Takiej bratowej potrzeba każdemu!

newsempire24.com 11 godzin temu

No więc, taka synowa to skarb!

Anna wygładzała delikatne ciasto kruche w formie do pieczenia. Jej syn Paweł z synową Magdaleną mieli przyjechać za kilka godzin. Ciszę przerwał ostry, natarczywy dzwonek telefoniczny. Anna otarła ręce w fartuch i odebrała.

— Halo?
— Dzień dobry — rozległ się w słuchawce nieznany kobiecy głos. — Czy to Anna Kazimierczak?
— Tak, słucham — odpowiedziała Anna, instynktownie się spinając.
— Nazywam się Krystyna Nowak. Byłam teściową Magdaleny, waszej synowej.

Anna bez słowa przyciągnęła kuchenne krzesło i usiadła. „Była teściowa?” Myśli pognały do Magdaleny, do jej rzadkich, ale gorzkich wspomnień o przeszłym małżeństwie.
— Rozumiem — powiedziała Anna spokojnie, starając się zachować zimną krew. — W czym mogę pomóc, pani Krystyno?

Ton kobiety po drugiej stronie natychmiast zrzucił maskę uprzejmości. Stał się kłujący, złośliwy, pełen złowrogiej ciekawości.
— No tak, pomyślałam, iż się dowiem, jak się ta nasza Magda u was miewa? Jak się zachowuje? Pewnie już się namęczyliście? A może jeszcze nie? Ale uwierzcie mi, pożałujecie! O, jak pożałujecie, iż wzięliście tę leniwą do rodziny!
— Pani Krystyno, nie rozumiem. Magda to wspaniała dziewczyna. Dlaczego mielibyśmy żałować?
— Wspaniała?! — pisnęła Krystyna. — Przecież to leń! Ja podłogi myję codziennie, jak trzeba! A ona? Raz na trzy dni, i to z musu! A firanki! Kiedy pani ostatnio prała firanki? U mnie — raz w miesiącu, święta sprawa! A ona? Raz na rok, jeżeli w ogóle! Kurz latami się zbierał! A gotowanie… Karmiła mojego biednego syna jakąś trucizną! Zupa jak woda, kotlety gumowe, nie da się jeść! Dostał choćby przez to zapalenia żołądka!

— Pani Krystyno, u nich w mieszkaniu zawsze jest porządek. Nienaganny. A Magda gotuje wyśmienicie. Ja sama nauczyłam ją kilku sekretów, a ona to utalentowana uczennica. Nie mamy pretensji. A to zapalenie żołądka u waszego syna to pewnie przez nadużywanie alkoholu!
— Ach, nie macie pretensji?! — wrzasnęła Krystyna, nie słuchając. — A jak ona traktowała męża?! Mój syn wracał zmęczony, no… wypił trochę dla relaksu, jak każdy prawdziwy facet! A ona? Zamiast nalać kieliszek, położyć go spać i się zatroszczyć — darła na niego ryja! Awantury urządzała! Prawdziwa bezwzględna jędza!

Anna zamknęła oczy. Wiedziała od Magdaleny, iż jej „trochę pijany” były mąż mógł wrócić nad ranem, rozwalić mieszkanie, krzyczeć i obrażać. I znała swojego Pawła — odpowiedzialnego, nie sięgającego po alkohol. Nie lubił go. Za to przynosił żonie kwiaty bez powodu i dumny był z jej sukcesów w pracy.
— Mój syn, Paweł — powiedziała Anna wyraźnie, akcentując każde słowo — nie wraca do domu pijany. Nigdy. Szanuje swoją żonę i swój dom. I Magda nie ma powodu, żeby na niego krzyczeć. Są szczęśliwi.

W słuchawce zawisła ciężka cisza. Wydawało się, iż Krystyna nabiera powietrza do kolejnego ataku. Gdy znów zaczęła mówić, jej głos był już szczerze złośliwy, syczący:
— Szczęśliwi? Cha! A czy pani w ogóle wie, iż ona jest z domu dziecka? Myśmy ją przyjęli, choć wiadomo, co się w tych domach wyprawia. Nie bez powodu jest bezpłodna! Pusty kwiat! Zobaczy pani, miną lata, a wnuków nie będzie! I wtedy zrozumiecie, jakie śmiecie do domu wzięliście! Wtedy pożałujecie!
— Pani Krystyno — powiedziała tak głośno i wyraźnie, jakby nie mówiła do słuchawki, ale stała przed tą kobietą twarzą w twarz — myli się pani. We wszystkim. U nas w rodzinie jest spokój, porządek i miłość. Magdę szczerze kocham. Szanuje mnie i nazywa mamą. Oczywiście wiemy, iż Madzia wychowała się w domu dziecka, i nie jest to jej wina. Przeciwnie, starałam się być dla niej dobra, dać choć trochę ciepła i matczynej miłości.

Ona jest bardzo dobrą, miłą dziewczyną. A co do wnuków… spóźniła się pani z „proroctwami”. Magda i Paweł spodziewają się dziecka. Niedługo. Więc pańskie obawy są nie na miejscu.

Cisza w słuchawce. Potem usłyszała przerywany, świszczący oddech. I nagle — łkanie. Złośliwy ton zamienił się w spazmatyczne, łkające szlochy.
— Dziecko? — ochrypła Krystyna, a w jej głosie było coś żałosnego, złamanego. — Naprawdę? A może wcale nie od waszego syna, co? Ach, Boże… A mój… mój syn…
Łkanie się wzmogło.
— On jest stracony! Pije, pracę zmienia jak rękawiczki… Pieniędzy nie ma, żyje Bóg wie jak… A ja tak pragnę wnuków! Choć jednego!

Anna w milczeniu słuchała tej spowiedzi. Żal ścisnął jej serce. Nie do tej kobiety, ale do tamtej Magdy, która przetrwała lata takiego życia.
— Pani Krystyno… — zaczęła Anna, ale tamta przerwała jej, głos nagle stał się natarczywy, niemal błagalny:
— Słuchajcie… A jeżeli z waszym Pawłem… im się nie uda? Rozwiodą się? To się zdarza! Wtedy… od razu do mnie zadzwońcie! Koniecznie! Powiem synowi… może weźmie się w garść! Ona teraz, jak mówicie, jest taka dobra? Gotować umie, porządek lubi. Może wróci do nas? Tylko mi powiedzcie, jeżeli coś! Proszę! Przecież ona i tak nie ma gdzie iść, a nas już zna…

I oto sedno. Nie skrucha. Nie żal za krzywdy wyrządzone synowej. Desperacja kobiety, która zobaczyła, iż to, co uważała za bezwartościowy złom, w innych rękach zamieniło się w diament. I dzika, egoistyczna nadzieja, by odebrać ten diament z powrotem, dla swojego nieudacznika syna. Wykorzystać Magdę ponownie. Jako służącą. Jako inkubator dla upragnionych wnuków.
— Taka synowa jak Magda jest potrzebna nam. Niech pani więcej nie dzwoni. Nigdy.
Nie czekała na odpowiedź i rozłączyła się. Potem zablokowała numer.

W gardle stanęła jej kula, od złości, od żalu za przeszłość Magdaleny, od dzikości tych zarzutów. Ale najsilniejsze było poczucie…Anna uśmiechnęła się, patrząc, jak Magda i Paweł śmieją się przy stole, i poczuła, iż jej świat jest teraz naprawdę kompletny.

Idź do oryginalnego materiału