Teściowa narzuca zasady w moim domu. Przypomniałam jej, kto tu rządzi.

polregion.pl 2 tygodni temu

Moja teściowa postanowiła wprowadzać swoje zasady w MOIM domu. Przypomniałam jej, kto tu tak naprawdę rządzi.

Tak wyszło, iż musiałam wpuścić teściową do swojego mieszkania. Nie dlatego, iż marzyłam o takim rozwiązaniu. Po prostu mam wspaniałego męża, który błagał, żebym pomogła – jego mama znalazła się w trudnej sytuacji. Zgodziłam się, zaciśniętych zębów. Chciałam zachować spokój w rodzinie. Ale wygląda na to, iż jego matka gwałtownie o tym zapomniała.

Teściowa zaczęła narzucać w moim domu swoje porządki, jakby to ona tu decydowała. Chociaż od razu dałam jej do zrozumienia, iż mieszkanie jest MOJE i nie pozwolę ingerować w moją przestrzeń. Nasze relacje nigdy nie były ciepłe. Zawsze drażniło ją, iż nie tańczę, jak mi zagra. Mnie z kolei irytował jej sposób narzucania swojej woli i pouczania życia.

Od razu zaczęła skarżyć się mojemu mężowi. Ale on jest rozsądny – nie reagował na jej narzekania. Jego mama od początku nie mogła pogodzić się z faktem, iż to ja jestem właścicielką mieszkania. Wściekała się, iż nie może narzucić swojej woli tak, jak to robiła zawsze.

Teściowa ma młodszą córkę – Kasię, cztery lata ode mnie młodszą. Rok temu wyszła za mąż, już będąc w ciąży. Młoda para zamieszkała z rodzicami męża, ale długo tam nie wytrzymała. Po pół roku, po urodzeniu dziecka, Kasia uciekła z powrotem do matki. Teściowa wrzeszczała przez łzy:

— Zmęczyli moją dziewczynę! Jaka jej się trafiła teściowa – to wąż, nie kobieta! Wciąż tylko gryzie, upokarza, obraża! Jak można tak traktować synową?

Omal się nie roześmiałam. W końcu ta „straszna” teściowa jest jej dokładnym odbiciem. Po prostu lustrzane odbicie. No cóż, jak to mówią – zasłużyła sobie.

Kasia nie rozwiodła się, mąż ciągle pomagał finansowo. Po miesiącu wrócił do żony – tym razem do kawalerki teściowej. Oczywiście było im tam ciasno, a teściowa spała w kuchni. Z zięciem nie dogadywała się, a Kasia, co najzabaśniejsze, stawała po stronie męża w konfliktach z matką:

— Mamo, nie waż się niszczyć mojego małżeństwa!

Wtedy powiedziałam teściowej wprost:

— Może niech wynajmą coś na swoją głowę?

— A za co? Kasia jest na macierzyńskim, mąż zarabia grosze. Co oni mogą sobie pozwolić?

— To ich problem. I nas absolutnie nie dotyczy.

Ale zaczęła coraz częściej przyłazić do nas. Najpierw narzekała na zły los, potem na ból pleców od spania na kuchennej kanapie, w końcu – na kłótnie z zięciem. Aż w końcu rzuciła:

— Nie wytrzymam tam dłużej! Mogę się do was wprowadzić? Tylko na chwilę!

Chciałam odmówić. Ale mąż błagał:

— Mama zostanie tylko dwa miesiące. Rozmawiałem z Kasią, niedługo wynajmą mieszkanie.

Uległam. Ale od razu postawiłam warunki. Teściowa kiwała głową: „Oczywiście, córeczko, wszystko rozumiem”. Pierwsze dwa tygodnie była cicha jak mysz. Potem zaczęło się.

Przekształcała przestrzeń po swojemu. Rozkładała wszędzie swoje serwetki, przekładała obrazy, proponowała zmianę firan. Najpierw to znosiłam. Potem poskarżyłam się mężowi. Próbował z nią rozmawiać – bez skutku. Mijały miesiące, a „tymczasowo” przerodziło się w pół roku. Kasia, jak podejrzewałam, nie zamierzała się wyprowadzać.

Teściowa coraz częściej czepiała się mnie: „Marnujesz wodę!”, „Źle gotujesz!”, „Nie umiesz sprzątać!”. Pewnego dnia wyrzuciła całą moją chemię domową, kupując szare mydło, które śmierdziało na cały dom. Oświadczyła: „Chemia to trucizna, wrócimy do tradycji!”.

Do tego regularnie wyrzucała jedzenie z lodówki, choćby to świeżo ugotowane. Mówiła, iż „zła energia” albo „niezdrowe dla mojego syna”. Tym razem wybuchłam. Nie poszłam skarżyć się mężowi – powiedziałam wszystko, co mi leżało na wątrobie:

— Mieszkacie w MOIM mieszkaniu. Zgodziłam się na waszą obecność – TYMCZASOWO. Czas się skończył. Pakujcie się i wracajcie do córki. Nie potrzebuję drugiej matki. Jestem dorosła i nie pozwolę, by ktoś dyktował mi, jak mam żyć we WŁASNYM domu!

Teściowa się obraziła. Gdy wrócił mąż, zaczęła na mnie narzekać. A on tylko rozłożył ręce:

— Rozwiążcie to między sobą. Nie będę się wtrącał.

Wtedy poszła na całość: zaczęła mówić, iż jest „starsza i mądrzejsza”, iż „powinnam być wdzięczna”. Wtedy postawiłam kropkę nad i:

— Wdzięczna? Za co? Za to, iż zamieniłaś mój dom w piekło? Nie prosiłam cię o nauki życia. I na pewno nie pozwolę, żeby moje mieszkanie stało się oddziałem psychiatryka!

Dałam jej miesiąc na spakowanie się. Niech sami rozwiązują swoje problemy mieszkaniowe. Dlaczego mam być zakładniczką ich bałaganu? Z własną córką sobie nie poradziła, a teraz chce zniszczyć i moje życie?

Nie, dziękuję. Dość. W moim domu – moje zasady.

Idź do oryginalnego materiału