W czasach PRL nikt nie słyszał o wyprawkach liczących kilkadziesiąt pozycji. Dziecko miało mieć tylko to, co niezbędne – i tyle. Ubranka i akcesoria często przekazywano sobie w rodzinie – po starszym rodzeństwie, kuzynach czy sąsiadach.
Legendarna tetra jako towar limitowany
Podstawą były pieluszki tetrowe, które stały się niemalże symbolem macierzyństwa w tamtym czasie. Do dziś słyszymy od naszych matek opowieści o tym, jak ciężko było je codziennie prać, gotować, prasować… i tak w kółko.
Nie powiem, tu na pewno należy się szacunek dla naszych rodzicielek. A jeszcze, jeżeli dodamy dodatkowe okoliczności takie jak brak pralki automatycznej, nasz podziw staje się całkowicie uzasadniony.
Wartym dodania jest też to, iż pieluszki były towarem deficytowym. Obowiązywały na nie limity – na kartki albo na wpis do książeczki zdrowia.
Macierzyństwo level hard
Kto słyszał w tamtym czasie o kosmetykach? Balsamach czy maściach na każdą część ciała? Na pupę stosowało się mąkę ziemniaczaną, a gdy pojawiała się ciemieniucha (łagodna odmiana łojotokowego zapalenia skóry) polewano głowę olejem jadalnym albo smarowało masłem.
Butelki były szklane, a mleko w proszku (jak udało się dostać) było konsystencji cementu i potrzeba było nie lada siły, by je rozpuścić.
Kaszka? Była tylko jedna – manna. O wyborze między ryżową, orkiszową czy smakową nikt choćby nie marzył.
Wózek – symbol epoki
Nic tak nie oddaje jednak ducha tamtych czasów jak wózek dziecięcy – skórzany, z wielkimi kołami na szprychach. Dziś powiedzielibyśmy – vintage.
Był ciężki, toporny, ale trwały jak czołg. W jednym wózku wychowywało się czasem kilkoro dzieci.
Najpierw jedno pokolenie, potem kolejne. Wózki przekazywano jak rodzinny skarb. Wymieniało się w nich tylko paski skórzane, które służyły jako amortyzatory podczas spacerów po wertepach. W rzeczywistości jednak najbardziej zużywały się podczas bujania.
Wózek z czasów PRL miał też wersję spacerową:
Jedziemy na wycieczkę
Taki wózek nie był w pełni składany. Ciężko więc było go spakować do malucha, czy choćby dużego fiata. W wyjątkowych sytuacjach, trzeba go było po prostu rozkręcić.
A skoro o podróżach mowa, kto w samych czasach myślał o fotelikach samochodowych? Pokuszę się o stwierdzenie, iż nikt choćby o nich nie słyszał. Dzieci przewożono na kolanach, co wiąże się z tym, iż normy bezpieczeństwa, których dziś tak bardzo pilnujemy, w ogóle nie istniały.
Dzisiejsza wyprawka to lista bez końca
Tymczasem co mamy dziś? Wystarczy spojrzeć na sklepy internetowe czy listy wyprawkowe dla przyszłych mam. Weźmy pierwszą lepszą listę z internetu i znajdziemy tam co najmniej kilkadziesiąt pozycji!
Każda mama chce mieć nowy wózek – najlepiej zgodny z intagramowymi trendami, modne ubranka, akcesoria i zabawki rozwojowe.
Kupuje się specjalne podgrzewacze do butelek, kilka rodzajów smoczków, zestawy balsamów, maści na każdą potencjalną dolegliwość, laktatory, nianie elektroniczne, pojemniki na zużyte pieluszki, podgrzewacze do butelek, waciki w kilku wariantach, zestawy do pielęgnacji paznokci, włosów czy balsamy – także w wersji mini do torby na wyjścia.
Finalnie, wielu z tych rzeczy choćby nie udaje nam się odpakować.
Czy współczesne wyprawki to przesada?
Ktoś by powiedział, iż to fanaberia. Szczególnie osoby, które mają doświadczenie tamtych czasów. Czy faktycznie tak jest? Czy, to iż wszystkiego jest dziś pod dostatkiem oznacza, iż macierzyństwo jest dziś łatwiejsze?
To wszystko jest sprawą względną.
Może to po prostu naturalna kolej rzeczy? Mimo iż z sentymentem wspominamy tamte czasy, nikt dziś nie chciałby wracać do prania i gotowania pieluch.
Ale taki vintage wózek? Na pewno wzbudziłby zainteresowanie niejednego przechodnia.