**Echo tajemnic: rodzinna dramat w wielkim mieście**
Dziś z żoną Haliną pojechaliśmy do Krakowa, by odwiedzić naszą córkę. Już pod drzwiami jej kamienicy zauważyłem, jak mocno Halina się denerwuje.
— Hala, coś nie tak? — zapytałem, patrząc na nią uważnie.
— Nie, nic… Po prostu dawno nie widzieliśmy Kingi — próbowała się uśmiechnąć, ale głos jej drżał.
Weszliśmy po schodach do jej mieszkania. Bez wahania nacisnąłem dzwonek. Nikt nie otwierał.
— Dziwne, może jej nie ma? — mruknąłem, spoglądając na żonę, i znów zadzwoniłem.
Zamek zaskoczył, drzwi uchyliły się powoli, a ja zastygłem w bezruchu, oszołomiony tym, co zobaczyłem.
***
Stałem purpurowy z gniewu, twarz płonęła. Halina złapała mnie za rękę, błagając:
— Włodku, uspokój się! Masz przecież ciśnienie! Porozmawiajmy z Kingą spokojnie!
Ale gwałtownie wyrwałem rękę, mój głos stał się niski i groźny. Kinga, stojąc w drzwiach, poczuła, jak zimny dźga ją w plecy — nigdy wcześniej ojciec nie patrzył na nią w ten sposób.
— Puść, Hala! Dość już tego trzymania! Wcześniej powinnaś trzymać nie mnie, tylko naszą córkę!
— Włodku, kochanie, proszę… — Halina patrzyła to na mnie, to na Kingę, nie wiedząc, jak rozładować sytuację.
Pół roku temu miałem zawał, lekarze surowo zakazali mi się denerwować. Ale wczoraj rzuciłem krótko:
— Pakuj się, Hala. Nie mogę usiedzieć. Trzy miesiące same wymówki, a do nas nie przyjeżdża. To nie jest bez powodu. Jesteś matką, dlaczego milczysz?
Halina naprawdę milczała. Nie dlatego, iż nie wiedziała, ale dlatego, iż wiedziała zbyt wiele. Razem z Kingą ukrywały prawdę przede mną, licząc, iż wszystko się ułoży. Myślały, iż potem mi powiedzą, będziemy się kłócić, ale wszystko będzie dobrze. A teraz — co powiedzieć, co zrobić?
— Po prostu jest zmęczona, studiuje, dorabia, obiecała, iż niedługo przyjedzie, przecież ją znasz — bełkotała Halina, gdy ja już zakładałem płaszcz.
Porwałem portfel, klucze, telefon, odebrałem żonie jej komórkę:
— I nie waż się jej uprzedzać! Jestem ojcem czy kto? Widziałem, jak latem kręciła się przed lustrem, to się przekręca, to włosy rozpuszcza, poprawia za ucho. A o kim — milczy! Więc coś jest nie tak. Jedziemy do niej!
W pociągu Halina próbowała coś tłumaczyć, ale machnęła ręką:
— Spieszyłeś się, Kinga chciała sama wszystko opowiedzieć, gdy się ułoży. Nie chciała, żebyś się denerwował przez ciśnienie.
— Hala, dość już tego ciśnienia! Jestem ojcem, chcę wiedzieć, co z moją córką! Mam złe przeczuczenia! — odciąłem się stanowczo.
— Dobrze, dzwoń do drzwi — westchnęła Halina, ściskając moją dłoń.
Drzwi otworzyły się nie od razu. Kinga najwyraźniej spojrzała przez wizjer i wahała się. Ale w końcu otworzyła — nie zostawi przecież rodziców za progiem.
— Wiedziałem! Kinga, kto to jest? Od kogo dziecko? Dlaczego przed nami to ukrywałaś? — mój głos drżał z bólu i gniewu.
Wyszedłem na klatkę schodową i osunąłem się na stopnie, łapiąc się za serce.
— Tato, po co tam siedzisz? Tato, wracaj! — Kinga, z wyraźnie zaokrąglonym brzuszkiem, wyglądała na zagubioną i bezradną.
Moja dziewczynka, moja duma, wyjechała na studia, dostała się na stypendium, a teraz… Co teraz? Przełknąłem łzy. Poza mną nie ma nikogo, kto ją obroni. Trzeba znaleźć tego chłopaka, porozmawiać, coś zrobić!
— Tato, chciałam powiedzieć później, gdy wszystko się ułoży. A teraz… On miał wypadek, leży w szpitalu! — Kinga wybuchnęła płaczem jak dziecko.
Podniosłem się, otrzepując spodnie, i nagle się uspokoiłem. No i co, iż dziecko? Ważne, iż są zdrowi. Wychowają, dadzą radę, gorsze rzeczy przeżyli!
Kinga urodziła się nam z Haliną późno, gdy już nie mieliśmy nadziei. Do pierwszej klasy poszła najmniejsza, ale jaka poważna — nie rozrabiała, na przerwach czytała, uczyła się na piątki. Dostała się na uniwersytet, dorabiała, wynajmowała mieszkanie z koleżankami. Latem te przyjeżdżały do nas na wieś — wszystko było w porządku…
— Hala, ty wiedziałaś? Wiedziałaś i milczałaś? — spytałem żonę, od razu żałując ostrości.
Halina spuściła wzrok:
— Włodku, byłeś chory, kazali cię oszczędzać…
— Dobrze, rozumiem. Chodźmy do środka, Kinga, opowiedz wszystko po kolei.
Córka opowiedziała, jak poznała Piotra. Pracowali w tej samej firmie, gdzie dorabiała. Pomagał jej, potem zaczęli się spotykać. Piotr powiedział, iż chce, by zawsze była przy nim, została jego żoną. Ale wyznał: był żonaty. Pobrali się zaraz po szkole — ich matki, przyjaciółki, nalegały. Z Julią, jego byłą żoną, byli jak rodzina, ale tylko przyjaciółmi. Rozwiedli się, gdy Julia zakochała się w innym, ale przeciągali formalności. A potem Julia oznajmiła, iż jest w ciąży i chce wszystko naprawić. Tamten ją rzucił, więc postanowiła wrócić do Piotra.
— I ty mu wierzysz? Że to nie jego dziecko? — spytałem surowo.
— Tak, tato, wierzę. Piotr nie kłamie. Zawsze był przy mnie, a ona w innym mieście. Pojechał z nią porozmawiać, i stał się wypadek. Ale wyzdrowieje i wróci, jestem pewna!
— Dobrze, nie martw się. Podaj mi jego nazwisko, miasto, telefon.
— Tato, nie trzeba!
— Nic mu nie zrobię, zwłaszcza jeżeli leży w szpitalu. Chcę porozmawiać. W końcu to ojciec mojego wnuka lub wnuczki? Może i przyszły zięć?
Otarłem łzy córki i uśmiechnąłem się:
— Pamiętasz naszą piosenkę? „Cicho, Kinguś, nie płacz już, tatuś twój to mocny mąż!”
— Pamiętam, tato — Kinga uśmiechnęła się przez łzy. — Masz telefon Piotra. Dziękuję, tato!
— Ja jadę z tobą — zaraz oPiotr dotrzymał słowa — jeszcze przed narodzinami dziecka ożenił się z Kingą, a teraz, trzymając w ramionach swoją małą córeczkę, uśmiechał się szeroko, wiedząc, iż ich rodzina przetrwała wszelkie burze.