rozpłakała się jak dziecko.

Wojciech wstał, otrzepał spodnie i nagle się uspokoił. No i co, iż dziecko? Ważne, iż wszyscy żyją. Wychowają, dadzą radę, nie pierwszyzna!
Kinga urodziła im się z Krystyną późno, gdy już nie mieli nadziei. Do szkoły poszła najmniejsza, ale taka poważna — nie rozrabiała, na przerwach czytała, uczyła się na piątki. Studiowała, dorabiała, wynajmowała mieszkanie z koleżankami. Latem tamte przyjeżdżały do nich na wieś — wszystko było w porządku…
— Krysia, ty wiedziałaś? Wiedziałaś i milczałaś? — spytał żonę, od razu żałując ostrości.

Krystyna spuściła wzrok:
— Wojtek, byłeś chory, powiedzieli, żebyś się oszczędzał…
— Dobrze, rozumiem. Chodźmy do środka, Kinga, opowiedz wszystko po kolei.

Córka opowiedziała, jak poznała Marka. Pracował w tej samej firmie, gdzie ona dorabiała. Pomagał jej, potem zaczęli się spotykać. Marek powiedział, iż chce, żeby zawsze była przy nim, została jego żoną. Ale wyznał: był żonaty. Pobrali się zaraz po szkole — ich matki, przyjaciółki, nalegały. Rozwiedli się, gdy jego była, Magda, zakochała się w kimś innym, ale z formalnościami zwlekali. A potem Magda oświadczyła, iż jest w ciąży i chce wrócić. Tamten ją rzucił, a ona postanowiła zostać z Markiem.
— I ty mu wierzysz? Że to nie jego dziecko? — surowo zapytał Wojciech.
— Tak, tato, wierzę. Marek nie kłamie. Zawsze był ze mną, a ona w innym mieście. Pojechał z nią rozmawiać i miał wypadek. Ale wyzdrowieje i wróci, jestem pewna!

— Dobrze, nie martw się. Podaj mi jego imię, miasto, numer.
— Tato, nie rób nic!
— Nic mu nie zrobię, tym bardziej iż leży w szpitalu. Chcę porozmawiać. W końcu to ojciec mojego wnuka czy wnuczki? A może i przyszły zięć?

Wojciech otarł łzy córki i uśmiechnął się:
— Pamiętasz naszą piosenkę? „Cicho, Kinga, nie płacz już, tatuś mocny, tatuś duży!”
— Pamiętam, tato — uśmiechnęła się Kinga przez łzy. — Masz numer Marka, proszę. Dzięki, tato!
— Ja z tobą poj— Pojadę z tobą — oświadczyła od razu Krystyna.

— Dobrze, ale z chłopakiem porozmawiam sam — odparł Wojciech, biorąc telefon do kieszeni.

Idź do oryginalnego materiału