Tania zawsze myślała, iż ma szczęście z teściową, ale przypadkowa rozmowa wszystko zmieniła

przytulnosc.pl 3 godzin temu

— Po raz pierwszy w życiu tak rozczarowałam się człowiekiem — podzieliła się Tania. — Kiedy wychodziłam za mąż, zawsze wszystkim chwaliłam się, jak bardzo mam szczęście z teściową. A kiedy urodziłam pierwsze dziecko, tylko się przekonałam, iż to kobieta złotego serca. Byłam młoda, moi rodzice mieszkają w innym mieście, więc nikt nie mógł mi doradzić ani pomóc, poza Olgą, mamą męża. I ona zawsze przychodziła z pomocą.

Kiedy urodziłam Dawida, pierwszego dziecko, mój mąż pracował do późna, zostawałam sama z niemowlęciem i obowiązkami domowymi, a teściowa prawie codziennie przychodziła do mnie — czasem pomagała w przygotowaniu posiłków, czasem zabierała wnuczka na spacer w wózku — żeby ja mogła trochę odpocząć i załatwić sprawy domowe.

Tani miał trzydzieści sześć lat, teraz ma troje dzieci — syna w wieku ośmiu lat oraz córki w wieku pięciu i trzech lat. Przez te wszystkie lata kobieta była na urlopie macierzyńskim, nie chodziła do pracy, ale ci, którzy mają dzieci, wiedzą, iż choćby jeżeli kobieta jest cały czas w domu, obowiązki domowe nigdy się nie kończą.

Dlatego przez te osiem lat od narodzin wnuka Olga przychodziła do zięcia prawie każdego dnia. Ale nie pouczała, nie krytykowała i nie udzielała rad, jak to zwykle robią teściowe — cicho zakładała domowe ubrania i zabierała się za sprzątanie, naukę liter z dziećmi, czy spacer z wnukami. Zawsze była uprzejma i uśmiechnięta, więc Tania nie mogła sobie wyobrazić, iż matka męża pomaga nie z własnej woli.

— Bywały okresy, kiedy naprawdę nie poradziłabym sobie sama ze wszystkim, bez jej pomocy, choćby nie mogłam sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby dziś Olga nie przyszła. A teraz dzieci są już dorośli, moje córki są bardzo spokojne, nie sprawiają kłopotów. Teraz już nie potrzebuję jej pomocy, chyba tylko czasami gdzieś do przychodni pójść, albo starszy pójdzie na basen — dobrze, gdy jest ktoś, kto zostanie z najmłodszymi w domu. Ale wnuki bardzo kochają babcię — opowiada Tania. — I to jest zrozumiałe, zawsze przynosi słodycze do herbaty, albo balonik powietrzny dla wszystkich, albo butelkę soku. I zawsze mi życzliwie: zaproponuje herbatę albo gwałtownie przygotuje jakiś deser. Naprawdę stała się dla mnie bliską osobą, nazywałam ją mamą, nie mogłam się cieszyć bardziej.

Gdyby nie przypadek, kobieta nie dowiedziałaby się, iż jej dzieci są nie szczęściem, a obciążeniem dla teściowej. Jakś sobotę Tania z mężem planowo pojechali na zakupy do hurtowego rynku, po drodze zawieźli dzieci do teściowej. Załatwili się całkiem szybko, w ciągu kilku godzin, po odebraniu dzieci i już w drodze do domu okazało się, iż najmłodsza córka, Ania, zapomniała ulubioną lalkę u babci. Rozczarowała się, rozpłakała i w żadnym wypadku nie chciała czekać do jutra, aż babcia przyniesie jej zabawkę, więc nie było innego wyboru — pojechali z powrotem.

Aby nie tracić czasu, Tania postanowiła gwałtownie sama wstać do mieszkania po lalkę, ale zatrzymała się, gdy przypadkowo usłyszała rozmowę teściowej z sąsiadką na klatce schodowej.

— Już osiem lat, jak życia nie widzę, Natalio — narzekała Olga sąsiadce. — Chociaż jestem na emeryturze, czuję się, jakbym pracowała bez weekendów! Rano przychodzę do nich, a wieczorem wracam do domu. Nie mogę tam usiąść, bo pracy jest masa — zięć nie jest zbyt zorganizowany, więc ciągle muszę myć okna, załatwiać talerze w zlewie. Nie będą tam stały na zawsze? Jakieś ciastko upiekę dla wnuków, słodycze z sklepu wiesz, jak one robią.

— Tak, a co im pozwalasz tak na ciebie obciążać, Olu! Jak to możliwe? Zaniesiecie cię do grobu, masz przecież chore nogi, a ty kręcisz się u nich codziennie. Czy dziś były u ciebie wnuki?

— Były, gdzie by je wziąć! Najbardziej chcą się pobawić — przywiozili mi je. Od rana do wieczora muszę trójkę dzieci karmić na własny koszt, Natalio! A one nie jedzą tak jak ja, postną owsiankę, muszę gotować zdrowo, smacznie i kupować owoce. A ja nie dostaję emerytury za miliony… Nie mogę już dłużej tego znosić i nie chcę. Kiedyś mnie dopieką — i powiem wszystko, co mam na sercu, bo inaczej doskwie mi się to.

Tania nie powiedziała ani słowa, cicho weszła do mieszkania, wzięła lalkę, którą Ania zostawiła w korytarzu, i wyszła, nie żegnając się. Sąsiadki również ucichły i nie wymieniły się żadnym słowem w obecności zięcia.

Cały wieczór Tania nie mogła znaleźć sobie miejsca z powodu urazy i niezrozumienia, ale dokładnie wiedziała, iż nie chce już więcej widzieć w swoim domu tak obłudnej osoby. Rano kobieta jednak zdecydowała się zadzwonić do teściowej i powiedziała, iż nigdy więcej nie może do nich przychodzić.

Idź do oryginalnego materiału